PUPPET MASTER: AXIS TERMINATION. Pacynki kontra naziści
Jedenasta część sagi o morderczych kukiełkach jest niezaprzeczalnie najgorszą, co chyba nikogo nie powinno dziwić – seria, którą utrzymuje przy życiu legendarne studio Full Moon, z każdym kolejnym odcinkiem obniża loty, ale niedawno pojawiło się światełko w tunelu, o którym przeczytacie w ostatnim akapicie.
Wszystko zaczęło się blisko trzydzieści lat temu, od filmu, który dzisiaj uchodzi za klasyk ery kaset VHS. Władca lalek od zawsze powstawał w oparciu o skromny budżet, ale w 1989 roku nie żałowano mu 35mm taśmy filmowej i wystrzegano się nadmiernej pobłażliwości podczas castingu. Niewątpliwie była to produkcja klasy B, ale urzekająca w tajemniczą atmosferą i gwarantującą komfort oglądania dzięki zapleczu nie rażącym amatorszczyzną. Wyraźny spadek formy pojawił się w okolicach części czwartej, ale prawdziwy dramat to trylogia Axis, która na szczęście właśnie dobiegła końca.
Axis Termination sfilmowano na planie przypominającym studio Teatru Telewizji Polskiej z lat 80. Otoczona tandetną scenografią obsada ewidentnie znajduje się w maleńkim, kilkukrotnie przebudowywanym na potrzeby scenariusza pomieszczeniu. Ostatecznie jednak to ona, a nie kartonowe ściany czy nawet tytułowe lalki wypada najbardziej sztucznie. Dominuje aktorstwo niespełnionych aspiracji, przerysowany dramatyzm, z którego aż bije nadzieja na wyłamanie się, zaimponowanie innym producentom, którzy z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu (może po prostu słabości do “złych” filmów) mieliby sięgnąć po jeden z najgorszych tytułów ubiegłego roku. Potraktowanie występu przed kamerami jako drugiego etapu castingu musiało skończyć się żałosną pretensjonalnością i to zdecydowanie największa bolączka całej trylogii Axis.
Najżałośniejszy popis daje aktor najbardziej doświadczony, Kevin Scott Allen, który ma na koncie podrzędne role w Star Trek: Stacja kosmiczna czy Skazanym na śmierć. Jego postać to karykaturalny szaleniec pokroju Lexa Luthora w wydaniu Jessego Eisenberga. Zaciąga się papierosowym dymem z nonszalancją trzynastolatka konsumującego szluga wykradzionego z matczynej torebki; z pasją, jakiej zabrakło Jamiemu Dornanowi w Pięćdziesięciu twarzach Greya oblizuje but despotycznej przełożonej, a za najlepsze rozwiązanie w sytuacji, gdy rozgniewana pijawka wżera mu się w oko, uznaje porażenie prądem… Wszystko to sprawia, że Sturmbahnfurher Krabke prezentuje się jako jeden z najwybitniejszych uczniów szkoły Ivana Ooze’a dla najgorszych czarnych charakterów, a tym samym sprawia, że Axis Termination nie wypełnia podstawowej roli filmu klasy Z i nie odpręża, a raczej irytuje i przemienia próbę dobrnięcia do końca seansu w torturę.
Podobne wpisy
Powstanie filmu sfinansowano dzięki wsparciu fanów, a zachętą miało być zapewnienie, że będzie brutalniej niż kiedykolwiek dotąd. Kukiełki w trzecim akcie faktycznie rozkręcają się, ale ich ofiary bryzgają do bólu sztuczną, cyfrową krwią, co nawet w tych kilku scenach stworzonych z myślą o wygłodniałych zwolennikach serii nie pozwala odnaleźć krzty satysfakcji. Skoro nawet sentyment nie pomaga, to co dalej? Odpowiedź jest banalnie prosta, w Hollywood praktykowana od lat – pora na remake. W tym przypadku istnieje jednak duża szansa na sukces, a prognozę tę opieram o postać scenarzysty – S. Craiga Zahlera, reżysera Bone Tomahawk oraz Brawl in Cell Block 99. To człowiek obdarzony fenomenalnym zmysłem do łączenia kiczu z ambitną treścią i szczerze wierzę (czy może bardziej mam nadzieję), że napisane przez niego The Little Reich przywróci Władcy lalek dawną świetność. Wiadomo już na pewno, że po raz pierwszy od 1998 roku Blade i spójka nie będą dobrodusznymi chochlikami pomagającymi w walce z nazistami, lecz po raz kolejny staną się okrutnymi, czarnymi charakterami, a ich działalność zostanie osadzona w czasach współczesnych. Umarł Władca lalek, niech żyje Władca lalek!