FAR CRY – Filmowe gry komputerowe
Z pewnością ciężko byłoby mi obronić stwierdzenie, jakoby Far Cry było najlepszą serią gier w historii, ale już o tym, że produkcje spod szyldu “dalekiego płaczu” wyznaczały kierunek rozwoju dla całej branży, wie właściwie niemal każdy przeciętnie poinformowany gracz. Piszę “wyznaczały”, bo w pewnym momencie coś się zepsuło, zafiksowało na powielaniu sprawdzonych już rozwiązań, a chyba wszyscy się zgodzimy, że dla gier nic gorszego zdarzyć się nie może. Co dalej? Przekonamy się pod koniec lutego przyszłego roku, bo właśnie wtedy Ubisoft wypuści piątą odsłonę swej kultowej już serii.
Podobne wpisy
Jeśli myśleliście, że powiedzenie “Niemiec płakał jak sprzedawał” dotyczy jedynie sprowadzanych zza zachodniej granicy samochodów, pewnie umknął wam fakt, że nasi sąsiedzi odpowiedzialni są za powstanie jednej z najważniejszych gier w historii tej branży, którą nazbyt pospiesznie oddano w ręce Ubisoftu. To pierwszy powód do płaczu, choć jego gorycz nieco osłodził sukces zupełnie nowej serii, zbudowanej na bebechach Far Cry. Dużo gorzej zapewne znieść myśl, że na skutek niezrozumiałego dla mnie przypływu dobrego humoru (może to ten słynny niemiecki humor, który nie bawi nikogo innego na świecie?) prawa do ekranizacji tytułu oddano w ręce niesławnego Uwe Bolla, który – jak zwykle – wzniósł się na wyżyny swych umiejętności, by udowodnić światu, że ciężko pracuje na miano najgorszego reżysera w historii kinematografii. Zacznijmy jednak od początku.
Czy na sali jest jakiś lekarz?
Choć FPS-y, czyli pierwszoosobowe strzelanki, znane są graczom już od lat osiemdziesiątych, a za wyznacznik tego gatunku uchodzi wydana w 1992 roku gra Wolfenstein 3D, rok 2004 mocno w temacie namieszał. Za sprawą pierwszej odsłony Far Cry, stworzonej przez nikomu wówczas nieznane niemieckie studio deweloperskie Crytek, okazało się bowiem, że można przesuwać granice realizmu tego typu rozgrywki.
Dla zademonstrowania iście nowatorskich rozwiązań, wysnuto dość prosty scenariusz, będący połączeniem kina akcji (zdecydowanie w stylu Rambo) z horrorem mocno nawiązującym do kultowej Wyspy doktora Moreau. Nasz główny bohater – Jack Carver – to były komandos, dorabiający na emeryturze jako pilot łodzi wycieczkowej. Jednym ze zleceń jest przetransportowanie dziennikarki Valerie Constantine na jedną z wysp Mikronezji, która okazuje się pilnie strzeżoną siedzibą doktora Kriegera. Valerie zostaje porwana, łódź wylatuje w powietrze, a Jack ledwo uchodzi z życiem, o które musi teraz stoczyć walkę nie tylko z najemnikami pracującymi dla szalonego naukowca, ale i mutantami, które stworzył.
Gra wymagała opanowania, starannego planowania ataków oraz stałej czujności, by nagle nie stać się posiłkiem panoszących się wokół mutantów, innymi słowy: straszyła jak cholera. Film Bolla? Zdecydowanie należy odbierać go w kategoriach parodii. I na nic obecność w obsadzie Tila Schweigera (Bękarty wojny), Udo Kiera (Melancholia) czy Emmanuelle Vaugier (Dwóch i pół). Nie tak powinna wyglądać produkcja z 2008 roku.
Kluczem do sukcesu pierwszej odsłony Far Cry’a był autorski silnik Cryteka, CryEngine, dzięki któremu znacznej poprawie uległa fizyka gry. Twórcy mogli sobie pozwolić także na lepsze dopracowanie sztucznej inteligencji naszych wirtualnych przeciwników, reagujących nadzwyczaj realistycznie (w zależności od rangi, posiadanego uzbrojenia i pełnionej roli) oraz – a może przede wszystkim, skoro mowa o filmowej grze – ukazanie jakże pięknych (jak na rok 2004) okoliczności otaczającej nas przyrody, rajskich krajobrazów. Nie zaszkodził też fakt, że gra była przedstawicielem raczkujących wówczas sandboxów, a mimo to niemal wszystko (poza naturalnym otoczeniem) mogliśmy tam zniszczyć!
Tytuł na całym świecie zbierał świetne recenzje, lecz Crytek nie cieszyło się nim długo. Far Cry bardzo szybko został wykupiony przez Ubisoft, który postanowił poprowadzić go w nieco innym (acz nie mniej filmowym) kierunku, tymczasem Niemcy całe swoje siły robocze przerzucili na futurystycznego brata gry – serię Crysis.