search
REKLAMA
Artykuł

JAMES BOND od 60 lat ratuje świat. Wielki przegląd WSZYSTKICH filmów o przygodach agenta 007

James Bond gości na ekranie od 60 lat – w tym tekście przeczytacie o WSZYSTKICH filmach, w których pojawił się w tym czasie.

Piotr Żymełka

28 grudnia 2022

REKLAMA

The Spy Who Loved Me (Szpieg, który mnie kochał), reż. Lewis Gilbert, 1977

Powrót do wyboru

Nobody does it better.

Po umiarkowanym sukcesie Człowieka ze złotym pistoletem filmowa przyszłość najlepszego agenta Jej Królewskiej Mości została zagrożona, więc Albert Broccoli (którego spółka producencka z Harrym Saltzmanem rozpadła się) musiał dać widzom naprawdę dobrą odsłonę cyklu. Po dwóch lekko eksperymentalnych Bondach, postanowiono wrócić do starej formuły o maniaku, próbującym objąć władzę nad światem (czy też w tym przypadku, zniszczyć świat i założyć nową cywilizację pod wodą). Pierwotnie planowano powrót Blofelda oraz organizacji Widmo, ale na przeszkodzie stanęły prawa autorskie, będące w posiadaniu Kevina McClory’ego więc wrogiem 007 został po prostu opętany marynistyczną manią szaleniec Carl Stromberg (Curd Jürgens).

Dwa pierwsze Bondy z Moorem należy uznać za wprawkę, bo to właśnie w swoim trzecim występie sir Roger odnalazł wreszcie „swój” styl. Nie brak tu oczywiście momentów, w których 007 jest poważny, czy wręcz pokazuje drzemiącego w nim zimnokrwistego zabójcę (na przykład w scenie z krawatem na kairskim dachu), ale przeważa luzacki, ironiczny facet, nie traktujący siebie ani nikogo innego zbyt poważnie. Scenarzysta sekunduje temu pomysłowi, stawiając na efekciarstwo. Bond zwiedza egzotyczne krainy (od austriackich Alp, przez Egipt, aż po malowniczą Sardynię). Na pierwszy plan wysuwa się dobra zabawa, więc nie brak tu również gadżetów (samochód zmieniający się w łódź podwodną), bijatyk, pościgów oraz widowiskowych scen (fenomenalny skok na nartach w przepaść). A wnętrze tankowca Stromberga, Liparusa, zbudowano w ogromnym budynku w Pinewood Studios (102 m x 41 m x 12,5 m), zwanym od tego momentu „007 stage”.

Jak zawsze Bondowi towarzyszą piękne panie, uosabiane tym razem głównie przez Barbarę Bach (w „cywilu” żonę ex-beatlesa Ringo Starra), wcielającą się w rosyjską agentkę o kryptonimie… XXX. Major Anja Amasova nie stanowi tym razem jedynie atrakcyjnego ozdobnika, a prawie równorzędną bohaterkę, której udaje się nawet w pewnym momencie przechytrzyć Bonda. Ma też za sobą historię, która wiąże się w pewien sposób z 007. Choć koniec końców, to i tak on ratuje świat, więc nie odbiegamy za mocno od korzeni serii. To jeszcze nie są czasy dekonstrukcji bohatera.

Oprócz wspomnianego milionera-maniaka, w Szpiegu, który mnie kochał po raz pierwszy pojawia się mierzący ponad dwa metry i wyposażony w metalową szczękę zabójca Jaws (Richard Kiel), będący jednym z najbardziej ikonicznych przeciwników 007. Twórcy kontynuują również tradycję (rozpoczętą w poprzednim filmie) wysyłania M, Moneypenny i Q w różne polowe biura MI6. Natomiast w roli generała Gogola (radzieckiego odpowiednika M) debiutuje Walter Gotell, który wielokrotnie powróci w cyklu. Co ciekawe, aktor pojawił się już w Pozdrowieniach z Rosji jako jeden z członków Widma.

Obawy Alberta Broccolego, czy jego pierwszy samodzielny Bond okaże się dobrym ogniwem cyklu, rozwiały się już podczas uroczystej premiery w londyńskim Odeon’s, gdy po sekwencji początkowej, zakończonej brawurowym skokiem 007 na nartach w przepaść, publiczność zgotowała owacje na stojąco.

Wielu, w tym sam odtwórca głównej roli, uznaje tego Bonda za najlepszą odsłonę spośród siedmiu, w których zagrał Roger Moore. I rzeczywiście, wszystkie kawałki zostały tutaj świetnie do siebie dopasowane i całość ogląda się nad wyraz dobrze. Widzowie w kinach dopisali i film okazał się ogromnym sukcesem (zarówno frekwencyjnym, jak i artystycznym). Porównywano go do najlepszych ogniw cyklu. Dziś można spokojnie powiedzieć, że zestarzał się bardzo dobrze i nadal potrafi dać dużo frajdy.

Powrót do wyboru

REKLAMA