search
REKLAMA
W stronę zachodzącego słońca

GARŚĆ DYNAMITU

Dawid Konieczka

16 sierpnia 2018

REKLAMA

Początkowo Sergio Leone nie miał być reżyserem Garści dynamitu. Włoch szukał kogoś innego, kto będzie posługiwał się podobnym stylem do niego. Wśród kandydatów pojawiały się takie nazwiska jak Peter Bogdanovich czy Sam Peckinpah. Ostatecznie jednak producenci nakłonili Leone do podjęcia się zadania, również z powodu żądań ze strony Roda Steigera, odtwórcy jednej z głównych ról. W ten sposób Garść dynamitu stała się ostatnim westernem, w którym Leone figuruje w czołówce jako reżyser, wpisanym do nieformalnej trylogii wraz z Pewnego razu na Dzikim Zachodzie oraz Dawno temu w Ameryce. Film z 1971 roku początkowo przypomina typowy spaghetti western, lecz szybko zyskuje silne nacechowanie polityczne.

Garść dynamitu opowiada historię dwóch mężczyzn, których losy splatają się w niezbyt przyjemnych okolicznościach. Juan Miranda (Steiger) to lokalny rzezimieszek, który wraz ze swoją liczną rodziną napada na dyliżanse bogaczy, marząc o wielkiej fortunie. Pewnego dnia napotyka na swojej drodze Johna Mallory’ego (James Coburn), irlandzkiego imigranta, który uciekł z ojczyzny z powodu swojej działalności w Irlandzkiej Armii Republikańskiej. Przebiegły Juan niejako wymusza na przybyszu podróż do pobliskiego miasta Mesa Verde, by tam napaść na bank — bez Mallory’ego, eksperta od materiałów wybuchowych, plan nie może się powieść. Po serii podchodów i podstępów obaj towarzysze docierają do wspomnianej miejscowości, ale wówczas film zmniejsza nieco natężenie westernowego sztafażu na rzecz niemal wojennej ikonografii. Juan i John stają się bowiem uczestnikami rewolucji meksykańskiej lat 1910–1920. Mallory, mający walkę w przewrotach niejako we krwi, angażuje się w sprawę całym sobą, podczas gdy prosty Miranda odczuwa coraz większe rozczarowanie sytuacją swoją oraz swojego kraju. Z czasem więź dwóch mężczyzn zacieśnia się, a oni sami zmieniają swoje poglądy na rewolucję i dotychczasowe życie w ogóle.

Leone twierdził, że Garść dynamitu, pomimo fabuły o wymowie historyczno-politycznej, jest filmem przede wszystkim o przyjaźni. Para protagonistów nawiązuje do duetów z tzw. Zapata westernów, rozgrywających się podczas rewolucji meksykańskiej. Juan jest lokalnym rabusiem, którego nie interesuje walka rewolucyjna; John natomiast jest zagorzałym zwolennikiem przewrotu politycznego. Jak to w spaghetti westernach bywa zasady moralne obu bohaterów nie są jednoznaczne — żaden z nich nie jest zupełnie zły, ale też żaden nie jest krystalicznie czysty. Choć Juan na początku wydaje się zwyczajnym bandytą goniącym za pieniądzem, to okazuje się, że za jego lekkomyślnością stoi rozczarowanie kolejnymi nieudanymi zmianami politycznymi oraz wyzyskiem ze strony bogatszych. John wierzy natomiast w moc rewolucji i walczy o lepsze jutro, ale sam potrafi posługiwać się fortelami. Obaj z czasem zmieniają się. Meksykanin znajduje w sobie pokłady altruizmu, nie tylko w stosunku do towarzysza, lecz także całego narodu, a Irlandczyk orientuje się, że przewroty nigdy nie są piękne i wzniosłe. Dwaj przyjaciele, choć wyraźnie różni, nieustannie się wspierają i coś ich do siebie przyciąga, a ogromna chemia między nimi to nie tylko zasługa twórców. Doskonali są sami aktorzy — Steiger swoim humorem i zadziornością przypomina trochę Tuco z Dobrego, złego i brzydkiego; Coburn to typ przebiegłego, ale twardego i oddanego druha, od czasu do czasu rzucającego powiedzonko: „Duck, you sucker!” („Padnij, naiwniaku!”).

Głównym wątkiem fabularnym Garści dynamitu jest jednak meksykańska rewolucja. Podróż bohaterów do Mesa Verde okazuje się bowiem asumptem do ich udziału w walkach o władzę w Meksyku początku XX wieku. Żądza pieniądza szybko znika, a jej miejsce zajmuje coś wznioślejszego. Jak się jednak szybko okazuje, wzniosłość to tylko slogan. Leone demitologizuje rewolucję i jej romantyczny wizerunek, ukazując chłopów jako nieodnoszących korzyści z nieustannie zmieniającej się władzy, której zależy wyłącznie na kontroli i bogactwie. To właśnie przede wszystkim biedni, żyjący w nędzy mieszkańcy Meksyku giną za sprawę. De facto ich sytuacja w ogóle się nie polepsza. Rewolucja to okres pełen krwawej przemocy, publicznych egzekucji i niesprawiedliwości. Przez to Garść dynamitu chwilami przypomina wręcz film wojenny. Zwłaszcza finałowa bitwa między żołnierzami władzy a rebeliantami przywodzi na myśl sceny batalistyczne rodem z drugiej wojny światowej. Leone nigdy nie oszczędzał na widowiskowości, toteż i w tym filmie znalazło się miejsce dla niezwykle efektownych momentów, jak wysadzenie mostu czy wspomniana już ogromna potyczka w końcówce. Jakkolwiek przygodowe mogą się wydawać niektóre sceny, reżyser nie pozwala zapomnieć o tragedii, jaką w istocie są oglądane wydarzenia. Wstrząsający jest zwłaszcza moment, w którym rozstrzelani chłopi — dorośli, starcy, dzieci — leżą jeden na drugim w ciemnej jaskini, z szeroko otwartymi oczyma.

W Garści dynamitu dopatrywano się rewizjonistycznych zapędów Leone, typowych zresztą dla włoskiego kina tamtych czasów, odnoszących się do faszystowskiego okresu w historii Włoch oraz nazistowskiej okupacji Rzymu. Trudno nie dostrzec podobieństwa między głównym antagonistą filmu, pułkownikiem Güntherem Ruizem, a niemieckimi żołnierzami. Podobne skojarzenia może wywołać także masakra w jaskiniach, w których ukrywają się rebelianci, przywodząca na myśl masową egzekucję w Grotach Ardeatyńskich z 1944 roku. Zresztą, wiele pojedynczych kadrów z filmu pozbawionych kontekstu wyglądałoby jak fotosy z filmu wojennego. Widoczne są również nawiązania do cyklu rycin Francisca Goi, Okropności wojny, zwłaszcza ujęcia rozstrzeliwania schwytanych rewolucjonistów.

Garść dynamitu wyraźnie różni się od pozostałych westernów Sergia Leone. Film Włocha, choć wciąż osadzony w ramach gatunku, ponownie korzystający z charakterystycznej muzyki Ennio Morricone, jest jednak dziełem odmiennym. Ikonografia spaghetti westernu okazuje się podbudową dla dramatu z elementami kina wojennego o zaskakująco pogłębionej jak na twórczość Leone psychologii bohaterów. W momencie premiery film nie spotkał się z zainteresowaniem; zmieniło się to dopiero po latach. Z dzisiejszej perspektywy Garść dynamitu to niezwykle udany mariaż włoskiego westernu i jego gatunkowego sznytu z historią o tragicznych losach narodu i zamieszanych w nie towarzyszach niedoli, nieustannie poddawanych próbom charakteru.

Dawid Konieczka

Dawid Konieczka

W kinie szuka przede wszystkim kreatywności, wieloznaczności i autentycznych emocji, oglądając praktycznie wszystko, co wpadnie mu w ręce. Darzy szczególną sympatią filmy irańskie, science fiction i te, które mówią coś więcej o człowieku. Poza filmami poświęca czas na inną, mniej docenioną sztukę gier wideo, szuka fascynujących książek, ogląda piłkę nożną, nie wyrasta z miłości do paleontologii i zastanawia się, dlaczego świat jest tak dziwny. Próbuje wprowadzać do swojego życia szczyptę ekologii, garść filozofii i jeszcze więcej psychologii.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA