FILMOWE SZKOŁY, do których chcielibyśmy chodzić
Wrzesień to nie tylko początek jesieni, ale też dla wielu powrót do przybytku szkołą zwanego. Tym samym my też wracamy na chwilę w mury edukacji – rzecz jasna, tej filmowej. Oto kilka przykładów fikcyjnych instytucji, w których chętnie byśmy się czegoś nauczyli (ha, ha!). Dla ułatwienia ograniczamy się do urzędów przeznaczonych generalnie dla homo sapiens. A w komentarzach czekamy na wasze typy.
Liceum Carlmonta
Młodzi gniewni
Co prawda była mowa o zmyślonych szkołach, a tymczasem uczelnia oparta na książce LouAnne Johnson, spisanej w dodatku na kanwie prawdziwych wydarzeń, istnieje w rzeczywistości – w Belmont, w stanie Kalifornia. Mało tego! Generalnie to dość niebezpieczne miejsce, w którym można stracić nawet życie, bo wokół noszą się sami ziomale różnych nacji, z reguły pochodzący z nizin społecznych. Niemniej można zrobić wyjątek od reguły, a powody są dwa. Po pierwsze jest to miejsce wolne od stresu związanego z testami i zadaniami domowymi, gdyż rządzą w nim uczniowie, a nie nauczyciele – taka bardziej szkoła życia. A po drugie: Michelle Pfeiffer. To wystarczy.
Akademia pana Kleksa
Akademia pana Kleksa
Mieszcząca się przy ulicy Czekoladowej uczelnia pod kierownictwem ekscentrycznego Ambrożego Kleksa to miejsce ze wszech miar wyjątkowe. Duże i przestronne (zdjęcia do filmu realizowano m.in. w pałacu w Nieborowie), wypełnione magią, sekretami, gadającymi stworzeniami i otoczone parkiem oraz murem, za którym znajdują się… inne bajki. Dodatkowo niemal wszystkie zajęcia tam prowadzone są na tyle osobliwe, że nie można się nudzić – zwłaszcza gdy Kleks ubarwia je jeszcze okolicznościowymi piosenkami. Jedynym problemem jest dość restrykcyjny nabór, gdyż do szkoły dostać się mogą jedynie chłopcy z imieniem na literę A. Lecz z drugiej strony gwarantuje to pewną stabilność, dyscyplinę i względny spokój. Resztą zajmie się wyobraźnia. To kiedy można się zapisać?
Liceum Shermera
Klub winowajców / Wolny dzień Ferrisa Buellera
Podobne wpisy
Budynek mieszczący się w… Shermer, w stanie Illinois, to część filmowego uniwersum Johna Hughesa. Sporą część rzeczy, które się tu dzieją, a także niektóre postaci związane z tym miejscem reżyser zaczerpnął z własnych doświadczeń szkolnych, których szczerze nie cierpiał. Jako plan filmowy posłużyły mu natomiast uczelnia Glenbrook North (do której sam kiedyś uczęszczał) oraz świeżo zamknięta Main North, na której miejscu dziś znajduje się… posterunek policji. I choć pozornie Shermer nie różni się niczym specjalnym od innych przybytków tego typu, to jednak wydaje się całkiem sympatycznym miejscem z odpowiednią dozą wolności oraz całą galerią niezapomnianych osobowości. No i poza tym reprezentuje sobą lata 80., więc lepiej być nie może. Chętnie spędzilibyśmy tam kilka wolnych sobót „za karę”.