Diuna. Dziwnie piękna katastrofa
Po premierze Człowieka słonia reżyser, który do niedawna obawiał się o to, czy kiedykolwiek będzie w stanie zapewnić stabilizację finansową swojej nastoletniej córce, szturmem wtargnął do bardzo hermetycznego świata hollywoodzkich filmowców. Mimo tego, że opowieść o Johnie Merricku nie przyniosła Lynchowi Oscara, podarowała mu coś o wiele bardziej cennego – rozpoznawalność.
Pozytywne recenzje płynące z całego świata sprawiły, że twórca przestał być traktowany niczym ekscentryczna ciekawostka, mająca na swoim koncie jeden z najbardziej niepokojących filmów krążących pomiędzy kinami wyświetlającymi szalone, nocne seanse. Człowiek słoń udowodnił, że dziwny, młody człowiek, który poświęcił niegdyś kilka lat na stworzenie hipnotycznego snu szaleńca, potrafi nakręcić film trafiający do zdecydowanie szerszej publiczności. Co więcej, umie zrobić to w taki sposób, że ludzie sięgają po chusteczki i wstydliwie zasłaniają wilgotne oczy. Po finałowej scenie drugiego fabularnego filmu Davida Lyncha łzy spływały nawet po policzkach osób, które twierdziły, że niezwykle rzadko udaje się im wzruszyć podczas kinowego seansu. Jedną z nich była Raffaella De Laurentiis, córka słynnego hollywoodzkiego producenta filmowego – Dino De Laurentiisa. Dwudziestosześcioletnia kobieta po obejrzeniu Człowieka słonia zapukała do drzwi wpływowego ojca i ze łzami w oczach oświadczyła, że znalazła właśnie reżysera filmu, który od wielu lat spędzał sen z powiek nie tylko Dino De Laurentiisowi, ale i kilku innym, bardzo rozpoznawalnym artystom. Dwa miesiące po Oscarowej gali, w trakcie której Lynch po raz pierwszy raz spacerował po czerwonym dywanie, Amerykanin został wybrany na reżysera Diuny, czyli filmu mającego na początku lat osiemdziesiątych jeden z największych budżetów produkcyjnych w historii kina.
Przed zdecydowaniem się na współpracę z Dino De Laurentiisem i jego córką Lynch usiłował zdobyć pieniądze potrzebne na produkcję filmu, który narodził się w jego głowie jeszcze przed reżyserią Człowieka słonia. Ronnie Rocket, czyli szalona opowieść o niewielkim człowieku, który w wyniku wyładowania elektrycznego staje się po części superbohaterem, po części międzynarodową gwiazdą muzyki rockowej, czekała na realizację i skutecznie odstraszała kolejnych producentów. Wizja pełnego neonowych świateł, nocnego miasta, surrealistyczny scenariusz i nagromadzenie wielu dziwnych, nie do końca zrozumiałych wydarzeń oraz symboli, zdecydowanie nie kalkulowało się w podliczeniach gromady hollywoodzkich bankierów.
Człowiek słoń udowodnił, że dziwny, młody człowiek, który poświęcił niegdyś kilka lat na stworzenie hipnotycznego snu szaleńca, potrafi nakręcić film trafiający do zdecydowanie szerszej publiczności.
Najbliżej zaangażowania się w realizację Ronniego Rocketa był człowiek, który kibicował Lynchowi już od czasów jego Głowy do wycierania. Francis Ford Coppola pokazywał debiutancki film Amerykanina aktorom zebranym na planie Czasu apokalipsy. W taki sposób chciał wprawić ich w paranoiczny nastrój, uzmysłowić, w jaki sposób działa psychika przerażonego człowieka. Po premierze Człowieka słonia Coppola zaprosił Lyncha do swojej rezydencji. Kilkukrotnie przewertował scenariusz do Ronniego Rocketa, a następnie poprosił, aby w jego obecności, na głos, przeczytał go sam Lynch. Po długich godzinach rozmów reżyser Ojca chrzestnego stwierdził, że pragnie zaangażować w projekt stworzone we współpracy z George’em Lucasem studio American Zoetrope. Niestety, szybko okazało się, że Coppola nie będzie w stanie pomóc Lynchowi, ponieważ sam wpadł w poważne problemy finansowe. Zdjęcia do jego musicalu, Ten od serca, zaczęły pochłaniać coraz większe sumy pieniędzy. Ostatecznie film kosztował aż dwadzieścia sześć milionów dolarów, co kompletnie nie przełożyło się na box office. Po premierze w roku 1981 musical zarobił na terenie stanów jedynie sześćset trzydzieści sześć tysięcy dolarów. Taka porażka uniemożliwiła studiu zaangażowanie się w projekt, który ze względu na wyobraźnię Lyncha również nie należałby do najtańszych. Ronnie Rocket ponownie powędrował na półkę. W trakcie wizyty u Coppoli Lynch poznał jednak jego gościa, popularnego piosenkarza i początkującego aktora – Stinga. Już wkrótce miał on włożyć na siebie kombinezon rodu Harkonnenów i zawalczyć o kontrolę nad piaszczystym Arrakis.
Lynch od początku obawiał się dużych budżetów i producentów uchodzących w środowisku za grube ryby. Nie do końca interesowała go również reżyseria filmu wykreowanego przez wyobraźnię innego twórcy. Właśnie dlatego odrzucił intratną propozycję George’a Lucasa, który zaoferował mu pracę na stanowisku reżysera Powrotu Jedi. Brak możliwości ingerencji w scenariusz, bohaterów oraz wygląd świata gwiezdnej sagi spowodował, że Amerykanin zrezygnował z projektu na rzecz Richarda Marquanda. Po otrzymaniu telefonu od Dino De Laurentiisa Lynch nie krył zdziwienia i uważał, że nigdy nie dojdzie do porozumienia pomiędzy nim i jednym z najbardziej wpływowych producentów działających wtedy w hollywoodzkim środowisku. W wywiadach reżyser wielokrotnie podkreślał, że postanowił zjawić się w biurze Laurentiisa z czystej ciekawości. Co więcej, mimo tego, że napisana przez Franka Herberta Diuna była książkowym fenomenem, a historia dotycząca jej filmowej realizacji powoli zaczynała urastać do miana jednej z największych, współczesnych kinowych legend, Lynch zupełnie nie wiedział, o czym mowa w trakcie telefonicznej rozmowy z producentem. Przez dużą część konwersacji był święcie przekonany, że Laurentiis chce zaangażować go do reżyserowania filmu June (czerwiec), a nie Dune (Diuna). Przed spotkaniem twarzą w twarz reżyser nadrobił jednak zaległości i stwierdził, że wizja Franka Herberta jest mu wyjątkowo bliska. Krótka rozmowa z producentem potoczyła się w taki sposób, jakiego Lynch nigdy by się nie spodziewał. Twórca uznał, że Laurentiis kocha filmy, a Diuna jest jego oczkiem w głowie. Szczery entuzjazm płynący ze strony hollywoodzkiego potentata spowodował, że Lynch zapalił się do projektu i ostatecznie zgodził się na współpracę. Właśnie w taki sposób mógł rozpocząć się kolejny amerykański sen. Należy jednak pamiętać o tym, że w historii filmu Diuna już chyba na zawsze kojarzyć będzie się nie tyle z sennym marzeniem, co z twórczym koszmarem.