search
REKLAMA
Ranking

FINANSOWE WTOPY XXI WIEKU

Jacek Lubiński

19 lutego 2017

REKLAMA

Inwazja

Porywacze ciał to jeden z klasyków kina science-fiction, systematycznie wznawiany dla kolejnych pokoleń. I to w dodatku z sukcesem, bo zarówno oryginał, jak i wersje z lat 70. i 90. cieszą się sporym uznaniem po dziś dzień. Wszystkie, tylko nie remake z 2007 roku, który już tytułem mocno odciął się od poprzedników. To jednak najmniejszy problem tego 80-milionowego przedsięwzięcia, które na papierze wyglądało przecież bardzo dobrze – w obsadzie Nicole Kidman i James Bond, a za kamerą twórca Upadku (tego o Hitlerze). Co poszło nie tak? Wszystko.

Co prawda wchodząc na plan Inwazji, Daniel Craig nie był jeszcze 007, lecz film trafił do kin z poważnym opóźnieniem i po dokrętkach, które przyniosły ze sobą dodatkowe koszta oraz kilka wypadków na planie. Do tego doliczyć należy nieprzekonującą kampanię reklamową i nieprzychylne recenzje krytyków po premierze. Ostatecznie wydatki, które oscylować mogły nawet blisko stu milionów, nie zwróciły się nawet w połowie – na rynku amerykańskim zebrano zaledwie 15 baniek, dobijając w sumie do 40 na całym świecie, z czego bezpośrednio do kieszeni producentów trafiło jakieś dwadzieścia pięć zielonych melonów. Wystarczająco mało, by można było mówić o inwazji porywaczy pieniędzy.

 

Małpiszon   

Jeśli nie znacie tej pochodzącej z 2001 roku, komedii fantasy z Brendanem Fraserem, Bridget Fondą i Johnem Turturro, to… przypuszczalnie nie macie czego żałować. Oparta na znacznie mroczniejszym komiksie Dark Town fabuła nie była nawet wyświetlana w polskich kinach – i nie bez kozery. Kosztujący aż 75 milionów dolców projekt okazał się totalną klapą, zarabiając na całym świecie zaledwie ułamek powyższej sumy (konkretnie 7.600.000 w dolarach amerykańskich).

Monkeybone – bo taki jest tytuł oryginalny – zebrało w większości negatywne recenzje i generalnie przeszło bez echa. Wstrzymało to mocno zarówno plany dalszego rozbudowania świata komiksowych kadrów (drukowana kontynuacja nigdy nie powstała), jak i karierę Henry’ego Selicka (twórca Miasteczka Halloween), który dopiero w osiem lat później „odpokutował” Koraliną. A dla Frasera, który po sukcesie Mumii został gwiazdą, oznaczało to początek końca owocnej kariery, której nie przysłużyły się także kolejne wpadki w jego resume: Looney Tunes znowu w akcji (budżet: 80 mln $, zarobki w USA: 20 mln), Atramentowe serce (60 mln – 17 mln) czy Mumia – Grobowiec cesarza smoka (145 – 102 mln).

 

Romanssidło

Komedia romantyczna, kategoria R, burdel w scenariuszu i na planie, dokrętki, megalomania licznych gwiazd tej produkcji (Warren Beatty, Nastassja Kinski, Diane Keaton, Goldie Hawn, Andie MacDowell, Charlton Heston), wymiana ekipy, ciągłe opóźnienia. Tak można pokrótce podsumować projekt z 2001 roku, którego oryginalny tytuł to Town & Country, a końcowy budżet aż 90 milionów baksów (i to bez uwzględnienia marketingu, który raz jeszcze okazał się wpadką samą w sobie). O perturbacjach Romanssidła (jakże prorocze tłumaczenie rodzime!) można by napisać książkę, choć zapewne i jej publikacja okazałaby się fiaskiem.

10 milionów – dokładnie tyle udało się wydobyć producentom z kinowych kas na całym świecie. I to dopiero po trzech latach od zakończenia zdjęć. Przy założeniu, że do ich kieszeni wraca zaledwie około połowy tej sumy, a koszt całości przedsięwzięcia szacowany jest przez niektóre źródła nawet na 125 milionów (!!!), oznacza to jedną z największych klap w Hollywood. Ever. Fakty mówią zresztą same za siebie – zarówno Beatty (nie pierwszy raz zaliczający w karierze tak dotkliwą porażkę), jak i Hawn zniknęli z ekranów na dobre piętnaście lat (on był w zeszłym roku Howardem Hughesem, jej tegoroczny film jest w fazie postprodukcji). Keaton wpadła w świat podobnych jakościowo komedyjek, które trzepie non-stop z różnym skutkiem. Kariera Kinski, jak i dwóch scenarzystów odpowiedzialnych za cały koszmarek właściwie umarła; a reżyser, Peter Chelsom, musiał w ramach pokuty zrobić film o Hani Montanie. Co ciekawe, ten zwrócił się bez problemu.

 

Skąd wiesz?

Kuriozum finansowe być może jeszcze większe od wcześniejszego przykładu. Mija dziewięć lat i ponownie mamy komedię romantyczną w gwiazdorskiej obsadzie, z dokrętkami i z R-ką na pokładzie (rym niezamierzony). Z tą różnicą, że udział Reese Witherspoon, Paula Rudda, Owena Wilsona i Jacka Nicholsona w filmie Jamesa L. Brooksa kosztował… 120 baniek na czysto. Nie powinno zatem dziwić, że rezultat był bardzo podobny, choć nie aż tak przygnębiający.

Na całym świecie film zarobił niecałe 50 milionów, czyli prawie tyle, ile wyniosły gaże wszystkich gwiazd. I było to możliwe dopiero po zmianie kategorii wiekowej na bardziej przystępne PG-13, co zapewne pociągnęło za sobą rzeczone dokrętki i zmiany montażowe. Sądząc po nieprzychylnym odbiorze nie przysłużyły się one gotowemu produktowi. Zniechęciły też Nicholsona do występów przed kamerą – legendarny aktor poszedł śladami Beatty’ego i dopiero niedawne doniesienia wskazują na to, że po siedmiu latach wróci z emerytury. Za to Brooks dalej milczy…

 

Wojna Harta

Kiedy w 2002 roku Colin Farrell wchodził na plan Wojny Harta, był relatywnie nieznanym aktorem. Cała produkcja stała gwiazdą Bruce’a Willisa. A kiedy robi się film wojenny z Bruce’em Willisem w roli głównej, to nie można oszczędzać. I rzeczywiście – w przypadku tego tytułu mówi się o wydatku mieszczącym się w przedziale 70-95 milionów dolarów. Niewielka część z tej sumy z pewnością poszła na scenariusz – poprawiany i przepisywany niemal do samego końca i ostatecznie mający niewiele wspólnego ze swoim książkowym pierwowzorem, którego niektórzy z zaangażowanych ghost writerów w ogóle nie czytali.

Jednak ani to, ani właściwie nic innego nie tłumaczy tak dużej porażki filmu w kinowych kasach, z których na całym świecie uzyskano jedynie 1/3 sumy wyjściowej. Dziwne, zważywszy, że projekt ten zebrał całkiem pozytywne recenzje oraz nie miał zbyt wielkiej konkurencji w dniu premiery. Posiadał natomiast kategorię R i spore opóźnienie w dystrybucji poza Stanami Zjednoczonymi. Ot, zwykły niefart i tyle. I chociaż studio MGM odczuło nietrafioną inwestycję, to tym razem obyło się bez ofiar w karierach. Inna sprawa, że Willis od tego momentu samoistnie zaczął się spalać jako aktor.

 

Wyścig           

Ze wszystkich wymienionych tutaj filmów, bolidowa kraksa Sylvestra Stallone’a z 2001 roku sprzedała się relatywnie najlepiej. Film w reżyserii Renny’ego Harlina (kolejny specjalista od topienia budżetów) zdołał zarobić bowiem na całym globie prawie 55 milionów zielonych. Cóż jednak z tego, skoro całkowite koszta tej dziejącej się pośród kierowców rajdowych historii zjadły tych milionów aż 94. Trzeba zresztą przyznać, że projekt ten, choć budzący swego czasu dużą ekscytację, był od początku skazany na porażkę.

Dość napisać, że Stallone zabiegał przez pięć lat o jego realizację – czas, w trakcie którego powstało aż 25 różnych wersji scenariusza (!), z których wiele posiadało wątki autobiograficzne, a część odnosiła się do faktów z życia Formuły 1. W swym ostatecznym kształcie film liczył sobie ponad cztery godziny materiału, z którego do kin trafiło zaledwie 116 minut. Nie dziwne, że zarówno krytycy, jak i widzowie nie pozostawili na nim suchej nitki, co przełożyło się między innymi na stos nominacji do Złotych Malin. Til Schweiger, który zagrał tutaj główną rolę, przestał się potem właściwie liczyć na amerykańskiej ziemi, podobnie jak i Estella Warren, która w tym samym roku zagrała w innej katastrofie o nazwie Planeta małp. Również i Harlin trafił na dobre do drugiej ligi. Sly natomiast wrócił do swoich dobrze sprawdzonych marek, a Driven żałuje ponoć po dziś dzień.

 

Zoom: Akademia superbohaterów

Zanim Marvel na dobre rozkręcił superbohaterski biznes, facetów w trykotach próbowano ugryźć na różne sposoby, często kończące się fiaskiem. Tak właśnie było w przypadku filmu Petera Hewitta, który po psychozie, jaką był Garfield, postanowił w 2006 roku zaserwować widowni równie niski poziom humoru w komedii o starych herosach uczących młodzików bohaterskiego fachu. W tle oczywiście ratowanie świata. A w obsadzie między innymi Tim Allen, Courteney Cox, Chevy Chase i Kate Mara. W kasie natomiast teoretycznie 35 milionów dolarów, a w rzeczywistości aż 75.

Niespełna półtoragodzinny filmik dla całej rodziny przepadł tak artystycznie, jak i finansowo, przynosząc dochód na poziomie zaledwie 12,5 miliona zielonych – i to na całym świecie! Recenzje były miażdżące i nie oszczędzano w nich nikogo. Posypały się także antynagrody. Dopiero z czasem zaczęto patrzeć na to dzieło lekko przychylniejszym okiem, acz nie ulega wątpliwości, że był to w sumie plagiat powstałego rok wcześniej Sky High z Kurtem Russellem (który też jakiejś wielkiej kasy nie zarobił, choć na swoje wyszedł). Dużych reperkusji dla osób zaangażowanych w produkcję nie stwierdzono, choć nikomu w karierze Zoom z pewnością nie pomógł. Zresztą Hewitt nakręcił potem Finna samego w domu – telewizyjne cudo mające w zamierzeniu być duchowym spadkobiercą przygód Kevina. To mówi wszystko.

 

Bonus:

Uwiedziony

Thriller z 2008 roku z obsadą złożoną ze sław pokroju Ewana McGregora, Hugh Jackmana i Michelle Williams, przy wszystkich powyższych jawi się wyjątkowo udanie, gdyż na 25 milionów budżetu zdołał zarobić niecałe 18. Ale to nie pomogło temu debiutowi reżyserskiemu Marcela Langeneggera, który od tego czasu – czyli od blisko dekady – nie zrobił już nowego filmu.

Oczywiście ta lista to tylko wierzchołek góry lodowej, do której eksploracji zachęcam już samodzielnie i/lub w komentarzach.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA