Filmy i seriale, które PRZERAŻAŁY nas w DZIECIŃSTWIE
Strach to naturalna emocja, a dziecięca wyobraźnia może sprawić, że przerażające okażą się nawet filmy czy postaci, które wcale nie były tworzone, by wywołać niepokój. Poniżej piszemy o produkcjach, które w dzieciństwie gwarantowały nam koszmary.
Odys Korczyński
1. Przyjaciel wesołego diabła (1988–1989) – a to było tak. Burza, czyli grzmoty, odgłos wiejącego w konarach drzew wiatru, a na tle rozbłysków nieba, sylwetkowa postać diabła Piszczałki z ogromnym widelcem w charakterze broni. I jak tu się nie bać?
2. Wodnik Szuwarek (1983) – Dzisiaj ta postać wcale nie wydaje się straszna, ale wtedy, dla mnie jako małego dziecka, była przerażająca. Dobrze, że nie uprzedziłem się w ogóle do oglądania wieczorynek.
3. O czym szumią wierzby (1984–1988) – paradoksalnie nie chodzi tu o postaci Łasic, ale o Ropucha. Tak było do czasu zapoznania się z książką. Po jej przeczytaniu moja wyobraźnia zaczęła pracować zupełnie inaczej, a Ropuch zmienił się w przyjazną postać.
4. Tajemniczy duch (1987–1988) – do dzisiaj pamiętam jedną scenę – z dziadka zaczyna się unosić dym. Kiedy zdejmuje pulower, widać metalową powierzchnię usianą różnymi mikrourządzeniami i światełkami. Przerażający dla dziecka transhumanizm.
5. Muminki (1990–1992) – ten suspens, kiedy miała się pojawić, powodował szybszy oddech i walenie serca. Aż w końcu się pojawiała, sina, wielka, z bezemocjonalną twarzą. Trudno było odkryć jej sekret i czego chciała. Sprowadzała ze sobą zimno, czyli brak życia.
Michał Kaczoń
1. Jumanji (1995) – gra dosłownie wciąga cię do środka, a potem wypluwa po latach, ale sprowadza serię plag na twoje miasteczko? Srogo. Tym, co przerażało mnie najbardziej, była jednak scena z zatapianiem się w podłogę i atakujące wtedy pająki (boję się tych stworzonek). No i ten nieszczęsny stukot! Dźwięki wydawane przez Jumanji, czyli niemiarowe dudnienie, można przecież usłyszeć dosłownie wszędzie, więc pierwszej nocy po seansie nie mogłem w ogóle zasnąć.
2. Powrót Batmana (1992) – jedno słowo – Pingwin. Cała jego postać w genialnej kreacji Danny’ego DeVito była oślizgła i przerażająca – te łapy, ta twarz, ten sposób, w jaki jadł całe ryby naraz. Ciarki gwarantowane. Co ciekawe – to był pierwszy ever film, który dostałem na płycie DVD i choć seans całkiem mi się podobał, Pingwin dość mocno mnie przerażał.
3. A.I: Sztuczna inteligencja (2001) – film Stevena Spielberga o świecie przyszłości i zagrożeniach związanych ze sztuczną inteligencją omamił mnie i zaskoczył, bo epatował wyjątkowo ponurą, pesymistyczną energią, która mocno mi się udzielała za młodu. Mam wrażenie, że obejrzałem go zwyczajnie za wcześnie i przez to dość ostro zrył mi banię. Pamiętam, że szczególnie ciężka końcówka, która kazała mi myśleć o własnej śmiertelności, dość mocno wpłynęła na moją psychikę. To zakończenie sprawiło, że nie byłem w stanie otrząsnąć się z niego przez bardzo długi czas. Do dzisiaj też nie obejrzałem tego filmu ponownie, choć czuję, że mógłby mi się spodobać. Te ciężkie emocje zbyt mocno jednak we mnie siedzą, bym dobrowolnie chciał je powtarzać. To jednak wielka siła kina – ten seans był prawie 20 lat temu, a do dziś doskonale pamiętam te uczucia.
4. X-Men (2000) – pierwsi „X-Meni” bardzo mi się podobali, ale pamiętam, że dość mocno przerażała mnie wizja bohatera, który dosłownie rozpadł się/rozpłynął, gdy wyszedł na plażę z wody, po tym, jak został napromieniowany przez ekipę Magneto. Doskonale pamiętam też, że w 2000 roku podczas wyprawy do Paryża, przerażał mnie też… sam plakat filmu, na którym widnieli wszyscy bohaterowie, włącznie z Mystique, której fizis wywoływało ciarki na mych plecach, gdy pierwszy raz zobaczyłem ten plakat, idąc nocą po ulicy.
5. The Puppet Show (Odcinek serialu Buffy, postrach wampirów, S1E9) (1997) – Buffy, postrach wampirów to świetny serial, inteligentnie łączący horror z komedią, który umiejętnie bawi się zasadami gatunkowymi i jest tak dobrze napisany, że wytrzymał próbę czasu i wciąż daje się go świetnie oglądać. Odcinek z kukiełką obejrzałem jednak w polskiej telewizji pewnego feralnego wieczoru na wyjeździe letnim z grupą starszych dzieciaków i drewniana zabawka oraz jej niecny morderczy plan dość mocno mnie wtedy przeraziły. Wizja, że coś tak małego może być tak niebezpiecznego, zawładnęła moim umysłem i wywoływała ciarki na plecach. Nie mówiąc już o tym, że grupa celowo podbijała strach w trakcie seansu w chatce gdzieś pośrodku lasu. To idealny przykład na to, jak warunki oglądania mają wielkie znaczenie dla odbioru.
Łukasz Budnik
1. Dzwonnik z Notre Dame – nawet z dzisiejszej perspektywy uważam, że Dzwonnik to jedna z tych Disnejowskich animacji, po które powinny sięgać nieco starsze dzieci. Sam zetknąłem się z nią w dość wczesnym dzieciństwie i przeraziła mnie atmosfera panująca w filmie (chóry, mroczne wnętrza, wreszcie złowieszczy Frollo). Sceną, która przelała czarę, była ta, w której Quasimodo jest przywiązany i obrzucany jedzeniem przez Paryżan.
2. Śnięty Mikołaj – tak jest, jako dziecko bałem się komedii, w której Tim Allen staje się Świętym Mikołajem. Dużo zrobiła tu wyobraźnia, która z jakiegoś powodu podpowiadała mi, że scena bezpośredniej „transformacji” w Mikołaja (która w zasadzie nie istnieje, bo proces ten zachodzi w filmie stopniowo) będzie niczym z horroru.
3. Batmany Burtona – wpisuję obie części, bo też w obu były elementy, które mnie niepokoiły, choć tak w pierwowzorze, jak i sequelu główną przyczyną dziecięcego strachu byli antagoniści. Szczególnie wspominany przez Michała Pingwin w Powrocie Batmana.
4. Akademia pana Kleksa – golarz Filip był swego czasu najbardziej przerażającym złoczyńcą, jakiego można było sobie wyobrazić. Nawet scena z wilkami nie powodowała takiego niepokoju jak złowieszczo roześmiana twarz Leona Niemczyka.
5. Powrót Jedi – z jednej strony podczas seansu tej części cieszyłem się, bo Ewoki, z drugiej miałem świadomość, że zobaczę w tej części Vadera bez maski i niepokoiła mnie wizja tego, jak będzie się prezentować. Ostatecznie okazało się, że moje wyobrażenia były bliższe temu, jak Anakin wyglądał bezpośrednio po poparzeniu w Zemście Sithów.
Mary Kosiarz
1. Harry Potter i Komnata Tajemnic (2002) – do dziś, mimo że cytatami z całej serii filmów o młodym czarodzieju jestem w stanie rzucać wybudzona w środku nocy i doskonale wiem, co wydarzy się w każdej kolejnej scenie, podczas seansu Komnaty Tajemnic powraca do mnie znajomy dreszczyk i permanentny strach podczas finałowej sekwencji z Bazyliszkiem i duchem Toma Riddle’a. Z niewiadomych przyczyn jako dziecko drżałam również za każdym razem, kiedy na ekranie pojawiał się Zgredek, postać do szpiku kości pozytywna, a mimo wszystko szczególnie w drugiej części sagi przerażająca swoją nietypową aparycją i głosem Łukasza Lewandowskiego, który z zasady miał rozczulać, a mnie osobiście kazał chować się pod kołdrę.
2. Happy Feet: Tupot małych stóp (2006) – filmy dla dzieci z reguły nie powinny wywoływać w nich negatywnych emocji, a na mnie Happy Feet działał niemal jak płachta na byka. Unikałam tego filmu, jak mogłam, uciekając przed jego momentami zbyt poważnym i dołującym nastrojem oraz postacią Lovelace’a, której najzwyczajniej w świecie nie mogłam znieść i która jak żadna inna wprawiała kilkuletnią mnie w przerażenie.
3. Alicja w Krainie Czarów (2010) – akurat ten przykład mówi sam za siebie. Mroczne wcielenie Johnny’ego Deppa przysłoniło wszystkie inne aspekty filmowej adaptacji przygód Alicji, dlatego dziś nie bez powodu nie mam ochoty wracać do filmu sprzed lat, we wspomnieniach trzymając głównie grozę, jaka towarzyszyła mi na kinowym fotelu.
4. Niania (2005) – tutaj również nie zdziwię was powodem, dla którego w dzieciństwie z Nianią wiązały mnie nieco chłodniejsze relacje niż z innymi bajkami. Emma Thompson wystylizowana na odstraszającą opiekunkę niesfornych dzieciaków z dzisiejszej perspektywy nieco bawi, ale kilkanaście lat temu? Tyle zdecydowanie wystarczyło mi do problemów ze snem!
5. E.T. (1982) – wieloletnia uraza, której moje starsze rodzeństwo kompletnie nie rozumie. Z kolei ja nie rozumiem, jak można było oglądać dzieło Stevena Spielberga bez jednoczesnego wzdrygnięcia, gdy tylko w kadrze pojawiał się tytułowy bohater. Dla małej mnie doświadczenie nie dość powiedzieć traumatyczne, ale pociesza mnie fakt, że nie jestem w nim osamotniona – sam reżyser po latach przyznał w końcu, że wygląd E.T. przysporzył dużej części widowni więcej lęku niż współczucia czy empatii.