Zestarzenie w tym przypadku jest oczywiste. Film utrzymywał swoją młodość do czasu, aż pojawiła się zremasterowana Liga i tą starą zostawiła daleko w tyle. Wystarczy spojrzeć chociaż na wygląd Steppenwolfa. Nowa wersja postawiła na bogactwo wizualne, co w jakimś sensie się sprawdziło, ale czy zapewni przyszłą kultowość? W to szczerze wątpię. Na patosie się jej nie da zbudować. Niemniej Liga Sprawiedliwości z 2017 roku zestarzała się momentalnie z chwilą premiery jej nowej wersji.
To byłby dobry film i za taki go miałem, gdybym nie zyskał wiedzy, jaką cenę emocjonalną zapłaciły aktorki za jego realizację. Adèle Exarchopoulos i Léa Seydoux oskarżyły reżysera, że nie kontrolował siebie, wpadał w amok gniewu, miał obsesję nagiego kobiecego ciała, kazał powtarzać kilkadziesiąt razy sceny seksu między aktorkami, aż był całkowicie zadowolony, dręczył je psychicznie. Dzisiaj więc z całej tej kontrowersyjności filmu pozostaje niesmak, zapach starej pleśni i obrzydzenie. Nie tak się robi kino znaczące społecznie.
Słabsze filmy z biegiem czasu starzeją się wizualnie, jeśli nie zostały doinwestowane. Tak jest z Człowiekiem z magicznym pudełkiem. Niewątpliwie pomysł na fabułę był i jest dobry, lecz środki na stworzenie futurystycznego świata już nie wystarczyły na odpowiednie przekonanie widza. Może jeszcze w 2017 roku to jakoś w polskim kinie przeszło, ale nasz rodzimy film od tamtego czasu zrobił trochę kroków do przodu w ramach fantastyki naukowej. Postęp jest szybki, a jego brak widać bardziej na filmach słabszych technicznie w ramach gatunku. Chodzi zwłaszcza o szersze plany. Niestety, w tym przypadku tytuł nie przetrwał próby czasu, jest nazbyt teatralnie, ciasno, bo trzeba było oszczędzać.
O zastrzeżeniach do aktorstwa oraz fabuły wypowiadałem się już wiele razy, ale paradoksalnie nie na tym polega okropność tej produkcji oglądanej całkiem niedawno, bo kilka tygodni temu przeze mnie w telewizji. Chodzi o styl. Ten zaprezentowany przez Paula Verhoevena przetrwał próbę czasu. Ten Lena Wisemana dzisiaj przypomina tanie science fiction zrobione bez zaangażowania, bez miłości do fantastyki. Arnold Schwarzenegger jest niewątpliwą ikoną wszech czasów w kinie, ale jego kreacja wcale nie podtrzymuje młodości starej Pamięci absolutnej. Robią to scenografia, efekty specjalne, charakteryzacja, muzyka oraz postaci drugoplanowe. W nowej wersji wszystko to niby istnieje, ale nie ma wyrazu, jest standardowe, jak z banku zdjęć. Colin Farrell funkcjonuje w rzeczywistości sztucznej, jakby namalowanej w komputerze, co przeszkadza w odbiorze akcji. Dlatego realna scenografia jest tak ważna.
Dany Boon bywa świetnym komikiem, ale kiedy gra i jednocześnie reżyseruje, już tak dobrze nie jest. 8 Rue de l’humanité to film może i dobry na czasy pandemii, jednak jego dzisiejszy odbiór już tak śmieszny nie jest. O tamtych niedawnych czasach chcemy raczej zapomnieć albo zobaczyć o wiele śmieszniejszą satyrę na nie. Film żartem nie porywa. Raczej jest wypełniony po brzegi słowotokami, które przechodzą gdzieś obok, nie mają znaczenia, są o niczym. Jeden seans w zupełności wystarczył, ale jeszcze wtedy, gdy nosiliśmy maseczki. Chociaż trochę wtedy czuliśmy ten duszny klimat zamknięcia. A teraz już wyszliśmy na wolność, żeby nie przypominać sobie, że nas tak masowo zamykano. Kończę więc to zestawienie produkcją, która zestarzała się wręcz ekspresowo.