JAMES BOND od 60 lat ratuje świat. Wielki przegląd WSZYSTKICH filmów o przygodach agenta 007

Bonus III - Never Say Never Again (Nigdy nie mówi nigdy), 1983, reż. Irvin Kershner
SEAN CONNERY is JAMES BOND in…
Historia powstania Nigdy nie mów nigdy okazuje się ciekawsza niż sam film. Podczas pisania jednej z powieści o 007, Ian Fleming współpracował z Kevinem McClorym. Książka miała potencjalnie zostać przeniesiona na ekran, ale nic z tego nie wyszło, natomiast ojciec Bonda wykorzystał później kilka zawartych w niej pomysłów w Thunderball, za co McClory pozwał go do sądu. W 1964 roku Broccoli i Saltzman porozumieli się z McClorym i powstała Operacja Piorun, jednak późniejsze przepychanki sądowe sprawiły, że ten zdobył prawa do nazwy SPECTRE i postaci Blofelda. Właśnie dlatego Broccoli nie mógł postawić przestępców z Widma na drodze Bonda (musiał ich usunąć ze scenariusza Szpiega, który mnie kochał, a w Tylko dla twoich oczu w prologu pojawia się nienazwany łysy przestępca, co stanowiło prztyczek w nos konkurencyjnego producenta).
Sam McClory wracał co jakiś czas do idei ponownego nakręcenia historii znanej z Thunderball. Po kilku nieudanych próbach, na początku lat osiemdziesiątych udało się namówić Seana Connery’ego, by wcielił się w główną rolę i projekt ruszył z kopyta. Wcześniej aktor pracował nad scenariuszem do tego filmu, jednak bez intencji grania w nim. Reżyserem został Irvin Kershner, który niedawno zrealizował swój największy hit, czyli Imperium kontratakuje. Natomiast tytuł tej nieoficjalnej przygody Bonda (nieoficjalnej, ponieważ nakręconej poza wytwórnią Broccolego, EON Productions) nawiązuje do wypowiedzianej onegdaj przez Connery’ego deklaracji, że po „Diamenty są wieczne” nigdy już nie zagra 007.
Fabularnie Nigdy nie mów nigdy to po prostu remake Operacji Piorun. Przedstawiona w filmie historia oraz postacie są żywcem przeniesione z Thunderball i nawet jeśli nazywają się inaczej, to pełnią te same funkcje, co ich odpowiedniki w „oryginale”. Poza Connerym nie pojawił się żaden aktor z eonowskiego cyklu. Niektórym proponowano występ, ale odmówili ze względu na lojalność do Broccolego. Udało się jednak zebrać całkiem niezłą obsadę – w dziewczyny Bonda wcielają się Barbara Carrera (która specjalnie odrzuciła rolę w Ośmiorniczce, by zagrać u boku Connery’ego) oraz Kim Basinger (która miała nadzieję, że jej kariera dzięki temu filmowi rozkwitnie), przeciwnika Bonda odtwarza Klaus Maria Brandauer doskonale potrafiący ukazać szaleństwo Largo, jako M wystąpił Edward Fox (Dzień Szakala, Komandosi z Navarony), a w niewielkiej roli pracownika MI6 pojawia się debiutujący na wielkim ekranie… Rowan Atkinson. Natomiast potężnego osiłka, miotającego Bondem po pomieszczeniach sanatorium odgrywa Pat Roach, znany z tego, że spuszczał łomot Indianie Jonesowi w pierwszych dwóch częściach cyklu o przygodach archeologa.
Generalnie do filmu trzeba podejść z przymrużeniem oka. Niby całość miała być na poważnie, ale mocno przerysowana postać Fatimy Bush (Carrera), przeszarżowane miejscami zachowanie Largo, a także sceny wyjęte żywcem z innego rodzaju filmów (jak na przykład sposób w jaki Bond dostaje się na przyjęcie, pasujący bardziej do jakiejś komedii pomyłek) sprawiają, że całość wybrzmiewa zbyt ironiczną, wręcz slapstickową nutą. Nie pomaga również brak zwyczajowych twarzy w rolach drugoplanowych (M, Q, Moneypenny), co wzmacnia tylko poczucie sztuczności.
Sam Sean Connery wypadł w roli 007 nie najgorzej, choć postarzał się przez te dwanaście lat od czasu realizacji Diamentów…. Na nieco starszego Moore’a w konkurencyjnej Ośmiorniczce patrzy się lepiej. Nigdy nie mów nigdy należy traktować bardziej jako ciekawostkę, niż pełnoprawną przygodę Bonda. Warto jednak zobaczyć, jak Connery pożegnał się ze swoim najbardziej znanym bohaterem (wprawdzie wcielił się w 007 jeszcze raz, w grze komputerowej „From Russia with Love” w 2005 roku, ale tam użyczył agentowi Jej Królewskiej Mości tylko głosu).