search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Dlaczego FILMOWE BUDŻETY są tak GIGANTYCZNE?

Szymon Skowroński

21 lutego 2019

REKLAMA

Produkcja The Social Network kosztowała około 40 milionów Film składa się w większości ze statycznych scen dialogowych i ujęć ludzi przy komputerach

Film nakręcony, większość ekipy pakuje manatki i wraca do domu zobaczyć niewidziane od miesięcy dzieci, żony, mężów i kochanków. Reżyser pracuje dalej – tym razem z pionem postprodukcyjnym. Model postprodukcji w ciągu ostatnich dwóch dekad zmienił się diametralnie. Obecnie większość filmu powstaje w komputerze i mowa tutaj nie tylko o obrazach przepełnionych efektami specjalnymi. Raczej statyczny i spokojny The Social Network praktycznie w każdej scenie posiada komputerowe poprawki. Tak więc montażysta składa materiał do kupy (oczywiście najpierw musi obejrzeć na przykład pięćdziesiąt godzin „surówki”, co oznacza pięć kosztownych dni pracy), montuje go, przekazuje koloryście, który „maluje” każdy kadr zgodnie z zaleceniami reżysera i operatora. Na tym etapie dodaje się też muzykę i efekty dźwiękowe oraz – efekty specjalne. Po ostatnich szlifach praca teoretycznie jest skończona.

Bywa, że film spędza rok albo i dłużej w postprodukcji. Wyprodukowanie efektów specjalnych to praca dla kilkudziesięciu osób zatrudnionych przy kilkudziesięciu stanowiskach komputerowych. Wszystkiego doglądają reżyser i reżyser efektów specjalnych, którzy czuwają, czy wszystkie obrazy powstają zgodnie z założeniami scenariusza i koncepcji przygotowanych przed rozpoczęciem zdjęć. W tym przypadku mniejsze znaczenie ma, czy pracujemy nad Władcą Pierścieni czy W sieci pająka. Projekty te z punktu widzenia samej pracy różni jedynie czas spędzony przy komputerze. Praca wygląda dokładnie tak samo – pomieszczenie pełne komputerów i zgarbionych techników-magików pochłaniających niezliczone ilości red bulla (przepraszam za stereotyp).

Film trafia na testowe pokazy, które w najlepszym wypadku kończą się pozytywnymi ocenami, a w najgorszym – dokrętkami. Dokrętki mogą stanowić koszmar i pochłonąć kolejne miliony z budżetu, jeśli na przykład w scenie pościgu widzowie pogubili się, kto goni kogo i w jakim kierunku, a dla osiągnięcia spójności potrzebujemy kilku ujęć, których nie nakręcono podczas zdjęć (współczuję kierownikowi planu, który nie dopilnował tego szczegółu!). Po dokrętkach film znów trafia na stół montażysty, proces się powtarza, ale teraz – mamy film!

Legion samobójców to przykład filmu którego nie uratowały nawet dokrętki Zawiódł nie tylko montażysta na którego zwalano całą winę ale przede wszystkim nieudolne scenariusz i reżyseria

Na produkcję wydaliśmy, załóżmy, sześćdziesiąt milionów. Czy to wszystko? Absolutnie nie! Producent już dostaje uderzeń gorąca na zmianę z zimnymi potami, bo wie, że musi wyłożyć jeszcze mniej więcej drugie tyle. W czasach wysokiej konkurencyjności branży rozrywkowej film sprzedaje nie jego poziom wykonania, ale marketing. Do tej pory za każdym razem używałem sformułowania „budżet produkcyjny”. Miałem na celu zaznaczenie, że ciągle poruszamy się w kosztach filmu, które trzeba ponieść na jego „zrobienie”. Żeby opublikować film, należy drugi raz wydać sumę jego budżetu produkcyjnego. Na tę kwotę składa się kampania marketingowa (czyli sztaby kreatywnych ludzi, którzy muszą znaleźć sposób na wyróżnienie dzieła z zalewu jemu podobnych produkcji i przebić się z ofertą do rozpieszczonego, wymagającego widza), a także koszty przygotowania kopii filmu do kin oraz materiałów reklamowych. Przeciętny budżet filmu, którego wyprodukowanie kosztowało siedemdziesiąt milionów dolarów, może wynieść nawet sto pięćdziesiąt milionów.

Obraz trafia na ekrany kin i musi zarobić trzykrotność swojego produkcyjnego budżetu, żeby można było mówić o jakimkolwiek sensie inwestycji. Co ciekawe, w przypadku wielkich premier decydujące są pierwsze dni od premiery. Wiele superprodukcji w ciągu weekendu lub pierwszego tygodnia zarabia 50% z ogólnej sumy wpływów. Wygląda na to, że największy stres producenci przeżywają w piątki… Doskonale znamy tytuły filmów z pierwszych miejsc światowego box office’u. Po drugiej stronie barykady stoją dzieła, które z niebotycznych budżetów wygenerowały jedynie straty: na przykład Pluto Nash z Eddiem Murphym z budżetu produkcyjnego 100 milionów dolarów ugrał w kinach całe… siedem milionów. Wśród tzw. box office bombs można znaleźć zarówno słabe, jak i całkiem udane filmy. Parafrazując przysłowie, okazuje się, że łaska kinomanów na pstrym koniu jeździ… Warto o tym pamiętać, zanim po raz kolejny będziemy sięgać do portfela, by kupić bilet do kina!

REKLAMA