search
REKLAMA
Wywiad

Z kamerą przez Amazonię. Wywiad z LUCY SHEPHERD, brytyjską podróżniczką i bohaterką dokumentu „Przez dziką Amazonię”

„Przez dziką Amazonię” już dziś dostępny na kanale BBC Earth i platformie BBC Player.

Mary Kosiarz

30 czerwca 2025

REKLAMA

23 czerwca na kanale BBC Earth zadebiutował dwuczęściowy dokument Przez dziką Amazonię, którego główną bohaterką jest brytyjska podróżniczka i odkrywczyni Lucy Shepherd. Jedna z najsłynniejszych protektorek dzikiej przyrody swojego pokolenia zabiera nas w podróż poprzez nieprzebyte do tej pory szlaki amazońskiej dżungli i udowadnia, jak wiele tajemnic skrywa przed nami natura. O 400 km trasie, współczesnym eksplorowaniu przyrody i pasji do dokumentowania własnych wypraw, z Lucy Shepherd porozmawiała Mary Kosiarz.

Mary Kosiarz: Lucy, oglądając Twoje poczynania w dokumencie “Przez dziką Amazonię” nie sposób nie znaleźć w nich porównań do napakowanego akcją filmu o superbohaterkach!

Lucy Shepherd: Trochę tak jest (śmiech). To uczucie dopada mnie szczególnie wtedy, kiedy wokół robi się niebezpiecznie. To było piękne, ale oczywiście mieliśmy też wiele niekomfortowych momentów. Mimo wszystko, przez cały ten czas wiedziałam, że wyruszam na przygodę – my wyruszamy na przygodę. Właśnie to najbardziej kocham i jednocześnie uważam, że przygoda to coś, co jest dziś trochę niedoceniane. Zawsze myślimy, że przygody wymagają pewnych ekscytujących dodatków – czy to w telewizji, czy w książkach – ale tak naprawdę wszystkie najlepsze historie, na których się wychowałam, fikcyjne, czy oparte na faktach, były pełne przygód. Więc byłam przeszczęśliwa, że sama mogłam tego doświadczyć. Tak, przez większość czasu naprawdę czuło się, jakby to była wielka, pełna akcji przygoda.

Mary Kosiarz: Poszukiwanie przygód w dzieciństwie było dla Ciebie czymś równie wyjątkowym? Już wtedy miałaś w sobie ducha odkrywczyni? 

Lucy Shepherd: Myślę, że to zdecydowanie zawsze było częścią mnie. Nie pochodzę ze skorej do ryzyka rodziny podróżników ani wojskowych. Jestem jedynaczką i myślę, że najlepiej sama ze sobą czułam się, szukając jakichś zabaw na świeżym powietrzu. Słowo „przygoda” naprawdę mi się podobało. Pamiętam, że ludzie opisywali mnie jako żądną przygód, gdy byłam młoda, a to odpowiadało mi dużo bardziej niż to, co słyszałam w szkole, kiedy wytykano mi moją nieśmiałość. A ja tłumaczyłam to sobie tak, że nie jestem nieśmiała – po prostu nie żyję w odpowiednim środowisku, żeby zabłysnąć. Dzieci, podobnie zresztą jak dorośli, często właśnie tak się czują. 

Mary Kosiarz: Wraz z Twoją pasją do podróży i eksplorowania świata rosła także pasja do świata filmu. Kiedy zdecydowałaś, że te dwie fascynacje mogą ze sobą tak współgrać?

Lucy Shepherd: Właściwie odkąd miałam 10 lat, zaczęłam nagrywać wszystko dookoła i naprawdę mnie to wciągnęło. Dorastając bez rodzeństwa, często korzystałam z wyobraźni i wymyślałam różne historie. Mieszkałam poza miastem, więc trzeba było się mocno postarać, żeby zaprosić do siebie koleżanki czy kolegów. Kiedy dostałam kamerę wideo i zaczęłam uczyć się technik montażu, zrozumiałam, że mogę przełożyć to, co mam w głowie, na coś, co inni też mogą zobaczyć i poczuć. I to zaczęło się we mnie coraz bardziej rozwijać. Zdecydowanie nie dorastałam z myślą, że zostanę podróżniczką czy że przygoda albo eksploracja świata mogą być poważnym zawodem. Wiedziałam oczywiście, że są tacy ludzie z telewizji czy autorzy książek, którzy są niesamowitymi odkrywcami, ale wydawało mi się, że wszyscy oni muszą wywodzić się z wojska. Pomyślałam wtedy, że w takim razie przygoda nie może być moją pracą na zawsze, ale mogę to robić w wolnym czasie. A moją drugą wielką miłością był film.

Poszłam więc do szkoły filmowej i telewizyjnej, a równocześnie dalej brałam udział w wyprawach, ucząc się nowych umiejętności i zdobywając doświadczenie. W 2014 roku po raz pierwszy odwiedziłam Amazonię i na tamten moment sądziłam, że będzie to moja ostatnia wyprawa. Myślałam: „Dobra, teraz muszę już znaleźć prawdziwą pracę, nie będę mieć czasu na takie rzeczy”. Po studiach przeniosłam się do Londynu i dostałam pracę w firmie produkującej programy telewizyjne. Ale już po trzech miesiącach poczułam, że naprawdę potrzebuję w swoim życiu wyjazdów, wypraw, potrzebuję tego uczucia ciągłego ruchu. Więc wyruszyłam w drogę. Takie wyprawy jednak bardzo dużo kosztują, a ja nie miałam wówczas jakichś imponujących oszczędności. Wykorzystałam wszystko to, co miałam, i po prostu wyruszałam z plecakiem na piesze wędrówki po Europie i innych miejscach. Wyruszałam na długie, długie podróże tylko z kompasem, mapą i namiotem i nocowałam w przeróżnych dzikich miejscach. I myślę, że to wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że może jednak uda mi się zajmować tym na stałe, jeśli zacznę je filmować. Może odnajdę w tym własną drogę. I tak się zaczęło w 2015 roku. Od tamtej pory ciągle podróżowałam i to dokumentowałam. Potem wracałam do Londynu i łapałam się freelancerskich prac w telewizji, głównie od strony produkcyjnej. A gdy udało mi się coś odłożyć, znów ruszałam w podróż, filmowałam i miałam nadzieję, że po powrocie nadal będzie na mnie czekała jakaś fucha. I tak to trwało – budowałam sobie takie swoje „eksploratorskie CV”. Po kilku latach zaczęłam na tym zarabiać, współpracując z markami albo prowadząc wyprawy, raz czy dwa razy do roku, na przykład w Arktyce. I wtedy zaczęłam czuć, że jestem gotowa zmierzyć się z czymś, co być może nawet nie jest do końca możliwe – ale warto spróbować.

Kiedy temat „Secret Amazon” wykiełkował w mojej głowie, od razu zobaczyłam, że to jest właśnie ta historia, którą trzeba opowiedzieć – ta jedna jedyna. To trochę zabawne, bo ludzie często pytają: „Czy kręcenie podczas wyprawy to nie jest dodatkowe obciążenie? Przecież to musi być dużo trudniejsze, skoro ciągle trzeba myśleć, co trzeba nagrać. I oczywiście, to wymaga sporo pracy, ale z drugiej strony… to też jest w pewnym sensie ucieczka. Bo wieczorem, kiedy siadasz i analizujesz, co nagrałaś, co się danego dnia wydarzyło, zaczynasz patrzeć na wszystko trochę z zewnątrz, z perspektywy osoby, która opowiada historię. I myślisz: „Okej, czy wydarzyło się coś trudnego, ekscytującego? To może być dobre dla całej historii.” I zaczynasz dostrzegać w tym pozytywy. To stało się dla nas czymś naturalnym. Wydaje mi się, że właśnie w 2015 roku poczułam, że odnalazłam swoje miejsce, swój „dom” w tym wszystkim. Wtedy zaczęłam naprawdę wizualizować to, co teraz robię. 

Mary Kosiarz: To naprawdę piękny rozdział twojej podróży – tak jak powiedziałaś, wszystko zaczęło się w 2014 roku, kiedy po raz pierwszy odwiedziłaś Gujanę, a późniejsze kręcenie „Przez dziką Amazonię” to już była zupełnie nowa, niebezpieczna misja na innym, znacznie bardziej ryzykownym poziomie. Co konkretnie sprawiło, że chciałaś tam wrócić? Co wyjątkowe wiąże Cię jeszcze z Gujaną?

Lucy Shepherd: W 2014 roku poznałam Lionela – jednego z członków naszej ekipy – i spotkałam też Iana Craddocka, byłego żołnierza brytyjskich sił specjalnych, który wiele lat wcześniej przeprowadził się do Gujany. W pewnym sensie stał się on moim mentorem. Znał Lionela, znał lokalne rdzenne społeczności, i to właśnie z nim skontaktowałam się, kiedy zainteresowałam się tym krajem. Dowiedziałam się, że w Gujanie jest jeden z ostatnich dziewiczych lasów deszczowych na świecie – tak wiele było tam jeszcze do odkrycia. To samo w sobie już sprawia, że chcesz tam pojechać. Ale podczas tej pierwszej wyprawy w 2014 roku przydarzył mi się bardzo trudny moment. Już pierwszej nocy w dżungli coś bardzo blisko mojego hamaku się poruszało i to mnie naprawdę przestraszyło. Cała ekspedycja była dla mnie napięta, stresująca. I wtedy pomyślałam, że dżungla może nie do końca jest moim miejscem i powinnam przerzucić się na wyprawy górskie. Minęło jednak kilka lat i zaczęłam prowadzić prelekcje, występować publicznie, gdzie opowiadałam o wychodzeniu ze strefy komfortu, o stawianiu czoła lękom. I wtedy uświadomiłam sobie: „Wow, ja sama muszę się zmierzyć z moim strachem przed dżunglą.” Bo umiejętności biorą się wyłącznie z doświadczenia. Postanowiłam rzucić się na głęboką wodę jeszcze raz. W 2020 roku wróciłam do Gujany i znów skontaktowałam się z Ianem – moim mentorem. On połączył mnie ponownie z Aaronem – jednym z członków ekipy – i wyruszyłam na kolejną ekspedycję szlakiem, którego nikt jeszcze nie przeszedł. I właśnie wtedy zaczęłam czuć prawdziwą więź z dżunglą. Ale też ogromną świadomość, jak wiele wciąż jest tam do odkrycia. Poczułam dziecięcy zachwyt i ciekawość tym, że te wspaniałe miejsca są realne. Ale nawet po tej wyprawie wiedziałam, że to tylko maleńki fragment tego, co tam jest.

Niestety, w czasie planowania tej wyprawy Ian Craddock zmarł. Jego śmierć była dla nas ogromną stratą, ale też impulsem. Spotkaliśmy się wtedy z zespołem i powiedzieliśmy sobie: „Teraz tym bardziej musimy to zrobić.” Bo chcieliśmy pokazać światu, jak ważne jest, żeby te obszary chronić. Czuję to naprawdę głęboko, że jeśli ludzie mogliby doświadczyć tych miejsc, zobaczyć je naszymi oczami, dzięki naszym programom, filmom, opowieściom, może poczuliby coś więcej. Może zaczęliby bardziej troszczyć się o naszą planetę. Bo kiedy naprawdę dotykasz tego piękna natury i spędzasz w nim dużo czasu, czujesz wyjątkową więź. I po prostu wiesz, że trzeba to chronić. Dla dobra całej ludzkości, żebyśmy w ogóle mogli dalej oddychać.

Mary Kosiarz: Wsparcie całego zespołu jest dla was absolutnie kluczowe – taka wyprawa z pewnością jest nie tylko strategicznie wymagająca, ale też emocjonalnie wyniszczająca. Bo z jednej strony tworzycie bardzo bliską relację, ale z drugiej, to też ogromne wyzwanie spędzać tyle czasu z tymi samymi ludźmi w tak ekstremalnych warunkach. Ale oprócz więzi budowanej w teamie, za sobą zostawiasz na pewien czas więzi rodzinne. Jak Twoi bliscy zareagowali na wieść o „Secret Amazon”?

Lucy Shepherd: Tak, kiedy Ian odszedł, to był moment, w którym straciliśmy niezbędną wiedzę i doświadczenie w terenie. On nie miał wziąć udziału w wyprawie, ale był kimś, kto dawał nam poczucie błogosławieństwa i nas dopingował. Dlatego jego odejście jeszcze bardziej popchnęło mnie do działania. Moja rodzina wiedziała, że ta ekspedycja jest dla mnie bardzo ważna. Wiedzieli też, że poświęcam czas na jak najlepsze przygotowanie. Wiedzą, że nie podejmuję niepotrzebnego ryzyka, ale jednocześnie wciąż poszukuję przygód. Pamiętam, jak w 2015 roku powiedziałam im, że chcę robić to zawodowo. Na szczęście mnie wtedy nie wyśmiali. Mój partner też w pełni to rozumie – sam zajmuje się fotografią, ale również pracuje ze mną w terenie i wie, ile psychicznych i fizycznych kosztów ponoszę. A kiedy trafiasz na wyprawę, która jest tak rzadka i tak wyjątkowa, staje się to jeszcze bardziej ekscytujące. I co ciekawe – już od pierwszych ekspedycji, które kręciłam w 2011 roku, kiedy wracałam do domu, montowałam materiał i pokazywałam go rodzicom, pamiętam, że moja mama zwracała uwagę na to, że nigdy nie byłam z czegoś tak bardzo szczęśliwa. I myślę, że to właśnie jest najpiękniejsze w dzikiej naturze – że odsłania przed tobą twoje prawdziwe ja.

Nawet jeśli ludzie mówią: „Och, nie znoszę przebywania na łonie natury” – trzeba dać im wystarczająco dużo czasu. Wtedy pokazują swoje prawdziwe ja, zostają odarci ze wszystkich warstw i czują się naprawdę komfortowo sami ze sobą. I uśmiechają się wtedy zupełnie inaczej. Myślę, że jestem wręcz uzależniona od tego poczucia pełni własnej tożsamości, tego kim naprawdę jestem. Na wyprawie czas się zatrzymuje – to jest jak taka kapsuła czasu. Kiedy tam przebywam, to nie jestem już 18-letnią ani 29-letnią Lucy, ani żadną wersją zależną od wieku – jestem po prostu sobą, w najczystszej postaci. I chciałabym, żeby każdy mógł tego doświadczyć, bo to naprawdę wspaniałe uczucie. 

Mary Kosiarz: W poprzednich wywiadach wspominałaś, że rzadko bywasz pewna siebie i to właśnie podróże pomagają ci zmierzyć się z własną nieśmiałością. Często spotykasz się z komentarzami w stylu: „Jak to możliwe, że młoda kobieta może dowodzić zespołem, który składa się z rdzennych mężczyzn? Jakim cudem?” Słyszysz czasami porównania do programów Beara Gryllsa, który notabene – był również Twoim wzorem do naśladowania? 

Lucy Shepherd: Tak, ale to raczej osoby, które nie oglądały „Secret Amazon” (śmiech). Ludzie szybko wyciągają wnioski. Ostatnio miałam sytuację, że wrzuciłam materiał na media społecznościowe i jeden z komentarzy brzmiał: „Ona na pewno miała tam ze sobą kucharzy” albo „Ktoś jej przecież przygotował trasę, nosił jej rzeczy”. I niestety my, kobiety, dostajemy takie teksty z każdej strony, niezależnie od tego, jaki zawód wykonujemy. Po prostu istnieje takie odgórne założenie – i to bywa bardzo frustrujące. Nie jestem też osobą, która specjalnie czerpie z tego motywację – wolałabym po prostu, żeby czegoś takiego nie było. Ale nie żyję według tego, co inni sobie o mnie myślą. Z czasem człowiek uczy się, że trzeba po prostu robić to, co się kocha, i to, czego się potrzebuje, a cała reszta przyjdzie później. Nigdy nie próbuj być odważny i przełomowy na siłę, bo to zwyczajnie nie działa. Ludzie zawsze będą wyciągać pochopne wnioski – ważne jest to, że mój zespół i ja wiemy, jaka jest prawda i wszyscy ludzie, na którym nam zależy to wiedzą. 

Mary Kosiarz: Dobrze, w takim razie opowiedz o tym, jak naprawdę wyglądały przygotowania do podróży po Gujanie. Jaki sprzęt z perspektywy odkrywczyni i filmowczyni był Ci tam niezbędny? 

Lucy Shepherd: Ludzie są często ciekawi, jaką kamerę ze sobą zabieram, spodziewając się mnóstwa różnych obiektywów i innych bajerów. To na pewno mogłoby zrobić wrażenie, ale ja biorę zupełnie „przeciętną” kamerę. To taka kamera „robocza” – wygląda może trochę staromodnie, ale nagrywa w świetnej jakości broadcastowej. Ma jeden obiektyw, autofocus, zoom, stabilizację obrazu, tryb nocny, różne opcje mikrofonowe, a jej bateria jest bardzo wydajna. Biorę ich też mnóstwo w zapasie, bo w dżungli nie użyjemy przecież paneli słonecznych. Dlatego mam baterie i całą masę powerbanków. Potem musimy pomyśleć o sprzęcie medycznym, bo to jest miejsce, do którego nikt po nas nie przyjedzie. Muszę być gotowa na wszystko i radzić sobie sama. Od dawna robię różne kursy medyczne, żeby upewnić się, że wiem, co robić w kryzysowej sytuacji w miejscu, do którego się wybieram. Spędzam też dużo czasu na wizualizowaniu sobie, jak to wszystko może wygląda. Co może się wydarzyć? Czy mam jakieś braki w wiedzy, które powinnam uzupełnić? To nieustanny, długofalowy proces. Oczywiście i tak nie da się przewidzieć wszystkiego, ale można jak najlepiej wyobrażać sobie możliwe scenariusze. No i z czasem, wraz z doświadczeniem, to wszystko staje się twoją drugą naturą. Na moją kolejną wyprawę, na którą wyruszam już za kilka tygodni, zabieram dwie kamery – jedną na wypadek awarii, żeby mieć pewność, że nie przegapimy ważnego momentu. Ale muszę to powiedzieć – jeśli ktoś zaczyna i chce kręcić swoje własne wyprawy, to iPhone jest po prostu genialny do jakichś szybkich ujęć. Można go trzymać w kieszeni, co jest ważne, jeśli ręce masz zajęte, np. maczetą albo balansowaniem. Szczególnie na początku kręciłam iPhonem, bo dopiero przyzwyczajałam się do poruszania się w dżungli.

Mary Kosiarz: No cóż, podczas tej wyprawy stawialiście czoła naprawdę wielu wyzwaniom – jak choćby złowieszczy gwizd jadowitego węża, czy po prostu sama natura, która bywa całkowicie nieprzewidywalna. Z dzisiejszej perspektywy — co było dla ciebie najtrudniejsze, może najbardziej przerażające z rzeczy, które zobaczyliśmy w dokumencie? 

Lucy Shepherd: Myślę, że najbardziej przerażające były momenty, gdy mojemu zespołowi coś groziło – czy to przez to, że ktoś stanął zbyt blisko jadowitego węża, czy podczas innych sytuacji, których nie uchwyciliśmy na filmie. Chociażby momenty, gdy Vivian, który szedł jako pierwszy i przecinał roślinność, nagle zatrzymywał się i mówił do nas: „Przeciąłem się.” A przecież w dżungli posługujesz się maczetą, czyli jednym z najbardziej niebezpiecznych narzędzi, jakie istnieją! Wystarczy jedno nieostrożne cięcie w nogę i sytuacja staje się naprawdę poważna. Więc za każdym razem, gdy coś takiego się działo, bardzo się bałam. Od razu włączał się we mnie tryb działania: „Dobra, co teraz? Apteczka? Ewakuacja?” Największym wyzwaniem było dla mnie nie samo martwienie się o siebie, ale świadomość, że jestem odpowiedzialna za cały nasz zespół. I jeśli coś by się im stało, to byłoby absolutnie najgorsze.

Mary Kosiarz: Oczywiście na poszczególnych etapach wyprawy docieraliście do punktów zaopatrzeniowych, ale w pewnym momencie powoli kończyło się wam jedzenie. I nie wiem, zawsze mnie to uderza, gdy oglądam produkcje takie jak „The Secret Amazon” — co zjecie, gdy zmusza was do tego krytyczna sytuacja. Jaka była Twoja najbardziej nietypowa przygoda z jedzeniem podczas wypraw?

Lucy Shepherd: Tak, to zabawne, bo kiedy naprawdę jesteś głodna, to zjesz właściwie cokolwiek. W normalnych warunkach oczywiście nie tknęłabym wielu rzeczy, ale kiedy ogarnia Cię głód, twój umysł automatycznie się przestawia i cieszysz się, kiedy coś wpada Ci do rąk. Na tej wyprawie jedliśmy larwy i rośliny, które smakowały trochę jak tektura (śmiech). Ale tym razem miałam szczęście, bo uniknęłam naprawdę obrzydliwych rzeczy. Choć trzeba przyznać, że larwy w dżungli, kiedy jesteś głodna, nagle potrafią być całkiem smaczne – szczególnie, kiedy trochę się je upiecze.

Mary Kosiarz: Kiedy o tym mówisz, nawet o tych najbardziej ekstremalnych rzeczach, wspominasz je z nieprawdopodobnym optymizmem. To ty byłaś osobą, która podnosiła cały zespół na duchu i wyzwalała w nich energię. Jak to robisz? Jak to się dzieje, że w obliczu takich zagrożeń ty nadal zachowujesz to pozytywne spojrzenie? To musi być momentami bardzo wyczerpujące. 

Lucy Shepherd: Tak, zdecydowanie. Myślę, że pomaga mi przypominanie sobie, że to jest mój wybór – że to ja nalegałam, by to zrobić. To naprawdę daje mi siłę. Poza tym, kiedy inni zaczynają się załamywać, może to się bardzo łatwo przerodzić w coś toksycznego. Więc jeśli inni cierpią, to moją rolą staje się podnosić ich na duchu. Wtedy skupiam całą swoją uwagę na tym, żeby im pomóc, zamiast koncentrować się na tym, co mnie samą przytłacza. Widziałam to u rodziców – zwłaszcza u mam – które mimo że mają mnóstwo na głowie, jakimś cudem potrafią odłożyć to na bok i skupić się na dziecku. Poza tym – ja też uśmiecham się, kiedy jestem zdenerwowana i to mi pomaga. Ale nawet sztuczny uśmiech wysyła do mózgu sygnały, które poprawiają nastrój. A jeśli uda ci się sprawić, że ktoś inny z zespołu, kto ma kryzys, się uśmiechnie, jeśli dasz mu jakąś funkcję, jakiś cel albo po prostu odciągniesz jego myśli –  to także ciebie podnosi na duchu. Więc w pewnym sensie pomaganie innym jest czymś trochę egoistycznym, bo daje ci to poczucie celu – odnajdujesz sens pomagając komuś innemu i to tworzy naprawdę dobry, pozytywny cykl. Myślę, że właśnie dlatego to działa. Ale najważniejsze jest to, że nie współczuję samej sobie, kiedy tam jestem – bo to jest mój wybór, to jest moje marzenie. To wszystko nie byłoby tym, czym jest, gdyby było łatwe. To właśnie te trudne momenty nadają temu sens.

Mary Kosiarz: O czym myślisz, kiedy będąc w Amazonii szykujesz się już do snu? Czy jest coś szczególnego, co w obliczu tylu trudności dookoła Cię uspokaja?

Lucy Shepherd: Przez pierwsze kilka tygodni nie mam żadnych takich myśli. Po prostu koncentruję się na tym, co robię, bo muszę się przyzwyczaić do tego, w jakiej sytuacji jestem. Ale kiedy już przejdziesz przez ten etap, że jesteś „w środku tego wszystkiego”, to wtedy pozwalam sobie myśleć o moim psie, mojej małej Jack Russellce. Zaczynam myśleć o niej, o moim ukochanym – wtedy naprawdę zaczynam doceniać życie. To uświadamia ci, co tak naprawdę ma znaczenie.

Mary Kosiarz: „Secret Amazon: Into the Wild ” to też, jak wspominałyśmy, opowieść o sile kobiet i o tym, że mogą dokonywać wielkich rzeczy. I kiedy ogląda się ten program, to naprawdę można pomyśleć: „Chcę być jak Lucy. Chcę odkrywać ten świat.” To świetny przekaz, szczególnie dla młodych dziewczynek. Co powiedziałabyś 10-letniej Lucy – albo każdej innej 10-letniej dziewczynce, która marzy o tym, żeby zostać odkrywczynią, ale myśli, że nie jest wystarczająco dobra, żeby podejmować takie decyzje?

Lucy Shepherd: Powiedziałabym jej: jesteś zdolna, jesteś silna i możesz to zrobić. Trzeba po prostu zacząć. A co to znaczy zacząć? To znaczy wybrać się na jakąś przygodę – jakąkolwiek, jaką sama za taką uznasz. Odkrywaj to, co cię interesuje. I jeśli od razu nie wiesz, co to jest, po prostu próbuj dalej. Nie zniechęcaj się porażkami. Wierz w siebie. I nie czekaj. Zawsze mówię: nie czekaj, aż coś się samo wydarzy. Nie czekaj, aż inni ci coś dadzą. Bądź osobą, która sama w siebie wierzy i po prostu działaj.

Mary Kosiarz: Chciałabyś za 30 lat nadal zabierać nas w podróż do eksplorowania świata i odsłaniania najpiękniejszych miejsc?

Lucy Shepherd: Tak, zdecydowanie. Ja nigdzie się nie wybieram. Robiłabym to nawet bez telewizji, książek i wszystkiego innego. To po prostu jestem ja. Uwielbiam to uczucie bycia częścią świata i jego odkrywania. To daje ogromną perspektywę. Więc tak –  to zawsze będzie częścią mojego życia.

Mary Kosiarz: Myślę, że ważnym przekazem jest też umiejętność przetrwania w takich warunkach bez pomocy współczesnej technologii. Na początku obu odcinków mówisz, że ponad 50% ludzi mieszka w miastach i często są w pewien sposób odłączeni od piękna dzikiej przyrody. 

Lucy Shepherd: Tak, myślę, że nasze życie i świat zmieniają się bardzo szybko, ale jedna rzecz się nie zmienia – natura i człowieczeństwo w swojej najczystszej postaci. Warto o tym pamiętać. Bo cała ta materialna otoczka może w każdej chwili zniknąć. Dlatego musimy wracać do podstaw, bo właśnie wtedy czujemy się najbardziej żywi.

Mary Kosiarz: Na początku naszej rozmowy wspomniałaś, że za kilka tygodni ruszasz w kolejną wyprawę. Nie byłabym sobą, gdybym nie zapytała: czy możesz powiedzieć nam coś o tym wyjeździe? 

Lucy Shepherd: Nie mogę powiedzieć zbyt wiele, ale mogę zdradzić, że wyprawa faktycznie będzie nagrywana będzie można ją wkrótce zobaczyć. Ekspedycja potrwa od sześciu do ośmiu tygodni, w zależności od terenu. Jesteśmy w trakcie intensywnych przygotowań i wyjeżdżamy naprawdę bardzo niedługo – aż za szybko! A mam przed sobą jeszcze tyle do zrobienia.

Mary Kosiarz: Tym bardziej cieszę się, że znalazłaś dla nas czas w obliczu tych nowych wyzwań. Dziękuję Ci pięknie i trzymam kciuki!

Drugi odcinek dokumentu Przez dziką Amazonię zostanie wyemitowany 30 czerwca o 22:55 na BBC Earth. Produkcja jest również dostępna na platformie BBC Player.

Mary Kosiarz

Mary Kosiarz

Daleko jej do twardego stąpania po ziemi, a swoją artystyczną duszę zaprzedała książkom i kinematografii. Studentka dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Ulubione filmy, szczególnie te Damiena Chazelle'a i Luki Guadagnino może oglądać bez końca.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA