search
REKLAMA
Zestawienie

Filmy, które są ANTIDOTUM na rasizm

Filmy mogą być odtrutką na rasizm, czy też będące jego pochodną uprzedzenia.

Tomasz Raczkowski

21 stycznia 2023

REKLAMA

Kino to potężne narzędzie, które oddziałuje na zmysły oraz wyobraźnię. Za pośrednictwem filmów kształtować można swoje postrzeganie świata, można też z nich czerpać wiedzę na temat innych ludzi, miejsc czy zjawisk. Nie inaczej jest w kwestii uprzedzeń rasowych – kino może ugruntowywać negatywne stereotypy, ale również je rozmontowywać, odsłaniając szkodliwość nienawiści i przemocy, chociażby w kwestii przynależności etnicznej czy koloru skóry. Filmy mogą być odtrutką na rasizm, czy też będące jego pochodną uprzedzenia – takim pozycjom przyglądam się w tym tekście.

„Till” (2022)

Listę rozpocznę od najświeższej, bo właśnie wchodzącej na polskie ekrany pozycji, czyli Till Chinonye Chukwu. Nagradzany za główną rolę Danielle Deadwyler film opowiada o sprawie tytułowego nastolatka, Emmetta Tilla, zlinczowanego w 1955 roku w Missisipi (ten stan pojawia się nie po raz ostatni) podczas wakacyjnych odwiedzin u kuzynów. Główną bohaterką jest tu Mamie Till-Mobley, matka Emmetta, dla której śmierć dziecka była motywacją do rozpoczęcia kampanii na rzecz praw Afroamerykanów. Till to rozdzierający serce obraz niesprawiedliwości i będącego jej skutkiem cierpienia matki pozbawionej dziecka, a także wyraziste przypomnienie, jak głęboko zakorzenione są uprzedzenia rasowe – wspomnieć należy, że specjalne prawo dotyczące federalnego karania za lincze i samosądy, stworzone bezpośrednio na podstawie tej sprawy i nazwane od imienia Tilla, wprowadzono dopiero w 2022 roku. Film Chukwu daje więc okazję do poznania kontekstu tego dokumentu i postawienia pytania: dlaczego tyle to zajęło?

„BlacKkKlansman” (2018)

Dokumentaliści mówią czasem, że życie pisze takie historie, które w fabularnych scenariuszach zostałyby odrzucone jako niemożliwe. Takim przypadkiem jest na pewno operacja policji z Colorado, w czasie której czarnoskóry Ron Stallworth i jego biały partner zinfiltrowali szeregi Ku Klux Klanu. Tę historię opowiada Spike Lee w BlacKkKlansman: Czarnym bractwie, brawurowym kryminale sowicie podlanym komediowym sznytem. Oparta na prawdziwej historii porywająca narracja jest okazją do zarysowania kontekstu walki o prawa czarnoskórej społeczności w USA, odsłonięcia absurdu uprzedzeń, oddania hołdu Stallworthowi, ale także stworzeniu kanwy dla współczesnej debaty na temat rasy, nienawiści i jej trwania.

„Missisipi w ogniu” (1988)

Choć od czasu premiery filmu Alana Parkera w 1988 roku nakręcono dużo rzeczy podejmujących tematykę rasizmu, to wciąż jednak niewiele z nich robi takie wrażenie jak klasyczny kryminał z Genem Hackmanem i Willemem Dafoe w roli agentów FBI prowadzących śledztwo w sprawie morderstw na Głębokim Południu. Missisipi w ogniu to z jednej strony pasjonująca intryga, z drugiej bolesna konfrontacja z wówczas świeżym, a i dziś wciąż rezonującym, dziedzictwem rasowej nienawiści i przemocy. Z tego względu to pozycja obowiązkowa – zarówno jako wzorcowa filmowa robota, jak i jako przykład kinowego rozliczenia ze społecznymi demonami. Pamiętam swój pierwszy seans Missisipi w ogniu w czasach szkolnych i to było naprawdę mocne uderzenie. A i kolejne podejścia mocno wchodzą na nerwy, za pomocą gatunkowych środków wywołując odpowiednie reakcje wobec nienawiści na tle rasowym i etnicznym.

„Czas zabijania” (1996)

Kolejny film, który pamiętam jako jeden z mocniejszych seansów z czasów najwcześniejszego zapoznawania się z kinem. Tym razem z kolejnej dekady, ale również rozgrywający się w stanie Missisipi, z równie gwiazdorską obsadą – przed kamerą stanęli m.in. Matthew McConaughey (gdy był jeszcze gorącym młodym talentem, zanim utknął na lata w komediach romantycznych), Sandra Bullock, Samuel L. Jackson, Donald Sutherland czy Kevin Spacey. Zbudowana wokół procesu sądowego fabuła za pośrednictwem sprawy dokonanego przez ofiarę gwałtu samosądu odsłania sieć uprzedzeń, przemocy i systemowego jej maskowania. Czas zabijania elektryzuje widza tym bardziej, że inspiracją dla fabuły wcześniej przedstawionej na kartach powieści Johna Grishama były prawdziwe wydarzenia, a także równie prawdziwe zjawisko rasizmu, którego zarówno książka, jak i film są krytyką.

„Drodzy biali ludzie” (2014)

Rasizm jest wbrew pozorom nie tylko czymś, co tkwi w głowach uprzedzonych, ale też mechanizmem, który przenika tych, których dyskryminacja dotyka. Przepracowanie postrzegania samych siebie i swojej pozycji w społeczeństwie jest właśnie centralnym tematem Drodzy biali ludzie Justina Simiena. Z satyrycznego punktu wyjścia reżyser wyprowadza ciekawą opowieść o wielości perspektyw i różnych możliwych podejścia do kwestii koloru skóry. Jest to ciekawe zarówno dla osób, które same się zmagają z tym wyzwaniem, jak i tych, do których skierowany jest zwrot z tytułu filmu.

„Rób, co należy” (1989)

Spike Lee to jedna z najważniejszych postaci dla kina afroamerykańskiego – urodzony w Atlancie reżyser przecierał szlaki dla całych pokoleń czarnoskórych twórców, po drodze tworząc kilka klasycznych dzieł amerykańskiego kina współczesnego. Stąd też w tym zestawieniu pojawia się już drugi raz. Nie sposób mówić o kinie antyrasistowskim bez wspomnienia jego Rób, co należy z 1989 roku, filmu, który praktycznie się nie zestarzał (niestety). Osadzony w czarnej dzielnicy Brooklynu film jest ironiczną krytyką rasistowskich stereotypów i skostniałej w uprzedzeniach struktury społecznej, prezentując długo niemającą dostępu do głównego nurtu popkultury perspektywę samej społeczności afroamerykańskiej. Rób, co należy wchodzi w dialog z myślami Malcolma X i Martina Luthera Kinga, problematyzuje relacje pomiędzy czarną a białą społecznością mniej zamożnych dzielnic; nieśmiertelność zapewnia mu jednak przede wszystkim pamiętna, wstrząsająca scena zabójstwa jednego z bohaterów przez policję. Scena ta w 1989 roku była hołdem dla zmarłych w podobny sposób osób, przez lata obrastała kolejnymi kontekstami i jest do dziś aktualnym symbolem policyjnej przemocy, która wciąż zbiera swoje ponure żniwo.

„Gdyby ulica Beale umiała mówić” (2018)

Barry Jenkins zabłysnął w świecie kina oscarowym Moonlight, jednak jego kolejny film nie zyskał podobnego rozgłosu. Szkoda, bo Gdyby ulica Beale umiała mówić – ekranizacja powieści kultowego afroamerykańskiego pisarza Jamesa Baldwina – to świetnie skonstruowana, poruszająca historia miłosna, której tłem są napięcia społeczne w Harlemie lat 70. Pokazując dramat jednostek, których życie jest na różne sposoby komplikowane przez nierówności i rasowe uprzedzenia, nie sposób pozostać obojętnym na oczywiste niesprawiedliwości i absurdalne mechanizmy wykluczenia. Gdyby ulica Beale umiała mówić to niedoceniony współczesny klasyk i jeden z najbardziej interesujących filmów poruszających tematykę rasową w USA ostatnich lat.

„Nie jestem twoim murzynem” (2016)

Pozostając w nurcie spuścizny Jamesa Baldwina, polecić należy również dokumentalne Nie jestem twoim murzynem, oparte na fragmentach niedokończonej książki Remember This House, w której na podstawie osobistych wspomnień i refleksji wokół Medgara Eversa, Malcoma X i Martina Luthera Kinga ikona afroamerykańskiej kultury budowała opowieść o historii ruchu na rzecz praw czarnej społeczności. Nie jestem twoim murzynem to sprawnie zrealizowana narracja filmowa, oferująca bogaty faktograficznie i intelektualnie wizualny esej na temat rasizmu, praw obywatelskich i walki o godność. To kolejna pozycja obowiązkowa, koło której trudno przejść obojętnie i która powinna ostatecznie wyperswadować z głów widzów resztki uprzedzeń.

„Jak nas widzą” (2019)

By stworzyć drażniącą emocje opowieść o niesprawiedliwości rasowej, filmowcy nie muszą niestety specjalnie wysilać wyobraźni. Najczęściej wystarczy sięgnąć po jeden z autentycznych przypadków dyskryminacji. Tak też było w przypadku miniserii Jak nas widzą Avy DuVernay opowiadającej historię pięciu nastolatków niesłusznie oskarżonych o gwałt w 1989 roku (tzw. Piątki z Central Parku). Opowieść oparta na klasycznej ramie dochodzenia pokazuje okrucieństwo systemu sprawiedliwości i jego podatność na rasistowskie resentymenty. Fabularyzowana opowieść oddaje sprawiedliwość ofiarom i stanowi pozycję obowiązkową, rozbijającą skorupę uprzedzeń i stereotypów za pomocą wyrazistej dramaturgii.

„Służące” (2011)

Większość wymienianych tu przeze mnie filmów to pozycje raczej cięższe – trudno zresztą mówić o rasizmie w sposób pozbawiony solidnej dozy powagi. Jednak chciałem zakończyć na nieco pogodniejszej nucie. Taką będą Służące Tate’a Taylora, oscarowy hit i dyżurny crowdpleaser sezonu 2011/2012. Opowieść o tytułowych kobietach pracujących jako wzgardzana pomoc domowa w domach bogatych białych rodzin z jednej strony przedstawia niewesołe skrzyżowanie ucisku rasowego i klasowego w czasach segregacji w USA, ale równocześnie przynosi sporo feelgoodowych, satysfakcjonujących momentów, w których grane brawurowo przez Octavię Spencer i Violę Davis kobiety sięgają po swoją godność i sprawczość. Służące działają świetnie jako historia o emancypacji, uzmysławiająca arbitralność podziałów społecznych i nierówności.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA