search
REKLAMA
Seriale TV

EUFORIA. Amoralność jest normą? Recenzja pierwszego odcinka

Krzysztof Walecki

18 czerwca 2019

REKLAMA

Nie przypominam sobie, aby HBO umieszczało informację przed emisją np. Gry o tron, że jest to serial wyłącznie dla widzów dorosłych, ale stacja postanowiła tak zrobić w przypadku premierowego odcinka Euforii. Czy jest to produkcja, która prezentuje więcej w kwestii seksu, przemocy oraz wulgaryzmów niż słynna saga fantasy? W żadnym razie, choć twórcy nie uciekają od ujęć młodych ciał i zaskakującej liczby zdjęć penisów. Rozumiem jednak obawy nadawcy, zdecydowanego zawczasu bronić się przed potencjalnymi atakami ze strony oburzonych widzów. I wcale nie chodzi o fakt, że serial traktuje o amerykańskiej młodzieży licealnej, która już w pierwszym odcinku skupiona jest niemal wyłącznie na seksie, a rozwiązania swych problemów szuka w narkotykach. Ani to nowe, ani szokujące.

Ważniejszy jest fakt, że stworzony przez Sama Levinsona (autora Assassination Nation i syna Barry’ego) serial zaskakuje akceptacją tego obyczajowego obrazka, próbą przekonania widza, że amoralność przedstawionej rzeczywistości jest normą i konieczne jest teraz ustalenie zasad, na których ma ona prawo się opierać. Pomóc w tym ma nam główna bohaterka i narratorka, Rue, ledwo wypuszczona z odwyku, a już świadoma tego, że nie przestanie ćpać.

W ciągu pierwszych kilku minut poznajemy całe życie dziewczyny, począwszy od tego, że urodziła się zaledwie trzy dni po zamachu na World Trade Center, a ataki duszności i paniki sprawiły, że od małego bierze przepisane medykamenty. Czy tłumaczy to jej uzależnienie, życie w ciągłej niepewności jutra i tego, dokąd zmierza? Nie do końca – w dalszej części odcinka dowiadujemy się jeszcze jednego faktu z jej życia, który mógł mieć wpływ na przyszłe wybory Rue, ale na razie jest ona ukazana jako efekt uboczny epoki niepokoju, strachu i izolacji. Gra ją Zendaya, ta sama, która w ostatnim Spider-Manie w nieefektownej pozie kryła wiedzę, inteligencję oraz nieprzeciętne poczucie humoru. Jej Rue jest podobna – również outsiderka, widzi świat takim, jakim jest on naprawdę. Jednak zamiast ironii i kpiarskiego podejścia woli psychodeliki, które przynajmniej na jakiś czas sprawiają, że zapomina o swojej codzienności.

Levinson nie każe nam oceniać Rue. Domyślamy się, że za jej chęcią otępienia kryje się coś więcej, a i słyszane zza kadru wynurzenia dziewczyny na temat współczesnego świata to najlepsze, co w pierwszym odcinku Euforia ma do zaoferowania. Niekoniecznie dlatego, że jej słowa ukazują faktyczny stan – gdy słyszę, że „nagość to waluta miłości”, zastanawiam się, czy tylko w Stanach Zjednoczonych doszło do tak drastycznej denominacji. Dzięki jej narracji mamy jednak wgląd w sposób myślenia obecnej młodzieży, zbyt pochłoniętej swym życiem profilowym i imprezowym, aby zatrzymała się choć na chwilę i samookreśliła. Na razie jedynie Rue służy nam za przewodniczkę oraz głos swojego pokolenia. I niech tak zostanie – patrząc na resztę bohaterów, nie spodziewam się równie ciekawego języka i przemyśleń.

Niestety premierowy epizod nie prezentuje nic ponad efektowny wizualnie (trip Rue à la Incepcja), sporadycznie intrygujący, ale najczęściej przewidywalny fragment amerykańskiego graffiti XXI wieku. Trudno kogokolwiek tutaj polubić, jeszcze trudniej zrozumieć. Motywem przewodnim odcinka jest impreza na zakończenie wakacji, którą praktycznie wszyscy bohaterowie traktują jako sposobność do schlania się lub zaliczenia kogoś. Realistyczne? Zapewne, ale również powierzchowne, a w swej oczywistości zwyczajnie nudne. Wątek transseksualnej dziewczyny, Jules, która umawia się ze starszym facetem w motelu, dobrze buduje napięcie oraz podwaliny pod bardziej skomplikowane relacje w przyszłości, choć akurat w rysunku tej postaci czuć przesadny dramatyzm. Ostatecznie jedynymi bohaterami, za których trzymam kciuki, są McKay oraz Cassie, para ze szczerymi intencjami, odkrywająca o sobie i swych seksualnych upodobaniach nowe rzeczy, oraz Fezco, życzliwy Rue miejscowy ćpun.

Na samym początku tekstu napisałem o amoralnej rzeczywistości, którą Levinson przybliża nam w Euforii. Być może jest to jedynie moja ocena tego, co zobaczyłem. Pojęcie moralności w tym świecie, jak się wydaje, straciło swe znaczenie, ale wina nie leży wcale w człowieku ani nawet w konkretnym pokoleniu. Kogo mamy bowiem winić za wpływ mediów społecznościowych na nasze życie czy natychmiastowy dostęp do pornografii, zmieniający postrzeganie naszej seksualności i relacji z drugą osobą? Tym samym zachowanie i decyzje bohaterów nie mogą być rozpatrywane w kategoriach moralnych, a przynajmniej nie bez oceny świata, w którym przyszło im (oraz nam wszystkim) funkcjonować. Ten gna do przodu i najszybciej – jak zawsze zresztą – odnajdą się w nim młodzi. Przestroga umieszczona przez HBO przed serialem skierowana jest do dorosłych i, jak na ironię, oni najmocniej mogą przeżyć seans.

https://www.youtube.com/watch?v=vuAzkZIiGxI

Jednocześnie stacja, która od lat przeciera szlaki obyczajowości swymi serialami, na pewno ma nadzieję na kolejny sukces w tej kategorii. Euforia bardzo chce być kontrowersyjna, ale bez dobrej historii dużo nie ugra. Dam jej jednak szansę. Premiera nie porywa ani nawet nie obiecuje ciekawszej fabuły, ale całość jest stylistycznie pociągająca, Zendaya jak zwykle interesująco prezentuje się na ekranie, a jej Rue ma wyjątkowo trzeźwy ogląd świata, nawet gdy zażywa. Kto wie – może potencjalny sukces serialu tkwi właśnie w przewrotności narracji, która z dążącej do błogiego otępienia bohaterki czyni jedyną osobę potrafiącą poddać wnikliwej analizie życie swoje i kolegów? Pytanie, czy jest co analizować.

REKLAMA