Filmy, których NIE POWINIENEŚ oglądać z RODZICAMI. Dla ich dobra!
Niektórzy wolą filmy oglądać sami, inni nie wyobrażają sobie seansu bez drugiej połówki, jeszcze inni lubią obejrzeć coś z mamą i tatą. Problem w tym, że przy tym ostatnim wariancie trzeba szczególnie uważać, by nie wybrać jakiegoś niezręcznego tytułu. Aby pomóc wam w uniknięciu wtopy podczas rodzinnego seansu, przygotowaliśmy coś na kształt miniporadnika. Oto filmy, których lepiej nie oglądać z rodzicami.
American Pie (1999)
Klasyk gatunku „high school movies” i filmów o inicjacji seksualnej to także mało fortunna propozycja na seans z mamą i tatą. Co prawda życie amerykańskich nastolatków wygląda nieco inaczej niż perypetie małolatów znad Wisły, ale chyba mało który młody człowiek chciałby, aby jego rodzice podczas wspólnego wieczoru z filmem wnikali w tematy „pierwszych razów” i utraty dziewictwa. Kultowa już scena z tytułowym plackiem to dla wielu rodziców może być zbyt wiele.
Musimy porozmawiać o Kevinie (2011)
Kino bardzo często podejmuje temat trudnych relacji rodzinnych, ale film Lynne Ramsay to dzieło wyjątkowo brutalne emocjonalnie, niełatwe w odbiorze także na poziomie narracji. Musimy porozmawiać o Kevinie to znakomite kino, ale jeśli nie chcecie wpędzić swojej mamy w depresję, nie proponujcie tego tytułu, gdy rodzicielka poprosi o „jakiś dobry film”.
Love (2015)
Choć tytuł jest wyjątkowo jednoznaczny, to jednak chyba nie o to może chodzić rodzicom, gdy proszą swoje dziecko o włączenie jakiegoś filmu o miłości… Gaspar Noé to reżyser, którego kino w ogóle należy polecać ze szczególną ostrożnością, bo formalnie i tekstualnie przekracza granice „zwyczajnego” kina, ale Love jest tu skrajnym przypadkiem. Mało kto zapewne chciałby oglądać z rodzicami filmy porno, a to konkretne dzieło Noégo to już nawet nie erotyk – sceny seksu są tu wyjątkowo dosadne, a aktorzy nie powstrzymują się przed niczym. Jeśli chcecie uniknąć dziwnej atmosfery w domu, raczej pohamujcie się przed wyświetleniem Love podczas rodzinnego seansu.
Pięćdziesiąt twarzy Greya (2015)
Ekranizacja powieści na temat sadomasochistycznych fantazji seksualnych to także raczej kiepski wybór na seans z mamusią i tatusiem. Owszem, rodzice mogą być ciekawi, „co teraz kręci młodzież”, ale tutaj przychodzi smutna konkluzja: nie dość, że wyuzdania w Pięćdziesięciu twarzach Greya jak na lekarstwo, to jeszcze film jest po prostu fatalny w każdym aspekcie. Jeśli więc rodzice koniecznie muszą obejrzeć coś o dzikich żądzach, lepiej wybierzcie coś z tej listy.
Antychryst (2009)
Lars von Trier to reżyser, który generalnie słabo pasuje do konceptu „seans z rodzicami”, ale jeśli jakiegoś filmu z jego dorobku należy unikać w takich momentach szczególnie, to właśnie Antychrysta. Jest tu wszystko, na co rodzice mogą być uczuleni: wyuzdany seks, okaleczanie ciał, okultyzm, tragedie rodzinne… Von Trier ponoć leczył tym filmem własne traumy, ale pewnie przy okazji niejednemu widzowi zaszczepił nowe, dlatego uważajcie na ten tytuł podczas wybierania filmu na wspólny seans z rodzicami.
Requiem dla snu (2000)
Wydaje mi się, że pierwszy raz widziałem Requiem dla snu właśnie z rodzicami, ale do dziś pamiętam to uczucie niewyobrażalnego przygnębienia, które towarzyszyło mi po seansie. Nie dość, że film opowiada o narkotykach – jednym z największych koszmarów współczesnego rodzica – to jeszcze samo przedstawienie relacji głównego bohatera z matką jest wyjątkowo zasmucające. Do tego dochodzą bardzo sugestywne sekwencje dotyczące zażywania narkotyków, wyjątkowo nieprzyjemna scena sprzedawania swojego ciała za pieniądze i wiele innych elementów, których w żaden sposób nie można nazwać „parent-friendly”.
Opiekunka (2017)
Netfliksowska produkcja jako punkt wyjścia przyjmuje stereotyp co prawda na wskroś amerykański, ale tytułowa bohaterka w filmie McG to urzeczywistnienie najgorszych koszmarów każdego rodzica. Jeśli waszym mamom i tatom zdarzało się przesadnie martwić o wasze bezpieczeństwo pod czyimś okiem, Opiekunka na pewno przypomni im to uczucie. I choć każdy nastolatek marzy o babysitterce wyglądającej tak jak Samara Weaving, to raczej nikt nie chciałby trafić pod opiekę kogoś takiego jak bohaterka tego komediowego horroru.
Uczniowska balanga (1993)
Realia znowu amerykańskie, a w dodatku to jeden z pierwszych filmów Richarda Linklatera – na dobrą sprawę obraz ten jest jedną wielką imprezą. Nie ma tu dantejskich scen, małolaty nie wyzwalają zwierzęcych instynktów, jednak Uczniowska balanga to hedonistyczny manifest przez duże H i M. Jeśli wciąż jesteście w wieku, w którym wyjście na imprezę wiąże się z uzyskaniem zgody rodziców, unikajcie tego tytułu podczas wspólnych seansów: mama i tata gotowi jeszcze pomyśleć, że każda licealna impreza wygląda tak jak u Linklatera!
Zabicie świętego jelenia (2017)
Yorgos Lanthimos nie zwykł tworzyć filmów lekkich, łatwych i przyjemnych, toteż Zabicie świętego jelenia raczej nie zaskoczyło nikogo przygnębiającą atmosferą. Ale akurat to dzieło Greka szczególnie mocno uderza w emocje rodziców właśnie, ponieważ głównym wątkiem fabularnym jest tu tragedia rodzinna skupiona wokół dzieci… Jeśli jeszcze nie widzieliście Zabicia…, nie mogę zdradzić nic więcej, ale uwierzcie mi na słowo, gdy napiszę: nie oglądajcie tego filmu razem z rodzicami.
Mom and Dad (2017)
Na koniec propozycja raczej żartobliwa, bo jeśli wasi rodzice mają w sobie choć trochę luzu, powinni świetnie bawić się na tym filmie. Komediowy horror Briana Taylora to czyste ekranowe szaleństwo i ciekawa reinterpretacja motywu „nieznanego wirusa”, który w tym konkretnym przypadku skłania rodziców (Nicolas Cage i Selma Blair) do zabijania własnych dzieci. Survival horror, w którym małolaty muszą odeprzeć atak mamy i taty? Przyznacie, że to wywrotowy pomysł! Nie wiadomo tylko, kto będzie miał po tym wszystkim większą traumę: rodzice czy dzieci…