search
REKLAMA
Artykuł

JEŻELI…

Maciej Niedźwiedzki

16 października 2015

REKLAMA

Lindsay Anderson wierzył w realizm. Należy do tego samego pokolenia reżyserów co Tony Richardson, Karel Reisz czy John Schlesinger. Ich dokumenty z lat 50. łączy się w nurt zwany Free Cinema.

Obrazowały one codzienność angielskiej klasy niższej. Ich obyczajowość, zachowanie w pracy i w domu, to, jak spędzają czas wolny, jak się kochają i jak się kłócą. Anderson wyreżyserował wtedy Krainę marzeń, zbiorowy portret klientów parku rozrywki. To film pozbawiony dramaturgii i wyrazistych, pierwszoplanowych bohaterów. Kamera obserwuje bawiący się lud, swobodnie zmienia miejsca, nie podążając za nikim. Montaż również nie układa tych nagrań w spójną narrację. Ekipa filmowa w żadnym stopniu nie ingeruje w przebieg zdarzeń, nie wychwytuje nikogo, by zadać jakiekolwiek pytanie. Twórcy całą sytuację obserwują z boku. Andersona interesowało jedynie to, by uchwycić prawdę o tamtym miejscu i o tamtym czasie. Nie chciał, by ci ludzie stali się aktorami, a to wydarzenie spektaklem. W 1954 roku za Urodzonych w czwartek późniejszy reżyser Jeżeli… zdobył Oscara, potwierdzającego doniosłość produkcji brytyjskiego Free Cinema.

W 1963 roku Anderson za sprawą Sportowego życia przebojowo przeszedł do fabuł. Dokument przestał mu wystarczać. Chyba potrzebował zostać narratorem, a nie tylko obiektywnym reporterem. Film z Richardem Harrisem do dziś jest jednym z najdoskonalszych filmów sportowych, kompletnie oddającym sylwetkę zawodnika. Zarówno na płaszczyźnie fizycznej, jak i psychologicznej, jego motywacji i lęków, bolącego ciała i umęczonej duszy. Nie może dziwić, że Sportowe życie stawiane jest często na równi ze Wściekłym bykiem.

b

Anderson jest jednak najbardziej znany ze swojej trylogii o Micku Travisie, na którą składają się Szpital Brytania, Szczęśliwy człowiek i najsłynniejsze, otwierające ten cykl Jeżeli….

[quote]Był on zwieńczeniem kina młodych gniewnych, kolejnego znaczącego etapu w angielskim kinie.[/quote]

Tworzyli go reżyserzy Free Cinema, którzy tym razem nie opowiadali o masach, ale koncentrowali się na losach jednostek. Niedojrzałych emocjonalnie dwudziestolatkach, uwięzionych w ramach różnych instytucji, nie potrafiących sprostać oczekiwaniom swoich rodziców. Przede wszystkim niepewnych własnych możliwości, nie mających sprecyzowanych marzeń, a przez to buntowniczych. Były to postaci wyrażające swoją agresję na wiele sposobów i z różną intensywnością. Główni bohaterowie Miłości i gniewu, Z soboty na niedzielę, Smaku miodu, Samotności długodystansowca, Sportowego życia, Rodzaju miłości są naładowani ogromną  liczbą negatywnych emocji. Często je jednak tłumią, chowając pięści do kieszenie. Najbliższy prawdziwego wybuchu jest Billy w Billym kłamcy, który często ucieka w świat wyobraźni, gdzie widzi siebie trzymającego broń maszynową. Wyładowując fikcyjny magazynek gasi buzujące w nim emocje.

Jeżeli… przełamuje tę granicę. Stanowi ono kolejny (ostatni?) krok kina młodych gniewnych. To jego punkt kulminacyjny. Mick nie tylko śni o krwawej zemście, ale wprowadza ją w życie. Nie marzy o karabinie, ale faktycznie ma go w rękach. Wyładowując magazynek i mordując nauczycieli wyraża frustrację wszystkich swoich poprzedników. Po nim już nikogo nie będzie, po nim rozpocznie się nowa epoka. Inspiracją Jeżeli… był niewątpliwie głośny film Jeana Vigo Pała ze sprawowania z 1933 roku, opowiadająca o buncie uczniów w jednej z francuskich szkół. Anderson sięgnął po ten sam temat, ale zrealizował go ze zdecydowanie większą sugestywnością.

b

Film Lindsaya Andersona rozpoczyna się na kilka dni przed inauguracją roku szkolnego. Akcja praktycznie całego Jeżeli… rozgrywa się na terenie tradycyjnej brytyjskiej szkoły z internatem. Uczą się w niej jedynie chłopcy, powszechne są mundurki i niezmienne od lat rytuały i zwyczaje. Od obowiązkowego udziału we mszy świętej po zakaz noszenia dłuższych włosów czy choćby śladów zarostu. Nie istnieje system nagród, wyznaczane są jedynie kary za kolejne przewinienia. Z ambony ksiądz wygłasza kazania, w których przypomina o konieczności bycia posłusznym i gorliwym wykonywaniu rozkazów. Po korytarzach i dormitoriach krążą brutalni prefekci. Tłumią oni jakiekolwiek przejawy indywidualizmu. Nieobca jest im przemoc fizyczna – to często jedyne wyjście, by wskazać młodszemu „koledze” właściwą drogę. Szkoła w Jeżeli… pełna jest patologii i nadużyć, również obecnych między samymi uczniami. Jest ona ostoją ideologicznego konserwatyzmu, tak pod względem wychowawczym, jak i pedagogicznym, a hierarchiczna struktura uczelni prowokuje liczne manipulacje. Prefekci co chwilę manifestują swoją wyższość i chroniący ich przywileje.

Po wakacjach w Londynie do szkoły wraca Mick Travis. Otulony jest szalikiem, pod którym ukrywa wąsy. Już więc na samym początku łamie zasady, nie zgadza się z obowiązującym regulaminem. Robi to w sposób subtelny, jeszcze niezbyt groźny. Ma jednak znacznie poważniejsze zamiary. Główny bohater jest pod wyraźnym wpływem obyczajowych zmian i rewolucyjnych nastrojów wyniesionych ze stolicy Anglii. Na ścianie w jego pokoju wiszą plakaty Lenina i Che Guevary. Zauważymy również Krzyk Muncha. W ten sposób Anderson obrazuje tożsamość tego bohatera, oddaje jego stan ducha. Mick nie jest biernym nonkonformistą. To raczej buntownik wstrząsający istniejącymi strukturami, lekceważący autorytety i panujący system wartości. Travis w końcu zdecydował się wyjść przed szereg. Zamknięty w klatce zacznie nią trząść.  

b

Jeżeli… jest podzielone na kilka rozdziałów. Wprowadzają one kolejne tematy, a z czasem zaznaczają stopniową ewolucję uczniów, zdecydowanych wystąpić przeciw swoim wychowawcom. Zaczynamy od pokojowo brzmiących nazw jak College, Ritual and Romance przez prowokacyjne Discipline po agresywne Resistance, Forth to war i Crusaders, który w pierwszej wersji scenariusza był tytułem filmu. Interesująca jest również jego strona formalna. Jeżeli… w pewnej części nakręcone jest na czarno-białej taśmie. Tak zrealizowane sekwencje nie różnią się ani tematem, ani stroną stylistyczną od reszty filmu. Nie rozgrywają się one w wyobraźni którejś z postaci, nie są również dygresjami. Niektóre źródła podają, że spowodowane to było niskim budżetem, z powodu którego twórcy zmuszeni byli nakręcić wybrane sceny w tańszej czerni i bieli. To dość wiarygodne uzasadnienie. Tym bardziej, że sceny wykonane w ten sposób wydają się być wybrane dość przypadkowo i niekonsekwentnie. Nadają one jednak filmowi wyjątkowość, pewnego rodzaju nieprzewidywalność. Ten chaos formalny może też być tożsamy z naturą Micka Travisa, rozsadzającego od środka skostniałe struktury brytyjskiej szkoły.

Nie wiadomo, czy Jeżeli… odniosłoby równie wielki sukces, gdyby Lindsay Anderson do głównej roli nie wybrał magnetycznego Malcolma McDowella. Jego Mick Travis jest fantastyczny: czuć rodzący się w nim bunt, jego frustrację i rozczarowanie, powietrze w okół niego wydaje się być naelektryzowane. To postać o zagadkowym uśmiechu i łotrzykowskim spojrzeniu. Aktor wspaniale wygrywa wszystkie drzemiące w niej emocje. Szczególnie pamiętna jest scena chłosty wymierzanej przez prefektów. Wtedy zapala się w nim lont. W jego oczach za łzami bólu pojawia się najczystszy gniew. Ta rewelacyjna kreacja przykuła uwagę Stanleya Kubricka, który później zaproponował McDowellowi główną rolę w Mechanicznej pomarańczy. Właśnie tak rodzą się legendy.

korekta: Kornelia Farynowska

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA