IMPONUJĄCE sceny w filmach Christophera Nolana, które NIE są w CGI
Imponujące, bo znakomite wizualnie, a gdy naprawdę uświadomimy sobie, że zminimalizowano w nich użycie CGI, jest to aż nie do uwierzenia. Sceny te są wciąż namacalne, realne, mimo że fikcyjne, biorący w nich udział aktorzy widzą to, co widz, grają z żywym materiałem, a nie pustymi planszami i przebranymi za istoty nie z tego świata aktorami-statystami. Christopher Nolan udowadnia w każdej swojej produkcji, że da się bez CGI stworzyć główne elementy sceny, a przy tym nie jest szalonym purystą. Używa efektów komputerowych, lecz jedynie jako siłę wspomagającą, uzupełniającą, przez co jego filmy są dziełami wysokiej klasy rzemiosła filmowego, nawet jeśli nie są takie dramatycznie i fabularnie.
Enigmatyczne roboty Tars i Case
Doskonale pamiętam Tarsa i Case’a oraz ich nietypową jak na projekty robotów w kinie formę estetyczną i sposób poruszania się. Byłem przekonany, że są wynikiem zręcznych manipulacji komputerowych. Nic z tego. Poprowadził je w ruchu Bill Irwin, komik i choreograf, a jego postać została wymazana w ujęciach, pozostawiając roboty jako kukiełki poruszane za pomocą czysto praktycznych efektów. Dzięki temu Tars i Case są tak osobliwymi, antyhumanoidalnymi strukturami, a jednocześnie zadziwiająco pozostają w pamięci. O to chodzi w tworzeniu detali postaci, które nie są ludźmi, a kopiowanie ludzkich zachowań wcale nie musi przyczynić się do ich lepszego pokazania.
Pociąg w mieście to ciężarówka
Incepcja. Jak zrealizować pociąg w mieście, rozrywający przypadkowe samochody? W snach nie mamy najmniejszego problemu z realizacją takiego scenariusza. Za sprawą CGI możemy w filmach pokazywać nasze abstrakcyjne wyobrażenia, ale w rzeczywistości? Jak je nakręcić? Okazuje się, że sposób jest banalnie prosty, a ogólna zasada jest stosowana w kinie od dziesiątków lat – kamuflaż, przebranie, maska, charakteryzacja. Przejechanie się wielkim pociągiem po ulicach zatłoczonego Los Angeles można zrealizować, tylko widzowi będzie się wydawać, że widzi lokomotywę i wagony. Tak naprawdę będzie to ciężarówka.
Tani 747
Na tym etapie sławy, którą zyskał Nolan poprzednimi produkcjami, użycie w ten sposób samolotu jest całkowicie naturalne, wręcz oczywiste, jeśli chce się zachować pozycję na świeczniku i opinię jednego z najinteligentniejszych współczesnych reżyserów. W Tenecie znalazło się wiele efektownych scen, a jeszcze więcej efektownych intelektualnie koncepcji, których do dzisiaj nie rozumiem, ale wiem, że zniszczenie Boeinga 747 było pamiętne, zwłaszcza jeśli się wie, co się za tą sceną kryje. A kryje się oczywiście brak CGI. Za sprawą technologii cyfrowej byłoby zapewne efektownie, chociaż duża część widzów spostrzegałby sztuczność. A tak taniej było kupić samolot i go w realu zniszczyć.
Papierowi żołnierze
Dunkierka nie należy do moich ulubionych filmów Nolana, ale doceniam ją za rozwiązania techniczne. Żołnierze z tektury są jednym z nich. Aż trudno uwierzyć, że efekt był aż tak zadowalający. Przyznaję, że kiedy się o tym dowiedziałem, obejrzałem ponownie Dunkierkę, szukając wśród tłumów żołnierzy tych papierowych, ale ich nie znalazłem. Znakomicie scalili się ze statystami.
Hotel się obraca
Kiedy się patrzy na konstrukcję hotelowego korytarza, a dokładnie jej szkielet, umieszczony na potężnych siłownikach i obracany, przypominający wirówkę lub przedłużony bęben pralki, rozumie się dopiero, na czym polegała genialność tego pomysłu. Konstruktorzy pod przewodnictwem reżysera zbudowali coś w rodzaju obracanego tunelu z hotelowym wystrojem w środku. Odtworzyli go tak dokładnie, że widz nie był w stanie domyślić się, że to wszystko można było zbudować za pomocą scenografii. Nolan umieścił tam specjalne kamery oraz aktorów, od których wymagano nie tylko realizacji scenariusza, ale i niespotykanej sprawności fizycznej. Scena była niebezpieczna, z czym aktorzy musieli sobie poradzić, w tym znakomity Joseph-Gordon Levitt. Efekty zaś takiego praktycznego i realistycznego podejścia możemy podziwiać w każdym seansie Incepcji.