search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Dlaczego SYLVESTER STALLONE jest LEPSZY od ARNOLDA SCHWARZENEGGERA

Filip Pęziński

31 grudnia 2020

REKLAMA

Dziś sylwester! Nie ma zatem lepszego terminu na napisanie kilku pochlebnych słów o żywej legendzie amerykańskiego kina – Sylvestrze Stallonie. Tutaj w kontekście odwiecznego pytania fanów popkultury: kto jest lepszy – Arnold Schwarzenegger czy właśnie Stallone? Obaj panowie zaczęli swoją karierę w tym samym niemal czasie, natychmiastowo kojarzą się z kinem akcji ubiegłego wieku, a ich zawodowa rywalizacja w epoce VHS nie była wielką tajemnicą. Dziś są przyjaciółmi i po dawnych niesnaskach pozostało jedynie kilka dobrych anegdot, ale dla nas, kinomanów, zadane wyżej pytanie pozostaje żywe.

A zatem zacznijmy od tezy: Sylvester Stallone jest lepszy od Arnolda Schwarzeneggera. A poniżej kilka słów dlaczego.

Jest nie tylko aktorem, ale także scenarzystą i reżyserem

Sylvester Stallone od samego początku starał się zdobyć Hollywood nie tylko jako aktor, ale i scenarzysta. W końcu Rocky (i każda kolejna część do Rocky’ego Balboy włącznie) był jego autorskim dziełem, a studio, które je kupiło, widziało w roli tytułowej innego aktora (Stallone oczywiście wywalczył rolę dla siebie). Stallone szybko też zainteresował się reżyserią. Nie każdy być może o tym wie, ale w latach 70. i 80. twórca dość regularnie stawał po drugiej strony kamery, a do reżyserskiej aktywności powrócił w pierwszej dekadzie XXI wieku. W sumie wyreżyserował dość, uważam, imponują liczbę ośmiu filmów, a był scenarzystą (lub współscenarzystą) kilkudziesięciu (!) produkcji. Czym pochwalić się może w tym zakresie Arnold Schwarzenegger? Jeden wyreżyserowany i zapomniany przez świat film – remake Christmas in Connecticut z 1992 roku. [Więcej o pracy Stallone’a po drugiej stronie kamery TUTAJ]

Jest aktorem nie tylko charakterystycznym, ale też po prostu dobrym

Niestety Stallone często kojarzony jest wyłączne z mniej uznanymi tytułami z epoki VHS, a ponad trzydzieści – cóż za kuriozum ze strony twórców tej pseudonagrody! – nominacji do Złotych Malin z pewnością nie pomaga w budowaniu pozytywnego wizerunku gwiazdora. Oczywiście nie będę bronił każdej jego kreacji, ale nie mogę nie docenić przynajmniej kliku znakomitych ról Stallone’a. Bez wątpienia udowodnił on, że jest dużo lepszym i bardziej ambitnym aktorem niż jego austriacki kolega. Widać to np. w Cop Land, gdzie mocno zrywa ze swoim filmowym emploi. Nie jest tam idealnym protagonistą o nieskalanej urodzie, za nic mającym sobie przeciwników i twardo wymierzającym im sprawiedliwość. Powierzono mu rolę nie do końca pełnosprawnego, wycofanego i bojącego się działać szeryfa. Skonfrontowano przy tym z prawdziwymi tuzami amerykańskiego aktorstwa, jak Harvey Keitel czy Robert De Niro. Stallone nie tylko od nich nie odstaje, ale przeciwnie – tworzy najlepszą kreację w całym filmie. Inną wartą uwagi kreacją jest bez wątpienia odgrywana w wielu tytułach rola Rocky’ego. W Rockym, Rockym Balboi i Creedzie wypada moim zdaniem najlepiej. Za tę ostatnią kreację został zresztą nagrodzony Złotym Globem i nominacją do Oscara. Do wyróżnienia przez Akademię Filmową Schwarzenegger nawet nie aspirował. [Więcej o aktorstwie Stallone’a TUTAJ]

Politykuje, ale nie jest politykiem

Nie zrozumcie mnie źle. Nie jestem jednym z tych, którzy uważają, że każdy polityk to zło wcielone. Ale z karierą polityczną Arnolda Schwarzeneggera i jego działaniami jako gubernatora stanu Kalifornia wybitnie mi nie po drodze. Często zatem trudno mi zapomnieć o tym epizodzie w jego życiu i zwyczajnie wpływa on na moją sympatię do pochodzącego z Austrii aktora. Inaczej jest ze Stallone’em, który co prawda nie ma problemu z wygłaszaniem głośno swoich również niekoniecznie mi odpowiadających poglądów, ale mieści się to w ramach bezpiecznego oddzielania sztuki filmowej od życia prywatnego. Schwarzenegger niestety politykę uczynił częścią swojej zawodowej kariery.

Jest Rockym

Na koniec powód najważniejszy. Sylvester Stallone stworzył na papierze, a następnie wykreował na ekranie jedną z najważniejszych postaci w historii kina popularnego. Rocky Balboa – bohater ośmiu produkcji filmowych! – to ucieleśnienie amerykańskiego snu, walki o swoje i ciągłego mierzenia się z własnymi słabościami. Postać, która towarzyszy kinomanom od pięciu dekad i dla wielu z nich jest już bardziej przyjacielem niż wymyśloną personą. Sam należę do tej grupy, więc w ramach zakończenia tego tekstu zdradzę: nigdy nawet nie starałem się być obiektywny. Miłość do Rocky’ego wygrywa z każdą rolą, którą pochwalić może się Arnold Schwarzenegger. [Więcej o Rockym i jego sile TUTAJ]

Filip Pęziński

Filip Pęziński

Wychowany na filmach takich jak "Batman" Burtona, "RoboCop" Verhoevena i "Komando" Lestera. Pasjonat kina superbohaterskiego, ale także twórczości Davida Lyncha, Luki Guadagnino czy Martina McDonagh.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA