GRY, które NIE POTRZEBUJĄ adaptacji filmowej
Kilka lat temu pojawiło się u nas zestawienie udanych adaptacji filmowych gier wideo. Tym razem zmieniamy podejście do tematu i szukamy produkcji, dla których byłyby one niemożliwe do zrealizowania. Dla utrudnienia zabawy postaram się unikać tytułów z racji samego gatunku trudnych do zaadaptowania lub wymagających wprowadzenia tak gruntownych zmian, że pozostaną z nich jedynie nieliczne elementy (choć warto wspomnieć, że coś takiego już w Hollywood powstało i mowa tu o Rampage: Dzika furia z The Rockiem, będącym adaptacją gry Rampage). Spróbuję znaleźć pozycje, które, wydawałoby się, są gotowym materiałem do przeniesienia na ekrany kin… ale z jakiegoś powodu tak nie jest. Oczywiście wyjaśnię dlaczego.
Grand Theft Auto V
Zaczynamy od gry, której nazwa pojawia się w wielu artykułach o przeciwnym niż ten charakterze. Muszę jednak przyznać, że sam mam odmienne zdanie, jeśli chodzi o ewentualne uczynienie z produkcji marki filmowej. Fabuła GTA V to nic innego niż zgrywa z filmów gangsterskich i próba ukazania ich najbardziej ikonicznych motywów w krzywym zwierciadle, okraszona ironicznym spojrzeniem na współczesność. Utwór iście postmodernistyczny, który nie mógłby zaistnieć bez wszystkich tytułów, do jakich się odwołuje. Filmowa adaptacja interaktywnej parodii kina gangsterskiego? Kiepski pomysł, nie wspominając nawet o absurdalnej dawce przemocy i przekraczaniu zasad moralnych, czyli rzeczy nierozłącznie związanych z serią.
Half-Life
Ciekawostką jest, że w tym przypadku nie zgadzam się ze zdaniem redakcyjnego kolegi Jakuba, który umieścił tytuł w antytetycznym zestawieniu gier science fiction, które aż proszą się o filmową adaptację. Moim zdaniem, choć setting Half-Life’a byłby nader interesujący do ujrzenia na wielkim ekranie, enigmatyczność historii właściwie to uniemożliwia. Ta celowo zbudowana na niedopowiedzeniach opowieść w kinie stylu zerowego musiałaby zostać albo sprowadzona do prostych odpowiedzi, albo całkowicie zmieniona na potrzeby standardowego filmu akcji. W przeciwnym wypadku otrzymalibyśmy kino arthouse’owe, niemożliwe dziecko skombinowanych twórczości Tarkowskiego i Garlanda, które przez masowego widza zostałoby znienawidzone. A tego typu ewentualności raczej nie bierze się pod uwagę przy zakupie tak ważnej licencji.
Fable
Założenia Fable są proste: kierujemy bohaterem w świecie fantasy i sami decydujemy o jego moralności. Możemy więc stać się zarówno obdarzonym magicznymi zdolnościami morderczym tyranem, jak i niezawodnym rycerzem w lśniącej zbroi o nieskazitelnym charakterze. Do serii przylgnęła też łatki „niespełniania pokładanych w niej oczekiwań” i podobnie byłoby z ewentualnym filmem. Ten musiałby się opowiedzieć po którejś z przeciwnych stron gameplayu, w konsekwencji czego otrzymalibyśmy generyczną historię fantasy. A rzeczywistość Fable sama w sobie nie jest na tyle interesująca, żeby wynagrodzić tego typu wtórny seans.
A Telltale Games Series (zbiorczo)
Naginamy lekko zasady, żeby zebrać w ramach jednej grupy wszystkie zaadaptowane przez Telltale Games marki. Jeżeli zaś chodzi o odpowiedź na pytanie, dlaczego nie nadają się na filmy – ta czai się w poprzednim zdaniu. Większość przeniesionych do świata wideo pozycji to obecne w popkulturze serie filmowe czy serialowe, w związku z czym ich ponowne odtwarzanie na podstawie historii napisanych przez tutejszych twórców byłoby po prostu dziwne. Tym bardziej, że same gry przypominają bardziej interaktywne filmy lub seriale niż typowych przedstawicieli tego medium, więc oglądając je na dostępnych w internecie zapisach rozgrywki – co, jak pokazują statystyki, robi boleśnie wiele osób – paradoksalnie niewiele tracimy.