Filmy, które PRZEKŁAMUJĄ historię

Zenek, scen. Marta Hryniak
Historia życia Zenka Martyniuka, polskiego gwiazdora disco polo, zupełnie nie nadawała się na materiał na filmową opowieść. Sam sukces i droga na szczyt to zdecydowanie za mało, by na ich kanwie zbudować ciekawą, angażującą, dramatyczną historię. Niestety, już zapowiedzi i hasła reklamowe zaklinały rzeczywistość – film miał pokazywać, jak Zenek ciężko pracował, aby dotrzeć na szczyt, jednak w filmie tej ciężkiej pracy nie zobaczymy. Życie muzyka toczy się od koncertu do koncertu, a między występami oglądamy sceny-łączniki, z których żadna nie wnosi absolutnie nic do fabuły, nie rozwija scenariusza, nie stawia żadnych pytań ani nie udziela odpowiedzi, nie ma żadnej wagi emocjonalnej. W prostej linii, od początku do końca, Zenek pozostaje szeregiem ilustracyjnych epizodów na temat życia Martyniuka. Nie da się odmówić swoistego uroku zarówno Martyniukowi, jak i głównemu wykonawcy – Jakubowi Zającowi (to jego film, a nie gnuśnego Krzysztofa Czeczota!), ale ta historia nie nosi żadnych znamion dramatu. Na co zatem zdecydowali się twórcy? Na doprawienie mdłej całości wydarzeniem zapożyczonym z życia innego wykonawcy disco polo – Sławomira Świerzyńskiego, frontmana formacji Bayer Full. Otóż syn Świerzyńskiego został uprowadzony dla okupu. Po kilku dniach policji udało się odnaleźć sprawców i uwolnić chłopca.
Ten incydent – w zupełnie przeinaczonej wersji – stał się trzecim aktem w filmowej historii Martyniuka. W przeinaczonej, bo scenarzystka (być może po pomyśle reżysera – sam Martyniuk mówił, że to Jan Hryniak zaproponował ten epizod) na brawurową akcję odbicia syna wysłała nikogo innego, jak Zenka i jego najlepszego przyjaciela, Ryśka Warota. Panowie samodzielnie przeprowadzają operację, wracają do domu, wymieniają grzeczności, po czym przeskakujemy jakiś czas do przodu, Zenek daje koncert ze swoim idolem, Limahlem, i film się kończy. Wydaje się, że taki zabieg jest nieuczciwy wobec wielu osób: po pierwsze, wobec Świerzyńskiego, którego osobisty dramat został wykorzystany do medialnego podbudowania osoby Martyniuka, po drugie, wobec samego Martyniuka, który doczekał się biografii, w której jedynym ciekawym elementem jest ten całkowicie spreparowany, po trzecie – wobec widzów. I nie chodzi tylko o sam fakt przekłamania Zenkowego życiorysu, a o to, że ta sekwencja nie ma absolutnie żadnego sensu i znaczenia dla fabuły. Twórcy koncertowo zignorowali prawdziwe wydarzenia, z których można byłoby wyłuskać całkiem sensowne, filmowe konflikty i emocje: napięte relacje Zenka z rodzicami Danki, próbę szantażu „na ciążę” przez byłą dziewczynę, oddalenie się od rodziny. Z tych trzech wątków może udałoby się uzbierać materiału na dziewięćdziesiąt minut filmu o muzyku, który ciągle miał pod górkę. A tak – mamy dwie godziny filmu o niczym, który przed samą końcówką zmienia się na chwilę w wizję lokalną z miejsca zbrodni.
Moja lewa stopa, scen. Jim Sheridan, Shane Connaughton
Biografia Christy’ego Browna niespodziewanie wpisuje się w nurt inspirujących feel-good movies. Dlaczego niespodziewanie? Bo nic nie wskazuje na to, by pokrzepić serca mógł film o ciężko chorym człowieku urodzonym w wielodzietnej, ubogiej rodzinie, mogącym w wyniku paraliżu ciała operować w pełni tylko lewą stopą, zmarłym w wieku czterdziestu dziewięciu lat, ostatnie lata życia spędzającym przy boku nadużywającej alkoholu i narkotyków, niewiernej mu kobiety, która swoim zachowaniem i zaniedbaniem mogła przyczynić się do jego przedwczesnej śmierci. A jednak – twórcy przedstawili życie i walkę Browna, wiernie odtwarzając fakty z jego autobiografii, a film zakończyli w tonacji durowej, zatrzymując w stopklatce uśmiechniętego bohatera i miłość jego życia, Mary Carr. Brown w momencie poznania Carr był uznanym malarzem i autorem. Jego życie było naznaczone chorobą, biedą i cierpieniem, a mimo to udało mu się odnieść niebywały sukces. Siła jego determinacji i wola życia w istocie stanowią przykład do naśladowania.
Niestety, w momencie rozpoczęcia prac nad realizacją filmu – którego podstawą była autobiografia Browna – było wiadomo, że na ciele zmarłego w 1981 artysty były widoczne siniaki. Przez wiele lat spekulowano, że Carr mogła fizycznie i psychicznie znęcać się nad Brownem. Niejasne są też okoliczności śmierci Browna, który zakrztusił się podczas jedzenia obiadu, a w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby mu pomóc. Film miał premierę w roku 1989, osiem lat po śmierci Browna. W 2007 ukazała się książka The Life That Inspired My Left Foot Georginy Hambleton, która rzuciła nowe światło na życiorys Browna i przedstawiła gorzki epilog do jego życia. W tym samym roku brat sparaliżowanego artysty, Sean Brown, w wywiadzie dla „The Telegraph” miał stwierdzić, że film jest świetny, ale ukazana w nim relacja między Christym a Carr to fikcja.