Familijne filmy SCIENCE FICTION, idealne na rodzinny seans
Gatunek science fiction zwykle kojarzy się z poważną tematyką, bo spekuluje o przyszłej kondycji ludzkiej, w obliczu rozwoju technologii i kultury. Na kinowym ekranie niejednokrotnie tematyka ta przybierała jednak formę niezobowiązującej zabawy. Oto kilka znanych i lubianych aktorskich produkcji science fiction, które nadają się dla dużych i małych odbiorców i są idealną propozycją do rodzinnego seansu.
E.T.
Kto jak kto, ale Steven Spielberg doskonale rozumie potrzeby młodego widza. Sam zresztą niejednokrotnie w swej twórczości wracał i eksplorował swą dziecięcą wrażliwość, udowadniając jednocześnie, że kino jest niczym innym jak projekcją marzeń i lęków ze wczesnego etapu naszego życia. Wpatrując się w gwiazdy, pewnie niejednokrotnie wyobrażał sobie kontakt z obcą rasą inteligentnych istot. Spielberga, jako widza klasycznych filmów science fiction z lat 50., z pewnością perspektywa ta nastroiła negatywnie. W swoim filmie opowiadającym o tym właśnie pierwszym kontakcie postanowił jednak podejść do tematu odwrotnie – zamiast straszyć kreaturami wychodzącymi z latających spodków, postanowił ten strach okiełznać, zaprzyjaźnić się z nim. Najważniejsze jest jednak to, że E.T., oswajając nas z kosmitą, staje się też historią o bliskości dwóch obcych sobie istot, dla których miłość i życzliwość jest uniwersalną metodą komunikacji.
Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki
Już w 1957 roku twórcy science fiction pokazali, jakby to było oglądać świat z perspektywy mrówki. Miało to miejsce w klasycznym filmie Człowiek, który się nieprawdopodobnie zmniejsza. W latach 80. zmieniono nieco tonację tego pomysłu, odwracając elementy składowe – główny bohater Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki nie jest w filmie ofiarą eksperymentu, a jego twórcą. Ofiarami zaś są jego dzieci. Oczywiście kabała, w jaką wpakowała się rodzina, staje się przyczynkiem wielu zabawnych sytuacji. Wystarczy jeden rzut oka na jedyny w swoim rodzaju wyraz twarzy Ricka Moranisa, doskonale wyrażający nieporadność i dezorientację, by wiedzieć, że w celu spędzenia miłego czasu podczas seansu tego dzieła wypada akceptować wszelkie jego niedorzeczności. Warto dodać, że film doczekał się aż dwóch sequeli, nakręcono też serial na jego podstawie.
Giganci ze stali
Hugh Jackman na moment zrobił sobie tu wolne od grania marvelowskiego Rosomaka i chyba dobrze mu to zrobiło. Choć, jak widać, wciąż nie może uwolnić się od kostiumu tego konkretnego bohatera (w tym roku premierę ma Deadpool 3, w którym aktor ponownie wciela się w tę postać), w Gigantach ze stali aktor zaprasza nas do odbycia z nim zgoła innej przygody. Przenosimy się do przyszłości, w której robotyka i sztuczna inteligencja są rzeczami tak powszechnymi, że cyborgi walczą teraz między sobą na zasadach boksu, ku uciesze ludzkiej widowni. Jackman organizuje takie walki, choć nie idzie mu najlepiej, bo nie może pogodzić się z tym, że teraz to roboty zajęły miejsce sportowców, do których niegdyś należał. Los chce, by na jego drodze stanął chłopak, który da mu ponownie motywację do walki. Klasyczna historia o odradzającej się relacji dwojga bliskich sobie osób, otulona solidnym kostiumem SF.
Zagubieni w kosmosie
Jeśli rodzinne kino science fiction, to tylko z udziałem rodziny Robinsonów. Trudno bowiem o bardziej familijny koncept jak ten podjęty w Zagubionych w kosmosie. Robinsonowie wyruszają bowiem w kosmos, by go eksplorować i kolonizować. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie sabotaż. Splot niefortunnych zdarzeń sprawia, że rodzina musi ponownie odnaleźć drogę do celów i uporać się z przebywającym na pokładzie intruzem. Znamienny jest mrok wybijający się gdzieś tylnymi drzwiami do tej historii, skupiający się wokół postaci doktora Smitha, ale także pokładowego robota. Myślę, że ta nierówna tonacja mogła sprawić, że film miał problemy z zarobieniem na siebie w kinach. Co nie zmienia faktu, że to solidna, pełna werwy i warta uwagi produkcja. Netflix zainteresował się tym konceptem i stworzył na jego podstawie całkiem udany serial.
Ucieczka nawigatora
Są takie filmy z lat 80., które w budowaniu barwnego tła kina młodzieżowego, były w sposobie wyrazu bardzo podobne, do wszystkiego, co wówczas się ukazywało. To była sprawdzona metoda. Dzieciak (z kolegami lub bez) wpadał w wir przygód, odkrywając przy okazji fantastyczną, zwykle niedostrzegalną właściwość naszego świata. Choć wówczas było takich filmów sporo, dziś filmy pokroju Ucieczki nawigatora są raczej rzadkością, ustąpiły bowiem miejsca o wiele efektowniejszym filmom animowanym. Goonies, Odkrywcy, Stań przy mnie czy właśnie omawiany film to dziś zatem kino kultowe, bo nasączone nostalgią za sposobem opowiadania, którego już nie ma lub jest rzadkością.
Łowca. Ostatnie starcie
Polacy też próbowali swych sił w kinie przygodowym nasączonym techno-grozą i fantastyką naukową. Przyczynił się do tego sam Mateusz Damięcki i Wojciech Malajkat, syn i ojciec z filmu Łowca. Ostatnie starcie. Główny bohater tej historii to zatwardziały gracz w gry komputerowe, który w pewnym momencie zaczyna zauważać przenikanie się świata wirtualnej rozgrywki ze światem rzeczywistym. Już w 1993 roku film trącił myszką siermiężnością wykonania, ale fakt, że tym razem to właśnie rodzimi twórcy pokłonili się przed tak popularną w owym czasie tematyką, sprawiał, że jako młody wówczas chłopak radowałem się podczas seansu Łowcy tak, jakbym dostał wymarzony prezent. Boję się film obejrzeć dziś, by nie zniszczyć tego wspomnienia.
Podróż do wnętrza Ziemi
Zanim Brendan Fraser powrócił triumfalnie w Wielorybie, dostając za rolę w nim Oscara, zaliczył udany powrót do kina, choć nikt tego nie zauważył, bo trwało to chwilę. Być może dlatego, że w Podróży do wnętrza Ziemi Fraser nikogo nie zaskoczył, bo postanowił ponownie wejść do kina nasączonego przygodą, nawiązując w ten sposób do swego największego sukcesu kasowego – filmu Mumia. Zaczerpnięty z powieści Juliusza Verne’a koncept, jakoby nasza planeta w swoim środku kryła przestrzeń do życia, ukryty świat, miał już kilkukrotne odzwierciedlenie w kinie, ostatnio także w MonsterVerse i filmie Godzilla vs Kong. Film z Fraserem okazał się na tyle łatwostrawnym i przyjemnym widowiskiem, że nakręcono do niego sequel. Frasera zastąpił jednak w głównej roli Dwayne Johnson, a przygoda tym razem kierowała na Tajemniczą Wyspę. Ten film również polecam.
20 000 mil podmorskiej żeglugi
Jeśli już jesteśmy przy pomysłach Juliusza Verne’a (którego twórczość SF charakteryzowała się przystępnością), to wypada w tym zestawieniu przytoczyć klasyczny film z 1954 roku. Wyprodukowany dla wytwórni Disneya, opowiadał o podwodnej łodzi kierowanej przez tajemniczego ekscentryka kapitana Nemo. Gdy trafia na nią Kirk Douglas, dowiaduje się, że zagadkowa łódź skupiająca najnowocześniejszą technologię jest jednocześnie platformą ucieczki przed cywilizacją. Reżyserujący film Richard Fleischer był swego czasu specem od wielkich widowisk w Hollywood i później wracał do tematyki SF w takich filmach jak Fantastyczna podróż czy Zielona pożywka – niemniej znaczących dla gatunku, co omawiany film.