Connect with us

Publicystyka filmowa

GERONIMO: AMERYKAŃSKA LEGENDA. 25 lat od premiery

GERONIMO: AMERYKAŃSKA LEGENDA to film, który przybliża historię legendarnego wojownika Apaczów, ikony walki przeciw kolonizatorom.

Published

on

GERONIMO: AMERYKAŃSKA LEGENDA. 25 lat od premiery

Żyjący w latach 1829–1909 wojownik Apaczów Chiricahua imieniem Goyahkla przeszedł do historii jako legendarny indiański bojownik walczący z kolonizującymi południowo-zachodnie rejony Ameryki Północnej wojskami Stanów Zjednoczonych oraz Meksyku. Stał się on również jednym z najbardziej rozpoznawalnych rdzennych Amerykanów w popkulturze. Znany szerzej jako Geronimo, człowiek ten na początku XX wieku został jednym z pierwszych amerykańskich celebrytów, a jego postać stała się ikoną niezłomnej walki podbijanych ludów z białymi osadnikami mitycznego Dzikiego Zachodu. Nie dziwi więc fakt, że słynny Apacz aż czterokrotnie stawał się bohaterem filmów fabularnych. Jeden z nich – Geronimo: Amerykańska legenda – w tym miesiącu kończy równe 25 lat.

Advertisement

Za realizację pokazanego po raz pierwszy w 1993 roku filmu odpowiedzialny był Walter Hill, reżyser znany wówczas przede wszystkim jako twórca filmów sensacyjnych – wśród których wymienić warto chociażby dwie części 48 godzin – mający jednak na swoim koncie również western Straceńcy o innych legendach Dzikiego Zachodu, braciach James. W obsadzie znaleźli się m.in. Gene Hackman, Robert Duvall oraz wówczas dopiero początkujący Matt Damon, który dla roli w tym filmie (ponoć) porzucił studia na Harvardzie. Antycypowany jako wielki sukces film nie okazał się jednak ani kasowym hitem, przynosząc producentom pokaźne straty, ani nie zapisał się złotymi zgłoskami na kartach historii gatunku. Winę za niepowodzenie swojego dzieła Hill zrzucił częściowo na wyemitowany niemal w tym samym czasie film telewizyjny Geronimo, opowiadający o tej samej postaci. Choć zapewne reżyser miał w tym trochę racji, trudno jednak uznać Amerykańską legendę za produkcję szczególnie błyskotliwą.

Film Hilla nie jest przekrojową biografią, prezentującą kolejno wszystkie stadia działalności Geronimo. Słynnego indiańskiego rebelianta poznajemy w momencie, gdy po długoletniej walce składa broń i zgadza się osiąść w rezerwacie. Zadanie jego eskorty otrzymuje dwóch oficerów kawalerii – kapitan Charles B. Gatewood oraz porucznik Britton Davis. Ten drugi, zaczynający dopiero służbę żółtodziób, jest w Amerykańskiej legendzie naszym przewodnikiem – to dzięki jego relacji poznajemy epizod biografii tytułowego bohatera. Fabuła obejmuje krótkotrwały pobyt Apacza w rezerwacie, ponowne wystąpienie przeciw rządowi oraz ostateczną kapitulację w roku 1886 roku.

Advertisement

Konwencja retrospektywnej opowieści z perspektywy niedoświadczonego kawalerzysty umożliwia swobodne skróty i przeskoki czasowe, jak również dodaje fabule epickiego posmaku, korespondującego z obecną w tytule legendarnością indiańskiego lidera.

Kreując Geronimo na archetypicznego niezłomnego bojownika o wolność, Hill do spółki ze scenarzystami Larrym Grossem i Johnem Miliusem wpisuje ikonicznego rebelianta w imaginarium amerykańskich wartości i etosu wolności. Najsłynniejszy Apacz w historii jest w tym filmie bardziej symbolem niezłomności skazanej na porażkę wobec dziejowej konieczności skolonizowania „czerwonoskórych” przez białych niż sproblematyzowaną wewnętrznie postacią. Ten zabieg wychodzi zresztą filmowi na dobre – tytułowa, posągowa niemal postać jest swoistą osią, wokół której ogniskują się dylematy moralne i polityczne pozostałych postaci, rozdartych między współczującym szacunkiem dla wymierającej kultury a patriotycznym obowiązkiem jankesów oraz wewnętrznie skonfliktowanych indiańskich skautów, wyobcowanych zarówno z rodzimego społeczeństwa, jak i ze wspólnoty „niebieskich mundurów”. Cieleśnie obecny Geronimo jest więc od razu przedstawiany jako mit Dzikiego Zachodu, dzięki czemu zyskuje na ekranie surową dostojność, a jego postawa nabiera znamion ponadczasowości.

Advertisement

Jako że w takiej konwencji Geronimo, choć najważniejszy, nie jest postacią wiodącą, ciężar narracji spada przede wszystkim na otaczających go bohaterów. Mimo że grany przez Matta Damona porucznik Davis jest pierwszoosobowym narratorem, na najważniejszą postać, tuż po tytułowej legendzie, wyrasta tutaj zdecydowanie kapitan Gatewood, w którego wciela się Jason Patric. To on w największym stopniu przeżywa rozterki wywołane przez walkę z postacią, którą dogłębnie podziwia. Zafascynowany Apaczami żołnierz jest nie tylko równorzędnym partnerem, którego sam Geronimo uznaje za przyjaciela i z którym może honorowo paktować, ale również stanowi drugi po niezłomnym Indianinie wzór dla Davisa, definiującego współczesne spojrzenie na przedstawiany w filmie konflikt.

W zasadzie taką samą charakterystykę jak Gatewood, tyle że przeniesioną na płaszczyznę głównego dowodzenia, ma odtwarzany przez Gene’a Hackmana generał Crook, którego stosunek do Indian określić można mianem współczującego kolonizatora z konieczności. Nawet jego towarzysz, bezwzględny zwiadowca Al Siebers w interpretacji Roberta Duvalla, w Geronimo… zyskuje pozytywny rys. Jedyną jednoznacznie negatywną postacią okazuje się następca Crooka, generał Nelson Miles, odpowiedzialny za masowe deportacje Apaczów, przedstawiony jako antyteza mądrego i dobrego dowódcy, szanowanego zarówno przez podkomendnych, jak i przeciwników.

Advertisement

Pomimo obecności na ekranie wielkich nazwisk ciężar filmu dźwigają na swoich barkach aktorzy stosunkowo mniej znani. Poza Damonem, wówczas dalekim jeszcze od dzisiejszej renomy, główne role przypadają Wesowi Studiemu, kojarzonemu przede wszystkim z epizodycznych występów w głośnych tytułach oraz Jasonowi Patricowi, który do 1993 znany był głównie ze Straconych chłopców Joela Schumachera. O ile pierwszy z nich, wcielając się w posągowego Geronimo, wywiązuje sprawnie się ze swojego zadania, to drugiemu wyraźnie brakuje charyzmy, którą powinien ożywić postać Gatewooda.

Patric stara się być wycofany i skupiony, oddając tym samym stonowany autorytet swojej postaci, jednak efekt jest co najwyżej przeciętny – Gatewood wypada zbyt sztywno i bezbarwnie, nie tylko nie angażując swoją osobą widza, ale również sprawiając, że trudniej jest uwierzyć w więź łączącą go z legendarnym Apaczem.

Advertisement

Aktorska jakość filmu tkwi natomiast na drugim planie, gdzie swoje robią niezawodni Hackman i Duvall. Pomimo ograniczonego czasu ekranowego są oni w stanie wydobyć z weteranów Crooka i Siebersa dostatecznie dużo autentyczności i naturalności, by ich postaci stały się ludźmi z krwi i kości. To oni oraz drugi z aktorów indiańskiego pochodzenia, Steve Reeves w roli autochtonicznego zwiadowcy, przykuwają uwagę i decydują o charakterologicznej jakości filmu, dostarczając mu twarzy, które najmocniej się zapamiętuje. Występ Matta Damona natomiast wypada odnotować właściwie jedynie jako wczesny wpis w bogatej filmografii późniejszej gwiazdy Buntownika z wyboru; jego Davis jest raczej przezroczysty i nie wybija się zanadto ponad swoją funkcję fabularną świadka zdarzeń. Nie ma w tym zresztą specjalnej winy samego aktora, który niewiele więcej mógł zrobić z tak napisaną postacią.

Choć Geronimo: Amerykańska legenda wpisuje się w nurt rozliczania kolonialnej historii USA i ich przewin wobec rdzennej ludności, twórcy zadbali o to, by amerykańscy żołnierze (w tym postacie historyczne) zostali przedstawieni w odpowiednio korzystnym świetle, a przemoc była rozsądnie rozłożona na obydwie strony konfliktu. Starając się wyważyć racje i nie wybielać ani buntowników, ani U.S. Army, twórcy nie celowali jednak w antywestern, w którym wszyscy byliby na swój sposób źli, ale w romantyczną opowieść, w której odwrotnie – każda ze stron i postaci, pomimo przewin i wad, na swój sposób jest dobra, a wszystkie działania uzasadnione są wyższą moralną koniecznością.

Advertisement

Nawet jeśli ostateczny akcent położony jest na tragizm walki Geronimo i jego towarzyszy oraz cierpienie podbitych przez USA Indian, to mit zachodnich pionierów i heroicznego zasiedlania Zachodu nie zostaje tu ani na moment zachwiany.

To stonowanie przeradza się jednak w zachowawczość, która jest głównym problemem Geronimo: Amerykańskiej legendy. Starającemu się zająć bezpieczne pozycje filmowi brakuje pazura i odpowiedniej do napędzenia niemal dwugodzinnego filmu dynamiki relacji pomiędzy poszczególnymi bohaterami i ich frakcjami. Fundamentalny dla legendy Geronimo dramat skazanego na porażkę oporu wobec kolonizacji rozmywa się w panoramicznej narracji. Podobnie dzieje się z motywem rozdarcia między przywiązaniem (autochtonicznym czy nabytym) do wymazywanej stopniowo indiańskiej kultury a nieuchronnym postępem – uosabianym przez Stany Zjednoczone Ameryki.

Advertisement

W niektórych momentach, np. w scenach z udziałem indiańskich zwiadowców, jest to najciekawszy punkt zaczepienia historii, który jednak ostatecznie gubi się w patosie towarzyszącym walce tytułowego bohatera. Wydaje się, że choć twórcy słusznie uciekali od linearnej narracji biograficznej, zabrakło im zdecydowania, by skoncentrować się na staranniej wyselekcjonowanym epizodzie. Początkowa, kameralna sytuacja eskorty poddającego się Geronimo nie zostaje wykorzystana do zorganizowania pogłębionej psychologicznie fabuły, będąc jedynie chwytem ekspozycyjnym, otwierającym klasycznie ustrukturyzowaną opowieść rozłożoną na dłuższy czas.

Takie rozwiązanie ma też jednak swoje zalety. Przede wszystkim panoramicznie nakreślona Amerykańska legenda jest przyjemnym filmem historyczno-przygodowym, z wartką i przejrzystą akcją, mimo wszystko niedłużącym się, a przy tym dającym widzowi szansę zadomowienia się. Na plus zaliczyć trzeba też kilka bardzo dobrze zaaranżowanych sekwencji, takich jak pierwsze pojawienie się Geronimo, potyczkę zwiadowców z Apaczami czy konfrontację poszukującego buntowników oddziału Gatewooda z łowcami nagród. Choć więc można mieć do Geronimo… zastrzeżenia dramaturgiczne, a całościowy efekt jest może dość naiwny i niemalże familijny, nie sposób odmówić filmowi Waltera Hilla, że jest całkiem miłą wycieczką do świata westernu.

Advertisement

To nie tyle próba zmierzenia się z legendarną postacią buntowniczego Apacza, ile stworzenia jej klasycznego portretu, przy jednoczesnym oddaniu honoru amerykańskim żołnierzom – obie strony łączą wspólne ideały.

Koniec końców można uznać, że w nieco przewrotny sposób twórcom Geronimo: Amerykańskiej legendy udało się osiągnąć rozsądne zbilansowanie akcentów filmu w postaci wzajemnego równoważenia się jego słabych i mocnych punktów. Efektem jest dzieło, które jest zasadniczo równie przyjemne, co przeciętne. Ja, jako osoba oglądająca dzieło Waltera Hilla po raz pierwszy w okresie dziecięcej fascynacji Indianami i Dzikim Zachodem, darzę tę wersję biografii buntownika z plemienia Apaczów pewnym sentymentem. Słowo „sentyment” pasuje zresztą dobrze na określenie ogólnego uczucia, jakie zdają się żywić twórcy Amerykańskiej legendy do świata Dzikiego Zachodu, walecznych kawalerzystów i posępnych, niezłomnych Indian.

Advertisement

Advertisement

Antropolog, krytyk, praktyk kultury filmowej. Entuzjasta kina społecznego, czarnego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

Advertisement
Kliknij, żeby skomentować

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *