search
REKLAMA
Artykuł

JAMES BOND od 60 lat ratuje świat. Wielki przegląd WSZYSTKICH filmów o przygodach agenta 007

James Bond gości na ekranie od 60 lat – w tym tekście przeczytacie o WSZYSTKICH filmach, w których pojawił się w tym czasie.

Piotr Żymełka

28 grudnia 2022

REKLAMA

Diamonds Are Forever (Diamenty są wieczne), 1971, reż. Guy Hamilton

Powrót do wyboru

BOND IS BACK – Sean Connery is BOND

Po rezygnacji Lazenby’ego i wyraźnie mniejszych wpływach z poprzedniego filmu, twórcy postanowili zrobić wszystko, by Sean Connery znów założył smoking. Szkot był początkowo nieugięty, ale rekordowa ówcześnie gaża (1,25 mln $) oraz możliwość zrealizowania dwóch dowolnie wybranych przez siebie tytułów przekonały go w końcu do powrotu w buty 007. Zaznaczył jednak, że to tylko ten jeden raz i „nigdy więcej”.

Diamenty są wieczne to trzecia odsłona „trylogii Blofelda”, a jednocześnie bezpośrednia kontynuacja poprzedniego filmu. W pierwszych scenach wściekły Bond poszukuje swojego arcywroga, szybko, brutalnie i skutecznie. Niestety trwa to zaledwie kilka minut (a Tracy nie zostaje nawet wspomniana) i przechodzimy do właściwego wątku, czyli sprawy przemytu diamentów. Szkoda, ponieważ zemsta powinna być motywem przewodnim tej odsłony przygód 007.

Tonacja filmu jest wyraźnie lżejsza niż u poprzednika, a klimat znów skręca w efekciarską stronę, po znacznie bardziej realistycznym W tajnej służbie jej królewskiej mości. W pierwszej połowie, gdy 007 wyrusza tropem klejnotów do Amsterdamu mamy jeszcze w miarę interesującą, wręcz detektywistyczną historię. Ale z chwilą przybycia bohatera do USA, atmosfera znów staje się znacznie mniej poważna, ocierając się wręcz o kamp. Stanowi to niejako zapowiedź kolejnych odsłon cyklu, w których mocno zaznaczano stronę komediową.

Również scenariuszowo film wpływa momentami na mieliznę, a kilka scen jest po prostu głupich – na przykład próba pozbycia się Bonda, poprzez ogłuszenie go i wywiezienie na pustynię, by następnie umieścić nieprzytomnego bohatera we fragmencie budowanego właśnie rurociągu. Może na papierze wyglądało to nieźle, w samym filmie niestety powoduje raczej zażenowanie. Albo finał, w którym 007 niewiele ma w zasadzie do roboty. Siódma przygoda Bonda momentami nie angażuje i zwyczajnie w świecie nuży. Connery znów jedzie na „autopilocie”, choć czasem widać jeszcze tę łobuzerską iskrę w oku. Wyraźnie też się już postarzał, ale jeszcze nie na tyle, by to przeszkadzało w seansie.

Odważnym ruchem ze strony scenarzystów było wprowadzenie na ekran dwóch homoseksualnych morderców – Pana Winta i Pana Kidda (Bruce Glover i Putter Smith) i to ich chyba pamięta się najbardziej. W roli Blofelda natomiast wystąpił tym razem Charles Gray, który wcześniej pojawił się w japońskiej przygodzie 007 jako sojusznik Bonda, Henderson. Gray wpasował się w tonację filmu i jego Blofeld jest znacznie bardziej przerysowany niż charyzmatyczny Savalas z poprzednika.

W „Diamenty są wieczne” pełno jest dziwnych scen, jakby wyjętych z zupełnie innego filmu – wizyta w cyrku, dwie akrobatki (sic!) jako strażniczki uwięzionego milionera Willarda Whyte’a (wzorowanego na Howardzie Hughesie), ucieczka rozklekotanym pojazdem księżycowym. W zamierzeniu miało to uatrakcyjnić fabułę, ale razem się nie klei i powoduje raczej uniesienie brwi w grymasie zdziwienia.

Oczywiście są i pozytywy. Connery, choć gra z mniejszym entuzjazmem, wciąż daje radę. Część europejska potrafi zainteresować, a w Las Vegas twórcy serwują nam dynamiczny pościg samochodowy.

Siódma przygoda 007 zarobiła w kinach większe pieniądze niż poprzednik, ale producenci znów stanęli przed wyzwaniem znalezienia aktora, który przejmie pałeczkę po Seanie Connerym. Na szczęście znalazł się pewien Anglik, od dawna będący na ich celowniku. Wcześniej inne zobowiązania uniemożliwiały mu przyjęcie roli Bonda, ale tym razem miało się wreszcie udać…

Powrót do wyboru

REKLAMA