KAZNODZIEJA – SEZON CZWARTY. Niech takie złe seriale nigdy nie powstają
Na papierze wszystko wskazywało na to, że serial Kaznodzieja będzie kolejnym hitem stacji AMC. Fabuła została zbudowana na podstawie ciepło przyjętego komiksu autorstwa Gartha Ennisa i Steve’a Dillona, w którym aż roi się od „niegrzecznych” zagrywek uderzających w ważne dla Amerykanów wartości. Coś jednak ewidentnie nie zagrało, bo koniec wieńczącego całą produkcję czwartego sezonu wielu widzów zapewne przyjęło z poczuciem ulgi i potrzeby zapomnienia o tym wielogodzinnym koszmarze.
Podobne wpisy
Główną osią fabularną w Kaznodziei są podejmowane przez Jesse’ego Custera (Dominic Cooper) próby odnalezienia Boga i rozprawienie się z jego niesprawiedliwą polityką względem gatunku ludzkiego. Główny bohater może sobie pozwolić na taki szalony krok, ponieważ w niewyjaśnionych okolicznościach nabywa potężną moc, za pomocą której jest w stanie kierować ludzkimi poczynaniami. Na tej podstawie uważa, że jest godzien stanąć przed obliczem Absolutu, żądać wyjaśnień, a w ostateczności wyzwać go na pojedynek. Mężczyzna chce zrozumieć swój los i cel wszystkiego, co wydarza się na świecie, więc udaje się w podróż przez Amerykę. Towarzyszy mu podczas niej dwójka bliskich osób: wieloletnia przyjaciółka i była partnerka Tulip (Ruth Negga) oraz nawiedzony, ekstrawagancki wampir Cassidy (Joseph Gilgun).
Czwarty sezon stanowi finalny akord całej historii, kiedy to Jesse może nareszcie skonfrontować się z poszukiwaną przez siebie istotą. Jednocześnie rozwiązuje się sprawa miłosnego trójkąta między nim, Tulip i Cassidym. W piekle coraz wygodniej czuje się Adolf Hitler, który przejął władzę nad podziemną krainą i zamierza wprowadzać tam swoje porządki. Nadciąga także zapowiedziana apokalipsa, którą bohaterowie, rzecz jasna, starają się zatrzymać, bowiem jeśli nie odnajdą Boga na czas, cały gatunek ludzki przestanie istnieć.
Opis serialu brzmi doprawdy fascynująco. Kaznodzieja mógł być produkcją ostro uderzającą w amerykańską hipokryzję, fałszywą religijność czy inne równie ważne sprawy. Mógł być elementem dekonstruującym przebrzmiałą mitologię tamtego kontynentu, która coraz mocniej chyli się ku upadkowi. Niestety, nic takiego absolutnie nie nastąpiło. Podobnie jak inna historia o tożsamych właściwościach – Amerykańscy bogowie – propozycja stacji AMC to przykład straconego potencjału, bowiem notorycznie spowalniana akcja, wikłanie postaci w wydarzenia niemające kompletnie żadnego znaczenia dla rozwoju fabuły oraz swego rodzaju powściągliwość w podejmowaniu nowych, palących problemów zmusiły scenarzystów do postawienia na szkodliwe półśrodki.
Kaznodzieja nie jest ani niegrzeczną zabawą, ani głębszą reinterpretacją otaczającej nas rzeczywistości. Serial stoi w rozkroku, w zasadzie tylko od strony formalnej oferując pewne przekroczenia dominujących i ogólnie zaakceptowanych konwencji. W ostatnim sezonie tego nie widać (najwidoczniej zabrakło pieniędzy), ale we wcześniejszych odsłonach znakomicie realizowano sceny walki. Bijatyki charakteryzowały się świetną pracą kamery (częstymi mastershotami), a także wymyślną choreografią, dzięki czemu komiksowy sznyt odnajdywał odzwierciedlenie na ekranie. Ale także w czasach pokoju, gdy bohaterowie nie walczyli na śmierć i życie, kamera potrafiła znakomicie uchwycić świat przedstawiony. Szczególnie zapada w pamięć pięknie sfotografowany w drugim sezonie Nowy Orlean.
Ostatnia odsłona to jednak męczący, nikomu niepotrzebny maraton w stronę mety. Serial ostatecznie stoczył się w stronę rozrywki niskiego sortu, pozbawionej dominującego tematu, fabularnego mięsa oraz koncepcji na to, o czym chce tak naprawdę opowiadać. Z interesujących zamierzeń – chęci konfrontacji zwykłego człowieka z Najwyższym – pozostały miałkie melodramatyczne perypetie, kilka mordobić oraz kompletnie absurdalne sceny, po których zniknięciu nikt by nie płakał.
Co najgorsze, w czwartym sezonie szwankowały również interakcje między bohaterami. O ile wcześniej jeszcze Cassidy potrafił zarzucić żenującym żartem, o tyle później pozostała już głównie powaga, tylko w wyjątkowych okolicznościach przekłuwana elementami komicznymi. Wydaje się, że pod koniec produkcji w sensie metaforycznym powyrywano postaciom zęby, bo zaczęły się zachowywać, jak gdyby coś je blokowało i nie pozwoliło w pełni rozwinąć zdemoralizowanych skrzydeł. Po obrazoburczych wizjach (jak na przykład w sposób fantastyczny przedstawiona w piekle największa trauma z życia Hitlera) nie pozostał choćby ślad.
Oglądanie Kaznodziei to strata czasu, niezależnie od tego, czy jest się fanem komiksowego pierwowzoru, czy nie. Brak pomysłów na ustalenie jądra historii – fabularnego oraz metaforycznego – to jedna z najważniejszych przyczyn katastrofy. Bądźmy jednak szczerzy – o tym upadku już za kilka tygodni nikt nie będzie pamiętał.