search
REKLAMA
Zestawienie

Filmy, które PRZEKŁAMUJĄ historię

Szymon Skowroński

10 maja 2020

REKLAMA

Zenek, scen. Marta Hryniak

Historia życia Zenka Martyniuka, polskiego gwiazdora disco polo, zupełnie nie nadawała się na materiał na filmową opowieść. Sam sukces i droga na szczyt to zdecydowanie za mało, by na ich kanwie zbudować ciekawą, angażującą, dramatyczną historię. Niestety, już zapowiedzi i hasła reklamowe zaklinały rzeczywistość – film miał pokazywać, jak Zenek ciężko pracował, aby dotrzeć na szczyt, jednak w filmie tej ciężkiej pracy nie zobaczymy. Życie muzyka toczy się od koncertu do koncertu, a między występami oglądamy sceny-łączniki, z których żadna nie wnosi absolutnie nic do fabuły, nie rozwija scenariusza, nie stawia żadnych pytań ani nie udziela odpowiedzi, nie ma żadnej wagi emocjonalnej. W prostej linii, od początku do końca, Zenek pozostaje szeregiem ilustracyjnych epizodów na temat życia Martyniuka. Nie da się odmówić swoistego uroku zarówno Martyniukowi, jak i głównemu wykonawcy – Jakubowi Zającowi (to jego film, a nie gnuśnego Krzysztofa Czeczota!), ale ta historia nie nosi żadnych znamion dramatu. Na co zatem zdecydowali się twórcy? Na doprawienie mdłej całości wydarzeniem zapożyczonym z życia innego wykonawcy disco polo – Sławomira Świerzyńskiego, frontmana formacji Bayer Full. Otóż syn Świerzyńskiego został uprowadzony dla okupu. Po kilku dniach policji udało się odnaleźć sprawców i uwolnić chłopca.

Ten incydent – w zupełnie przeinaczonej wersji – stał się trzecim aktem w filmowej historii Martyniuka. W przeinaczonej, bo scenarzystka (być może po pomyśle reżysera – sam Martyniuk mówił, że to Jan Hryniak zaproponował ten epizod) na brawurową akcję odbicia syna wysłała nikogo innego, jak Zenka i jego najlepszego przyjaciela, Ryśka Warota. Panowie samodzielnie przeprowadzają operację, wracają do domu, wymieniają grzeczności, po czym przeskakujemy jakiś czas do przodu, Zenek daje koncert ze swoim idolem, Limahlem, i film się kończy. Wydaje się, że taki zabieg jest nieuczciwy wobec wielu osób: po pierwsze, wobec Świerzyńskiego, którego osobisty dramat został wykorzystany do medialnego podbudowania osoby Martyniuka, po drugie, wobec samego Martyniuka, który doczekał się biografii, w której jedynym ciekawym elementem jest ten całkowicie spreparowany, po trzecie – wobec widzów. I nie chodzi tylko o sam fakt przekłamania Zenkowego życiorysu, a o to, że ta sekwencja nie ma absolutnie żadnego sensu i znaczenia dla fabuły. Twórcy koncertowo zignorowali prawdziwe wydarzenia, z których można byłoby wyłuskać całkiem sensowne, filmowe konflikty i emocje: napięte relacje Zenka z rodzicami Danki, próbę szantażu „na ciążę” przez byłą dziewczynę, oddalenie się od rodziny. Z tych trzech wątków może udałoby się uzbierać materiału na dziewięćdziesiąt minut filmu o muzyku, który ciągle miał pod górkę. A tak – mamy dwie godziny filmu o niczym, który przed samą końcówką zmienia się na chwilę w wizję lokalną z miejsca zbrodni.

Moja lewa stopa, scen. Jim Sheridan, Shane Connaughton

Biografia Christy’ego Browna niespodziewanie wpisuje się w nurt inspirujących feel-good movies. Dlaczego niespodziewanie? Bo nic nie wskazuje na to, by pokrzepić serca mógł film o ciężko chorym człowieku urodzonym w wielodzietnej, ubogiej rodzinie, mogącym w wyniku paraliżu ciała operować w pełni tylko lewą stopą, zmarłym w wieku czterdziestu dziewięciu lat, ostatnie lata życia spędzającym przy boku nadużywającej alkoholu i narkotyków, niewiernej mu kobiety, która swoim zachowaniem i zaniedbaniem mogła przyczynić się do jego przedwczesnej śmierci. A jednak – twórcy przedstawili życie i walkę Browna, wiernie odtwarzając fakty z jego autobiografii, a film zakończyli w tonacji durowej, zatrzymując w stopklatce uśmiechniętego bohatera i miłość jego życia, Mary Carr. Brown w momencie poznania Carr był uznanym malarzem i autorem. Jego życie było naznaczone chorobą, biedą i cierpieniem, a mimo to udało mu się odnieść niebywały sukces. Siła jego determinacji i wola życia w istocie stanowią przykład do naśladowania.

Niestety, w momencie rozpoczęcia prac nad realizacją filmu – którego podstawą była autobiografia Browna – było wiadomo, że na ciele zmarłego w 1981 artysty były widoczne siniaki. Przez wiele lat spekulowano, że Carr mogła fizycznie i psychicznie znęcać się nad Brownem. Niejasne są też okoliczności śmierci Browna, który zakrztusił się podczas jedzenia obiadu, a w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby mu pomóc. Film miał premierę w roku 1989, osiem lat po śmierci Browna. W 2007 ukazała się książka The Life That Inspired My Left Foot Georginy Hambleton, która rzuciła nowe światło na życiorys Browna i przedstawiła gorzki epilog do jego życia. W tym samym roku brat sparaliżowanego artysty, Sean Brown, w wywiadzie dla „The Telegraph” miał stwierdzić, że film jest świetny, ale ukazana w nim relacja między Christym a Carr to fikcja.

REKLAMA