Wybór najlepszych dzieł Jóhanna Jóhannssona (1969–2018) jest zadaniem niełatwym, bo choć jego dorobek nie jest obszerny, to próżno szukać w nim płyt słabych. Islandczyk wprowadził do muzyki filmowej nową jakość i można tylko żałować, że jego błyskotliwa kariera została przerwana przez śmierć w wyniku przypadkowego przedawkowania mieszaniny leków i kokainy. Oto dziesięć najlepszych soundtracków wyjątkowego artysty, który mówił o sobie, że nie jest kompozytorem filmowym, lecz kompozytorem, który czasami tworzy dla filmu.
Muzyka do krótkometrażowego filmu animowanego Varmints Marca Craste’a, opowiadającego o stworzonkach, których sielski żywot w zgodzie z naturą zostaje zagrożony przez obcą cywilizację budowniczych wielkich miast. W filmie nie ma dialogów, więc muzyka odgrywa w nim szalenie ważną rolę dramaturgiczną, płynnie przechodząc od idylli do niepokoju. Powalające piękno tej płyty nie byłoby możliwe bez udziału znamienitej orkiestry i chóru Filharmonii w Pradze ze szczególnym uwzględnieniem sopranistki Michaeli Šrůmovej. Pierwszy wielki soundtrack Jóhannssona.
Dokumentalny film Billa Morrisona opowiada historię przemysłu górniczego północno-wschodniej Anglii i robi to za pomocą zarówno obrazów, jak i muzyki. Ścieżkę dźwiękową zarejestrowano na żywo w katedrze w Durham we wrześniu 2010 roku, a Jóhannssonowi towarzyszyli: organista, dwaj perkusiści oraz 17-osobowa orkiestra dęta (rożki francuskie, trąbki, kornety, tuby, puzony) pod batutą Guðniego Franzsona. Powstała muzyka monumentalna, szeroka, o symfonicznym rozmachu i żałobnym nastroju – muzyka ilustrująca szczątki tajemniczego świata, którego już nie ma.
Filmowa impresja Maxa Kestnera to trochę dokumentalny portret Kopenhagi, a trochę list miłosny do stolicy Danii i jej mieszkańców. Przez blisko półtorej godziny obserwujemy ulice, budynki oraz kopenhażan, którzy spieszą się do pracy, wracają z zakupów i załatwiają inne sprawy. Kamera zagląda do mieszkań, biur i sklepów, czasami zaś wznosi się wysoko ponad miasto, rejestrując ruch samochodowy. Obrazom towarzyszy subtelna muzyka Jóhannssona – zbiór dziewiętnastu uroczych miniatur na kwartet smyczkowy, klarnet, czelestę, instrumenty klawiszowe i elektronikę.
Pierwsza odsłona współpracy Jóhannssona z kanadyjskim reżyserem Denisem Villeneuve’em. Muzyka do Labiryntu jest równie przygnębiająca, jak fabuła filmu o zaginięciu dwóch dziewczynek – i równie jak ona oszczędna w środkach wyrazu. Prym wiodą tutaj orkiestrowe aranżacje z wysuniętymi na pierwszy plan instrumentami smyczkowymi. Ciekawostkę stanowi wykorzystanie nietypowych instrumentów: fal Martenota i organów kryształowych Bascheta. A na wiolonczeli zagrała Hildur Guðnadóttir, przyszła autorka muzyki do Czarnobyla i Jokera.
Biograficzny film Jamesa Marsha o Stephenie Hawkingu to typowy przykład Oscar bait: obliczonej na zdobywanie nagród, sztampowej i przez to nijakiej produkcji, która kładzie nacisk na prywatne życie wybitnego fizyka, a nie na jego osiągnięcia naukowe. Ten nieznośnie sentymentalny obraz zdobył wiele nagród, ale co z tego, skoro nie oddaje sprawiedliwości Hawkingowi? Bodaj jedynym elementem wystającym ponad hollywoodzką średnią jest soundtrack przygotowany przez Jóhanna Jóhannssona – delikatna, pełna wdzięku muzyka, za którą autor otrzymał Złoty Glob.
Jóhannsson w podwójnej roli reżysera i kompozytora. End of Summer to krótkometrażowy film dokumentalny o podróży na Półwysep Antarktyczny i wyspę Georgia Południowa. Nakręcone na czarno-białej taśmie Super 8 dzieło przypomina zaginiony klasyk z epoki kina niemego lub jeden z eksperymentalnych tytułów Billa Morrisona (Decasia). Surowym krajobrazom towarzyszy muzyka powstała we współpracy z Hildur Guðnadóttir i Robertem Aiki Aubreyem Lowe. Całość cechuje się aurą adekwatną do obrazu – zimną jak lód, posępną i zarazem zachwycająco majestatyczną.
„Dokonałem bardzo świadomego wyboru, aby unikać wszystkiego, co kojarzy się z tym regionem i przywołuje kulturę regionu na południe od granicy” – komentował Jóhannsson pracę nad kolejnym filmem Villeneuve’a. Zamiast czerpać inspirację z muzyki tejano, sięgnął po spektralizm Gérarda Griseya oraz industrial Throbbing Gristle i Test Dept. W rezultacie skomponował zrytmizowaną muzykę pełną kontrastu i dynamiki, gdzie wyciszone partie smyczków przerywane są grzmotem bębnów i basowymi pomrukami. Soundtrack, który potęguje napięcie na ekranie.
Trzeci i ostatni wynik kooperacji z Villeneuve’em. Nowy początek to science fiction dla myślącego człowieka, w którym – jak w najlepszych dziełach literackich Dicka i Lema – fantastyka naukowa służy jedynie jako nadbudowa do filozoficznej zadumy nad ludzkim losem. Ten nastrojowy film został zilustrowany wspaniałą ścieżką dźwiękową z pogranicza ambientu, modern classical i elektroniki. Jest to też tour de force Jóhannssona i pokaz najbardziej charakterystycznych cech jego muzyki: dysonansowych struktur, przejmujących smyczków i miarowej rytmiki.
Oto album, którym Jóhannsson ostatecznie potwierdził swój status kompozytora wszechstronnego, odrębnego, oryginalnego i po prostu wielkiego. Muzyka do doskonałego filmu Panosa Cosmatosa skrzy się wieloma barwami, a wśród chmury tagów przewijają się: dark ambient, industrial, heavy metal i syntezatorowe soundtracki do tandetnych horrorów z lat 80., którym zresztą Mandy wiele zawdzięcza. Dodatkową atrakcję stanowią gitarowe partie Stephena O’Malleya z grupy Sunn O))). Jeden z ostatnich soundtracków artysty i zarazem skończone arcydzieło.
Ostatni kompletny autorski projekt artysty. Wydany pośmiertnie soundtrack do eksperymentalnego filmu w reżyserii Jóhannssona – czarno-białej produkcji na podstawie powieści science fiction Ostatni i pierwsi ludzie Olafa Stapledona. Jest to swoiste requiem dla gatunku ludzkiego z narracją Tildy Swinton, wizerunkami sowieckich pomników wojennych na terenach byłej Jugosławii oraz hipnotyzującą muzyką podpisaną przez Jóhannssona i Yaira Elazara Glotmana. Połączenie obrazów, muzyki i słów robi oszałamiające wrażenie. Wspaniałe zwieńczenie olśniewającej kariery.
Suplement: Warto sięgnąć po solowe płyty IBM 1401, A User’s Manual (2006), Fordlândia (2008) i Orphée (2016), a także po album Drone Mass (2022) z Paulem Hillierem, Theatre of Voices i American Contemporary Music Ensemble.