DEVS. Filozoficzne science fiction od twórcy EX MACHINY
Alex Garland nadal podąża bezdrożami science fiction. Kroczy ścieżkami wydeptanymi przez gigantów gatunku, zachowując przy tym oryginalność i zaskakującą bezkompromisowość. Nie kłania się modom ani publiczności, choć zdaje sobie sprawę, że jego dzieła dotrą do garstki widzów. Dobrze, że nadal istnieją tacy ludzie. Serial Devs jest bowiem przykładem na to, że w telewizji wciąż jest miejsce dla twórców snujących metafizyczne wizje o sprawach ostatecznych.
Uwaga! Tekst zdradza istotne elementy fabuły!
Podobne wpisy
“Zobaczyć świat w ziarenku piasku / Niebiosa w jednym kwiecie z lasu / W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar / W godzinie – nieskończoność czasu”. Słowa wiersza Williama Blake’a Wróżby niewinności mogą posłużyć za motto produkcji sygnowanej logiem stacji FX. W przeciągu ośmiu odcinków autor Ex Machiny bezceremonialnie odsłania czające się w zakamarkach ludzkich serc potrzeby, do których boimy się przyznać. Któż bowiem nie chciałby przyjrzeć się wydarzeniom z przeszłości, któż zrezygnowałby z możliwości zapoznania się z przyszłością? Omnipotentne zapędy człowieka są znane od zarania dziejów. Naskalne malowidła, studiowanie architektury kosmosu, tony zapisanych papierów, kilometry matematycznych rachunków, wieże piętrzące się ku samemu niebu – pozostawiamy po sobie mnóstwo śladów świadczących o potrzebie przezwyciężenia absurdalnych ograniczeń. Chcemy uwolnić się z ciała i roztopić w morzu przyjemności, wykiwać śmierć i poddać się nurtowi rzeki czasu, ewentualnie wyswobodzić z umysłowych kajdan, by poznać naturę wszechświata. Chcemy kosztować jabłek nie tylko z drzewa życia, ale również z drzewa poznania dobra i zła.
W Devs to drugie drzewo jak najbardziej się pojawia, tym razem pod postacią kwantowego komputera umożliwiającego tworzenie obrazów przeszłości i przyszłości. Stoi w samym środku naukowego raju – laboratoryjnego sześcianu zawieszonego w próżni – wielbione przez tamtejszych pracowników. Jego owoce mogą przynieść chwilę radości, ale ich smak powoli doprowadza do obłędu.
To za jego przyczyną sprawca całego zamieszania, Forest (Nick Offerman), pragnie zapoznać się ze wszystkim, co tylko możliwe. Choć urządzenie może zagwarantować poznanie tożsamości prawdziwego zabójcy prezydenta Kennedy’ego, a także służy jako transwymiarowa lornetka do podglądania seksu Marilyn Monroe i Arthura Millera, prezes korporacji Amaya potrzebuje go do najważniejszego celu w swoim życia – poznania wszystkich okoliczności związanych ze śmiercią córki i żony. Od powodzenia całej misji zależy, czy bohater uwolni się od demonów przeszłości, czy pogrąży się w odmętach rozpaczy, gdy uzmysłowi sobie, że jest odpowiedzialny za katastrofę samochodową.
Fabuła rozpięta jest na dwóch kluczowych filarach ludzkiego bytowania – determinizmie oraz wolnej woli. Garland eksploruje oba pola, bada znaczenie podanych terminów, ich sens oraz istnienie. Innymi słowy, obserwowanie działań bohaterów służy dojściu do prawdy o tym, na ile podejmowane przez ludzi wybory są podyktowane genami i wpływem środowiska, a na ile ich korzenie tkwią w niczym nieskrępowanej spontaniczności.
Choć Garland w wywiadzie dla “GQ” jednoznacznie wypowiada się na ten temat, to pozwala sobie na poszukanie paradoksów związanych z tym zagadnieniem. Artysta obstaje za determinizmem jako koncepcją opisującą sytuację, w jakiej znajduje się człowiek. Robi to przy pomocy kreacji Foresta, wielokrotnie wypowiadającego się o skutkach i przyczynach jako jedynych zasadach rządzących ludzkimi poczynaniami. Staje również po stronie Katie (Alison Pill) w akademickiej dyskusji na temat mechaniki kwantowej, gdy kobieta powołuje się na koncepcję Hugh Everetta. Jednocześnie, gdy Devs zaczyna działać, postaciom i widzom objawia się obraz ukrzyżowanego Jezusa wznoszącego po aramejsku modły do Boga Ojca. W tym momencie religia, przynajmniej w pewnym aspekcie “udokumentowana” przywołanym widokiem, zderza się z fizyką. Nauka i wiara ponownie stają w szranki o umysły, gdy przychodzi do wyboru między koncepcją wolnej woli, w tym kontekście nadanej przez Stwórcę i “przyklepanej” jego poświęceniem na krzyżu, a zdobyczami nowoczesnej nauki odbierającej człowiekowi jakąkolwiek sprawczość. “Sprowadzili wszystko do niczego” – powie Lily (Sonoya Mizuno), gdy przekona się, nad czym tak naprawdę pracuje firma, w której jest zatrudniona.
Co jednak istotne, Garland nie odwołuje się do “prymitywnej” filozofii determinizmu. Tym razem działo artysty uzbrojone jest w dodatkowy pocisk – koncepcję wspomnianego Everetta, którego kwantowa hipoteza wielu światów wyjaśnia wszelkie wariacje na temat losów bohaterów przedstawiane przez reżysera. Według fizyka co ma się zdarzyć, to na pewno zdarzyło się w jednej z niezliczonych rzeczywistości. Wszechświat przypomina wiecznie rozgałęziające się drzewo, gdzie każda witka jest odnogą ludzkiego losu, jedną z właśnie realizujących się możliwości. Ale i w tym aspekcie twórca Anihilacji pozostawia sobie przestrzeń na zwątpienie, gdy przygląda się ostatnim akordom życia jednego z pracowników Devs. Młody chłopak wierzy, że balansowanie nad przepaścią nie jest groźne, bo w jednym ze światów na pewno przeżyje, więc ostatecznie nic mu się nie stanie. Nie wie, że każda jego wersja poleci kilkadziesiąt metrów w dół, rozbijając się o twardy beton.