DUMA I UPRZEDZENIE (1995). Idealna ekranizacja, idealny Darcy
Jak głosi mądrość internetowych memów i nadruków na koszulkach, płeć żeńska dzieli się na trzy grupy: w związkach, samotne oraz wypatrujące pana Darcy’ego. Jane Austen nie miała zapewne pojęcia, że tworząc portret mężczyzny tak przecież niedoskonałego i pełnego słabości, powołuje jednocześnie do życia męski ideał, do którego tyle kobiet będzie wzdychać.
Kiedy poznajemy Fitzwilliama Darcy’ego, podobnie jak Lizzy widzimy w nim zestaw nieprzyjemnych wad. Jest nieznośnie wręcz dumny, przekonany o własnej wyższości, spogląda na wszystkich z góry. Wiejska zabawa go nuży, żadna z dam nie jest na tyle interesująca, by pokusić się o choćby jeden taniec z nią. Cóż z tego, że taki przystojny, cóż z tego, że niewiarygodnie bogaty? Charles Bingley ze swoją skromniejszą przecież fortuną jest zdecydowanie przyjemniejszy, bo dla Bingleya wszystko jest zachwycające, bal wprost porywający, a piękniejszych panien ze świecą szukać na szerokim świecie, a już najstarsza panna Bennet! Wprost brak słów. A jaka dama spojrzałaby choćby drugi raz na dżentelmena, który uznał ją za zaledwie “znośną” i nie dość atrakcyjną, by z nią zatańczyć?
I tu właśnie kryje się sekret tego, że miniserial Duma i uprzedzenie pod szyldem BBC jest ekranizacją idealną, Jennifer Ehle idealną Liz Bennet, ale przede wszystkim – Colin Firth idealnym Darcym.
Colin Firth jako Darcy nie patrzy, tylko spogląda. Nie chodzi, tylko kroczy. Nie wdaje się w banalne towarzyskie pogawędki, tylko prowadzi treściwe rozmowy. Jego uważne spojrzenie waha się między karcącą pogardą a ironicznym zdziwieniem. Z pewnością ma klasę, pomimo wszystkich demonstrowanych uprzedzeń nie jest odpychający. Firth od początku nadaje swojej postaci bardzo ludzki rys i znakomicie oddaje wrażenie, że w Darcym “coś jest”. Patrzymy na pewną kreację, na utrwaloną przez lata fasadę. Przeczuwamy jednak, że za tą chłodną, drażniąco sarkastyczną powierzchownością kryje się niebanalna osobowość, wartościowe przemyślenia, dar wnikliwej obserwacji, jak również poczucie humoru. Tak, Darcy, jeśli chce, potrafi być zabawny, co więcej, dzięki Liz z czasem odkryje, że żarty z niego samego również mogą sprawić mu przyjemność.
Życiowe doświadczenia rozwinęły w Darcym daleko posuniętą ostrożność. Nie ufa ludziom, ma skłonność, żeby przypisywać im nieczyste intencje. Stara się przed tym chronić tych, których uważa za przyjaciół. Kiedy Liz po raz pierwszy spotyka służbę z majątku Darcy’ego, a potem jego siostrę, jest zaskoczona, jak bardzo różni się ich ocena od tej, jaką wypracowała sobie sama. Mówią o nim w samych superlatywach, na dodatek mówią ewidentnie szczerze. Czy to lojalność i rodzinne przywiązanie sprawiają, że ci ludzie patrzą na Darcy’ego przez różowe okulary, czy może jednak Liz zbytnio się pospieszyła, pozwalając, by pozory i własne uprzedzenia wpłynęły na jej osąd? Liz uważa się za osobę spostrzegawczą, ma dystans i poczucie humoru, te cechy zazwyczaj pozwalają jej – tak sądzi przynajmniej – oceniać ludzi trafnie. Katastrofalna omyłka w jej podejściu do Wickhama otwiera jej oczy na własne ułomności. Po części również dzięki temu zaczyna patrzeć na Darcy’ego inaczej, dostrzegając, że sądzi go za wady, od których sama nie okazała się wolna. Z czasem Liz wyciąga kolejne wnioski i czerpie z nich naukę na przyszłość – ci, którzy najjaskrawiej demonstrują swoją szlachetność i najgłośniej prezentują swoje zalety, nie są godni zaufania. Sprzeczności w zachowaniu Wickhama docierają do niej z czasem, początkowo bowiem, oczarowana jego powierzchownym wdziękiem, bierze każde jego słowo za dobrą monetę.
Tymczasem to właśnie Darcy wykazuje się niezwykłą szlachetnością i postawą na miarę prawdziwego dżentelmena. Być może jego słowa nie są odpowiednie, być może styl jego pierwszych oświadczyn był uwłaczający, być może popełnił trudny do wybaczenia błąd w ocenie prawdziwości uczuć Jane do Bingleya, ale rzecz w tym, że jego czyny przemawiają dużo głośniej niż to, co mówi. Trudno o większy dowód jego uczucia do Liz niż sprawne zatuszowanie skandalu wywołanego przez jej lekkomyślną siostrę. Jakikolwiek kontakt z Wickhamem musiał być dla niego nieznośny, a jednak zdecydował się na to, złożył wymierne obietnice, wywiązał się z nich, kładąc przy okazji na szali własną reputację. Wszystko po to, by ująć zmartwień kobiecie, którą pokochał.
Liz – pamiętajmy, że dziewczyna wciąż bardzo młoda, dopiero przekroczyła dwudziestkę, a więc siłą rzeczy uboga w doświadczenie życiowe – przyjmuje tę lekcję i dzięki niej w widoczny sposób dojrzewa, również do miłości. Co prawda nigdy nie miała problemu z wyrażaniem swojego zdania, jest bowiem osóbką niezależną, inteligentną i stanowczą, wyzutą zupełnie z miękkiej łagodności swojej siostry Jane, niemniej dopiero w starciu z oburzoną ciotką Darcy’ego prezentuje się jako kobieta świadoma, pewna swojego zdania, swoich uczuć i zdecydowana bronić swoich przekonań.
Pod wzajemnym wpływem zmieniają się zarówno Liz, jak i Darcy. Ona przeobraża się z młodziutkiej dziewczyny w kobietę, która odebrała pierwszą gorzką życiową lekcję. Z niego natomiast opada maska surowości i cynizmu, nabiera wiary i przekonania, że życie zarezerwowało dla niego w darze odrobinę szczęścia. Pogoda Liz, jej lekkość, błyskotliwość, oryginalność wpływają na skostniałego Darcy’ego niesamowicie odświeżająco. Sam jest tym zaskoczony, trudno mu do końca pojąć, czemu szuka jej towarzystwa, czemu tak dobrze mu się z nią wiedzie rozmaite spory, czemu jej nieciekawe rodzinne koneksje niespodziewanie przestają mieć tak wielkie znaczenie… Liz w wielu kwestiach myli się co do istoty charakteru Darcy’ego, jednak jego pociąga w niej właśnie ten dystans, brak bałwochwalczego zachwytu i fakt, że w jej charakterze nie ma grama interesowności, jest za to prawość, lojalność i nieposkromiona radość życia.
Darcy znów zaczyna głębiej oddychać. Zaczyna po prostu żyć. Jego rysy – co znów znakomicie oddaje Colin Firth – tracą sztywność, surowość i nadmierną powagę, nabierają miękkości i łagodności. W jego spojrzeniu widzimy już nie chłodną ironię, ale czułość. Zaczyna przejawiać opiekuńczość i troskę, z którymi kojarzy go siostra. Hojność, dyskrecję i dobroć, utrwaloną w pamięci służby. Wszystkie te cechy, które zawsze w nim były, ale pokryła je warstwa rozczarowań i ochronny kokon cynizmu. Rozpaczliwe przypochlebianie się siostry Bingleya nie mogło przebić się przez ten pancerz. Do tego trzeba było szczerości i uczciwości, a może i, kto wie, odrobiny przeznaczenia.
W znakomicie dobranej obsadzie Dumy i uprzedzenia stosunkowo najsłabiej wypada Susannah Harker jako Jane, ale ta postać i w książkowym oryginale nie jest porywająca – co można wycisnąć z osoby, która w stu procentach składa się z dobroci? Niemniej Harker nie skorzystała z okazji, by odpowiednio zaakcentować najciekawszy element osobowości Jane, a mianowicie jej tendencję do ukrywania własnych emocji. Jane robi to tak doskonale, że Darcy ma jednak pewne podstawy, by podejrzewać, iż jej afekt w stosunku do Bingleya nie jest całkowicie szczery. W serialu wydaje się to mniej oczywiste.
Małą perełką jest natomiast głośna, nieodpowiedzialna, balansująca na granicy wulgarności, głupiutka Lydia, w którą wcieliła się Julia Sawalha. Również tradycyjnie lekceważona postać Mary (Lucy Briers) zyskuje tutaj nieco więcej wyrazu, ale przede wszystkim sympatii ze strony twórców. Mary nie jest lekko – nie dorównuje siostrom ani urodą, ani talentami, rodzice traktują ją raczej lekceważąco, a intelektualny oręż służy jej słabiej, niż sama by sobie tego życzyła. W tej wersji Dumy i uprzedzenia Mary została zatem wyposażona w pewien rodzaj zdystansowanego sarkazmu, dzięki czemu jej charakter zyskuje na indywidualności. Sama Austen obeszła się bowiem z intelektualnymi ambicjami swojej bohaterki dosyć okrutnie. Nadal jednak Mary cierpi z powodu syndromu absolutnej zwyczajności. Taki już jej los. Żeby rzecz dodatkowo podkreślić, grająca Mary aktorka ma przebarwienia na twarzy i przetłuszczone włosy ułożone tak, by podkreślały odstające uszy. Te stylistyczne zabiegi uwypuklające charakter postaci dotyczą zresztą również innych bohaterów: włosy Harker zostały rozjaśnione, by zwiększyć kontrast z czarnulką Liz, i upięte w stylu greckim, by podkreślić jej status lokalnej piękności; Colin Firth ufarbował sobie włosy, brwi i rzęsy na intensywnie czarny kolor, a Jennifer Ehle jako Elizabeth nosi wygodne, opływające sylwetkę suknie w kolorach ziemi, co ma podkreślić jej naturalność i bezpretensjonalność. Liz jest zresztą niezwykle wrażliwa na piękno przyrody i dobrze czuje się w naturalnym otoczeniu, przebywanie na świeżym powietrzu to dla niej okazja, by nawiązać łączność z własnymi emocjami i lepiej zrozumieć samą siebie. Przełomowe uczuciowo momenty w życiu Liz i Darcy’ego mają zazwyczaj miejsce właśnie w plenerze.
Urok Dumy i uprzedzenia tkwi ponadto w humorze, zarówno tym słownym, jak i sytuacyjnym. Niewyczerpanym źródłem radości są tutaj celne i ironiczne komentarze pana Benneta, histeryczna przesada pani Bennet, jak również pompatyczny zachwyt pastora Collinsa nad niezrównaną dobrocią lady Catherine de Bourgh i wieczorkami w Rosings. Co ciekawe jednak, jedna ze scen – nieobecna w książkowym oryginale – spotkała się z przyjęciem zupełnie odmiennym od tego, które założył sobie scenarzysta Andrew Davies. Chodzi mianowicie o pamiętną scenę, w której swobodnie odziany w koszulę i ociekający wodą po kąpieli w stawie Darcy niespodziewanie natyka się na Elizabeth. Davies wyobrażał sobie, że będzie to zabawne przedstawienie skrajnie niezręcznej sytuacji, w której Darcy za wszelką cenę próbuje zachować zimną krew i godność w niesprzyjających warunkach. Tymczasem spotkanie nad jeziorem, uznane przez “The Guardian” za jeden z najbardziej pamiętnych momentów w historii brytyjskiej telewizji, jest najczęściej postrzegane jako manifestacja erotycznego napięcia między bohaterami i sugestia, że fizyczność Darcy’ego zdecydowanie oddziałuje na nierozbudzone jeszcze zmysły Liz Bennet (i na zmysły widzów płci żeńskiej przy okazji).
Z niezliczonych ekranizacji prozy Jane Austen ta właśnie, pozostając wierna treści, ale przede wszystkim duchowi książki, jest jednocześnie najbardziej świeża, ujmująca i ponadczasowa. Patrzymy na bohaterów z krwi i kości, którzy kierują się autentycznymi namiętnościami i pozostają nam bliscy pomimo dziwacznych strojów, niezrozumiałych dzisiaj konwenansów towarzyskich i skomplikowanych figur i ukłonów, nazywanych tańcem. Wdzięk Dumy i uprzedzenia w najmniejszym stopniu się nie starzeje, można zatem przypuszczać, że jeszcze kolejne… kolejne… i następne po nim pokolenie kobiet wciąż będzie w cichości ducha wzdychać do pana Darcy’ego, licząc na to, że spotka na swojej życiowej drodze jego odpowiednik.
korekta: Kornelia Farynowska