HORROROWE serie, które powinny być KONTYNUOWANE
Maniakalny gliniarz – tylko do trzech razy sztuka?
Perełka kina klasy B i kolejny tytuł na liście związany z aktorem Bruce’em Campbellem. Seria Maniac Cop obejmuje trzy części, które zrealizował kultowy reżyser klasy B, William Lustig. Pomysłodawcą postaci i autorem scenariusza jedynki był inny kultowy twórca – Larry Cohen. Miłośnikom horroru i kina eksploatacji nie trzeba ich przedstawiać, a wszystkich pozostałych należy po prostu zachęcić do zapoznania się z ich filmografiami. Nie jest to kino wyrafinowane artystycznie, daleko mu do ambitnego, nie jest to też rodzaj sztuki cieszący się uznaniem wśród krytyków, a i szeroka widownia może poczuć się zniesmaczona natężeniem kiczu, brutalności i prostotą tych dzieł. A jednak Maniakalni gliniarze dają coś unikalnego: czystą, nieskrępowaną radość przebywania z B-klasowymi thrillerami o… cóż, maniakalnych gliniarzach wpadających w mordercze szały na ulicach wielkiego miasta. Sceny zabójstw są tutaj odpowiednio przerysowane, wątki – należycie nieskomplikowane, a bohaterowie właściwie stereotypowi. To wszystko oczywiście zalety, a nie wady. Spośród wielu serii, które są przedłużane na siłę, Gliniarze nie doczekali się godnej kontynuacji. Ale może się to zmienić – ostatnio mówi się o planowanej serialowej kontynuacji spod ręki samego Nicolasa Windinga Refna. Nic, tylko czekać!
28… później
Podobne wpisy
To niemal oczywiste, że ta seria POWINNA być kontynuowana. Sytuacją wyjściową jest tutaj epidemia tajemniczego wirusa, który zamienia ludzi w zombie. Nic oryginalnego? Owszem, ale scenarzysta pierwszej części, czyli 28 dni później, rozpisał to wszystko z zaskakującą świeżością i wyczuciem postaci. Efektem jest powolny, nastrojowy horror bazujący na ludzkich emocjach, przywiązujący widza do bohaterów, a nie straszący tanimi chwytami operatorskimi, montażowymi i reżyserskimi. W filmie widzimy cywilizację powstającą z nóg cztery tygodnie po wydarzeniu inicjującym jej zagładę. Akcja pierwszej części dzieje się w opustoszałym i zniszczonym Londynie. Za scenariusz odpowiadał Alex Garland – autor między innymi nominowanej do Oscara Ex Machiny, a reżyserską ręką całość poprowadził Danny Boyle. Film odświeżył gatunek zombie horroru, a głębia postaci i scenariusza sprawiły, że na długo pozostawał w pamięci. Kolejną odsłoną cyklu było 28 tygodni później. Tym razem obserwowaliśmy, jak ludziom udało się wygrać ze śmiercionośnym wirusem, a społeczeństwo powoli podnosiło się ze strat. Niestety, jeden zainfekowany wprowadzony w strefę bezpieczeństwa na nowo obudził zagrożenie. Inna ekipa aktorska i realizacyjna nie spowodowała straty jakości produkcji – film ponownie docenili i krytycy, i widzowie, a przy niewielkim budżecie zysk był całkiem spory. Fabuła rozszerzała to ciekawe uniwersum i pozostawiała otwartą furtkę dla kolejnej części. Tym razem moglibyśmy zobaczyć, co działo się 28 miesięcy po zagładzie. Obyśmy się doczekali.
Egzorcysta…
Psychologiczny horror Williama Friedkina z 1973 roku okazał się potężnym sukcesem komercyjnym i artystycznym. Można też powiedzieć, że zapoczątkował trwającą do dziś modę na filmy o tematyce opętania i egzorcyzmów. Jak zwykle, pierwowzór pod wieloma względami pozostaje niedościgniony. Powstały już trzy kontynuacje filmu, prequel oraz serial. Jednak losy bohaterów tego świata – ojca Merrina, Regan MacNeil czy detektywa Kindermana – nadal mogłyby przyciągnąć uwagę widzów. Egzorcyzmy do dziś poruszają wyobraźnię i nastręczają więcej pytań niż odpowiedzi, mimo że naukowo udowodniono, że są tylko przejawem silnej psychozy. Mimo to wydaje się, iż wolimy wierzyć, że gdzieś po drugiej stronie istnieje inny świat, niedostępny naszym zmysłom. Ma on dawać nam nadzieję, ale też budzi w nas irracjonalny strach przed istotami, które go zamieszkują. Egzorcyści nadal mają pełne ręce roboty – a widzowie nadal uwielbiają oglądać ich w akcji…
Hellboy w reżyserii Guillermo Del Toro
Nowa wersja przygód Piekielnego Chłopca nie dość, że prawie nikomu nie przypadła do gustu (chociaż, zdaniem piszącego, nie była aż tak tragiczna, o czym więcej tutaj), to jeszcze na dobre pogrzebała nadzieje fanów na powrót Del Toro za stery tej franczyzy opartej na komiksach Mike’a Mignoli. A o trzecim Hellboyu mówiło się sporo, sporo się od niego również oczekiwało. Dlaczego? Bo powołany do ekranowego życia świat tętnił energią, fascynował designem postaci i lokacji, bawił niewymuszonym humorem, angażował świetnym aktorstwem. Dopracowane w najmniejszym szczególe produkcje dawały radość przy każdym seansie. I chociaż Hellboy nie jest klasycznym przedstawicielem horroru, to jednak piekielna geneza jego bohatera i kilka naprawdę gęstych momentów sprawiają, że można go traktować jako dzieło orbitujące gdzieś na obrzeżach tego gatunku, a przy okazji cechujące się dużym dystansem, humorem i wartką akcją. Zresztą Del Toro jest jednym z najbardziej zasłużonych twórców filmów grozy i jego ciągoty i fascynacje widać niemal w każdej scenie tej dylogii. Trzeci Hellboy wydaje się nie mieć szans na powstanie – przynajmniej nie w najbliższym czasie – jednak to zdecydowanie produkcja, która powinna otrzymać taką szansę.