Czy warto drugi raz ukraść Księżyc? POLSKIE FILMY, KTÓRE ZASŁUGUJĄ NA REMAKE
10. Sanatorium pod klepsydrą (1973), Wojciech Has
Film to nie teatr. Umowność świata przedstawionego w teatrze oraz aktorska emfaza nie przejdą już w ocenie współczesnego widza, którego percepcja nawykła do „rzeczywistej dosłowności”. 46 lat w rozwoju techniki filmowej od nakręcenia dzieła Wojciecha Hasa to również niemało, a przy tym Bruno Schulz staje się coraz bardziej zapomnianą postacią dla młodych konsumentów popularnej kultury. Nie musiałoby tak być. Dla mnie, miłośnika prozy Brunona i wszelkiej innej maści przejawów realizmu magicznego w literaturze, jasne jest, że film Sanatorium pod klepsydrą, pomimo całej jego doskonałości jak na tamte lata polskiej kinematografii, nie obroni się dzisiaj ani formą, ani tym bardziej jako nośnik ducha prozy Schulza. No właśnie, prozy, a nie poezji. Założenia reżyserskie Hasa były iście poetyckie, artystycznie ekspresyjne i introwertyczne, sam pisarz z Drohobycza uprawiał zaś prozę, oczywiście dość skomplikowaną w składni, czasem wręcz słowotwórczą, ale jednak prozę.
Dzisiaj przeciętny czytelnik Internetu połamałby sobie na niej zwoje mózgowe albo musiałby zostać specem od elektronicznych słowników, a może i tak by nie zrozumiał. Hasa ostrzegano przed próbą przeniesienia kontekstów interpretacyjnych Sanatorium… na wielki ekran. Dobrze, że nie uległ i zrobił rzecz po swojemu, bo w tamtych reakcyjnych czasach dużo większa była potrzeba ekspresji swojej osobistej wolności niż obecnie, kiedy człowiek jest wręcz do niej zmuszany. Chętnie więc zobaczyłbym taką reżyserską wersję Sanatorium pod klepsydrą, która mniej poetycko interpretuje prozę Schulza, uwzględniając zmianę dążącej do konkretu percepcji współczesnego widza, a jednocześnie zachęca go do sięgnięcia po książkę dzięki fantastycznej wizualnie formie. Co do niej, trudno mieć zastrzeżenia do zdjęć Witolda Sobocińskiego. Wyzyskał z analogowego obrazu wszystko, co mógł. Na wyższej jakości materiały do dekoracji i kostiumy zabrakło niestety środków. Na bardziej wymyślne, nieoczywiste prowadzenie kamery, CGI, efekty specjalne, szybszy montaż i bardziej naturalną grę aktorską zabrakło z kolei odpowiednich czasów.
Za reżyserskimi sterami remake’u widzę dzisiaj Bodo Koxa.