Emancypacja poprzez kontakt ze złem? O nastoletnich bohaterkach horrorów OZA PERKINSA
Dopiero w ostatnich fragmentach filmu reżyser explicite tłumaczy, co doprowadziło niewinnie wyglądającą Katherine do morderstwa. Eksperymentuje z narracją swojego filmu – czyni ją nielinearną, powraca na trzydzieści minut przed końcem do samego początku historii, prezentując znane widzom wydarzenia w zupełnie nowym świetle. W wywiadzie dla słynnego portalu poświęconego pamięci Rogera Eberta twórca tłumaczy, dlaczego zdecydował się na tak odważne rozwiązanie fabularne:
Jestem jedną z tych osób, które uważają, że filmom bliżej do muzyki i poezji niż na przykład do telewizji. Wielu ludzi twierdzi, że filmy i telewizja są właściwie tym samym, ale to nieprawda. Nie ma niczego bardziej różnego niż filmy i fragmentaryczna telewizja. Kino może być jak poezja, a zatem staram się wykorzystywać powtórzenia i refreny, dublować elementy wizualne, dźwięki, uczucia, a nawet całe sceny. Czasem myślę o tym bardziej jak o piosence niż jak o fabularnej opowieści. Wszystkie momenty, w których historia pojawiała się na ekranie po raz drugi, były wcześniej w scenariuszu. Niczego nie wymyśliliśmy w montażowni, niczego też nie zaimprowizowaliśmy na planie2.
Okazuje się, że rodzice Katherine zginęli w wypadku samochodowym, jadąc do Bedford na spotkanie z córką. Uważny widz może wydedukować to już na podstawie enigmatycznej i onirycznej sceny otwierającej Zło we mnie – ważną rolę odgrywa w niej bowiem wrak samochodu. Samotna, pozbawiona rodziców dziewczyna staje się łatwym łupem dla rezydującego w podziemiach internatu demona. To z jego polecenia bohaterka morduje w wyjątkowo brutalny, sadystyczny sposób dwie pracownice ośrodka oraz starszą koleżankę. Odcina głowy swoim ofiarom, a następnie układa je w równym rzędzie przed symbolicznym piecem w piwnicy budynku. Ostatecznie bohaterka zostaje jednak złapana i poddana egzorcyzmom, które skutecznie uwalniają ją spod panowania mrocznego bytu. Gdy demon opuszcza ciało dziewczyny, przez kilka sekund widzimy jego czarną sylwetkę, majaczącą koło szpitalnego łóżka. Katherine odwraca głowę w tym kierunku i cichym, ale wyraźnie rozpaczliwym tonem mówi: „Nie odchodź”. Dlaczego? Bohaterka przez moment nie była sama. Demoniczna siła, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi, stała się dla niej substytutem utraconych w wypadku rodziców. Zagwarantowała poczucie bezpieczeństwa, dodała pewności siebie. Katherine chce być opętana. Pozbawiona towarzystwa demona, tytułowego „zła we mnie”3, jest tylko sierotą – mizerną, samotną, niechcianą.
Nic więc dziwnego w tym, że dziewięć lat później próbuje po raz kolejny zwrócić na siebie uwagę złego ducha. W tym celu bohaterka morduje małżeństwo (rodziców Rose), z którym podróżowała autostopem, i zanosi ich głowy do podziemi internatu w Bedford. Niczego tam jednak nie odnajduje, wygnany przez egzorcystę demon zniknął z jej życia na dobre. W ostatnim ujęciu Zła we mnie widzimy Katherine rozpaczającą samotnie na pustej, ośnieżonej jezdni. Tło jest nieostre, na pierwszym planie znajduje się tylko sylwetka bohaterki, która nie potrafi pogodzić się z odejściem demona. Jak słusznie zauważa reżyser w cytowanym już wcześniej wywiadzie: „Doświadczyłem straty bardzo bliskich osób, nie oznacza to jednak, że kiedy mój przyjaciel straci kogoś bliskiego, to ja mam do jego uczuć jakikolwiek dostęp. To zawsze jest bardzo osobiste, indywidualne przeżycie. Nieważne więc, czy dziewczyna była opętana przez demona, czy po prostu nie czuje się już dłużej dobrze, najważniejsze jest to, że dotarła w pewnym sensie do końca swojej drogi i nie wie już, dokąd ma iść. O to przede wszystkim mi chodziło. Do tego docieramy w ostatniej scenie filmu”4. Koniec końców bohaterka zostaje więc sama. Demoniczna siła była dla niej przez chwilę oparciem – iluzorycznym, destrukcyjnym i nietrwałym, wciąż jednak bardziej atrakcyjnym od samotności. Po jej zniknięciu Katherine musi rozpocząć poszukiwania na własną rękę.
Drugą nastolatką, która nawiązuje w twórczości Perkinsa bliski kontakt z mrocznym bytem, jest główna bohaterka Małgosi i Jasia. Warto poświęcić kilka słów już samemu tytułowi trzeciego filmu amerykańskiego twórcy. Następuje w nim bowiem bardzo interesujące, dość zaskakujące przesunięcie – Małgosia „wskakuje” przed Jasia, co kłóci się z oryginalnym tytułem słynnej baśni spisanej po raz pierwszy przez braci Grimm. W ten sposób Perkins zaznacza już na wstępie, że nie będzie to wyjątkowo wierna adaptacja. Sugeruje również, że ciężar opowieści rozłożony będzie nierównomiernie – na pierwszym miejscu postawiona zostanie bohaterka płci żeńskiej.
I rzeczywiście, to postać Małgosi (Sophia Lillis) wybija się na pierwszy plan horroru Perkinsa. Amerykanin odchodzi tym samym od wersji Grimmowskiej, w której rodzeństwo portretowane było jako równoważni, nierozerwalnie ze sobą związani bohaterowie. W intrygującym ujęciu Perkinsa Małgosia jest starszą siostrą, dla której młodszy, dość irytujący brat jest w zasadzie kulą u nogi. Spowalnia przemarsz bohaterów przez mroczny las, ostentacyjnie narzeka na brak jedzenia i picia, hałasuje, narażając w ten sposób siebie oraz swoją siostrę na niebezpieczeństwo. Prymarną rolę Małgosi reżyser podkreśla również w warstwie formalnej – pozwala swojej bohaterce od czasu do czasu na prowadzenie narracji z offu. Udziela widzom dostępu do myśli protagonistki, sprawiając w ten sposób, że świat przedstawiony percypowany jest z jej perspektywy.
2 M. Fagerholm, O. Perkins, A Movie Can Be a Poem: Oz Perkins on „The Blackcoat’s Daughter”, tłum. własne, dostęp online: https://www.rogerebert.com/interviews/a-movie-can-be-a-poem-oz-perkins-on-the-blackcoats-daughter.
3 Polskie tłumaczenie tytułu debiutanckiego filmu Perkinsa niewiele ma wspólnego z anglojęzycznym oryginałem. Po raz pierwszy (w ramach Toronto Film Festival) Zło we mnie wyświetlane było pod prostym, a jednocześnie metaforycznym tytułem February, odnoszącym się oczywiście do czasu akcji – miesiąca bardzo specyficznego, przejściowego, zawieszonego gdzieś pomiędzy końcem zimy a wyczekiwanym nadejściem wiosny. Przed rozpoczęciem oficjalnej dystrybucji filmu Perkins zmienił jednak tytuł na The Blackcoat’s Daughter. Powodem była prośba, którą skierowali do reżysera przedstawiciele studia A24, zajmującego się rozpowszechnianiem filmu na terenie Stanów Zjednoczonych. „Tytuł został zmieniony na życzenie A24, studia, które kupiło film i dystrybuowało go w Ameryce Północnej. Jego przedstawiciele mieli przemyślenia w rodzaju: «Czy moglibyśmy zmienić tytuł na taki, który byłby w jakiś sposób powiązany z gatunkiem?». Podrzucili kilka propozycji, którymi jednak nie byłem zainteresowany. Przyjrzałem się więc bliżej słowom rymowanki, którą mój brat napisał na potrzeby rozpoczęcia oraz zakończenia filmu. Odniosłem wrażenie, że tytuł The Blackcoat’s Daughter jest dwuznaczny, a zarazem wystarczająco konkretny, aby zasugerować, że film poświęcony jest bezbronnemu dziecku, córce pewnej demonicznej mocy – nieważne czy jest nią ksiądz, demon czy mroczna figura ojca. Tytuł dobry jak każdy inny” (ibidem).
4 Ibidem.