Czy ROMEO MUSIAŁ UMRZEĆ? Film Andrzeja Bartkowiaka kończy 20 lat
Były jednak i głosy sugerujące niechęć testowej widowni do międzyrasowego zbliżenia. Dziwi mnie taki odbiór, skoro film trudno nazwać rasistowskim dla kogokolwiek. Stereotypowy – jak najbardziej! – ale nie rasistowski. Fakt – praktycznie jedyny reprezentant białych na ekranie to młody, śliski i antypatyczny biznesmen skupujący tereny, aby móc następnie wybudować stadion. Czy wypada on jednak gorzej od dwóch głównych nacji w filmie? Niekoniecznie. I jedni, i drudzy okazują się być okrutni, pazerni, zbyt zapatrzeni w siebie, ale również w swych rywali. Wyzbywają się swego kulturowego dziedzictwa, zabijając własnych ludzi, aby – koniec końców – przeistoczyć się w tych, z którymi walczą. Czarni chcą być bardziej eleganccy, mniej wulgarni, zyskać klasę (bez względu na to, czy chodzi o próbującego zerwać z przestępczym procederem ojca Trish, czy jego zdradzieckiego „porucznika”), podczas gdy Chińczycy rezygnują z tradycji i poświęcają swoje dzieci dla pieniędzy, pozerstwa i „amerykańskiego snu”. Ostatecznie ci pierwsi wyszli w filmie na nieco lepszych – nawet grany przez Anthony’ego Andersona irytujący, chamski, głośny i właściwie negatywny bohater nie jest niczym więcej, jak postacią komediową, którego zła natura ma mieć wymiar komiczny. Czarnoskóra publiczność mogła być zadowolona. Ci drudzy mieli natomiast niezłomnego i szlachetnego Jeta Li.
Podobne wpisy
Bartkowiak, który pracował z Chińczykiem już przy okazji Zabójczej broni 4, robi użytek z jego kończyn i niebywałej sprawności fizycznej, ale niepotrzebnie podrasowuje sceny akcji z pomocą linek, dzięki którym bohaterowie wręcz latają, i grafiki komputerowej. Te pierwsze wykorzystuje w prawie każdym pojedynku (a nawet meczu rugby!), co czyni je nie tylko nierealistycznymi i śmiesznymi, ale przede wszystkim nie pozwala Li na zaprezentowanie swego potencjału w pełni. CGI zaś użyte jest po to, aby zaszpanować rentgenowskimi ujęciami złamań podczas walk – zbyteczne to i w dodatku rozpraszające. Tym samym Romeo musi umrzeć było jedną z pierwszych ofiar powstałego rok wcześniej Matrixa, po premierze którego kino akcji stało się bardziej efekciarskie, aż za bardzo polegające na komputerze, a w konsekwencji sztuczne. Zestarzało się to i szybko straciło na swej wizualnej wartości.
Jak sobie poradził Polak w swoim pierwszym reżyserskim zadaniu? W ogóle nie czuć, aby był to film debiutanta, ale równocześnie wydaje się, jakby było to dzieło wyrobnika, który kręci szybko, sprawnie i bez refleksji. Wszystko jest tu kompetentne pod względem realizacyjnym, choć niespecjalnie wyróżniające się; niby efektowne, a bez emocji; z datą produkcji 2000, podczas gdy przydatność do spożycia minęła dobrą dekadę wcześniej. Nawet walka, podczas której Han pojedynkuje się z chińską zabójczynią, wyprowadzając ciosy i kopniaki za pośrednictwem Trish, jest zaskakująco nijaka, choć na papierze musiała wyglądać co najmniej intrygująco. Niskooktanowa rozrywka dla niewybrednych. Seans uratowany przez jak zawsze niezawodnego Jeta Li, naturalną Aaliyah i jej piosenkę, która reklamowała film, Try Again. Świetny kawałek, ale zawsze, gdy go słyszę, nostalgia miesza się ze smutkiem – zaledwie 22-letnia dziewczyna zginęła w katastrofie lotniczej rok po premierze filmu. Zdążyła nakręcić jeszcze Królową potępionych według powieści Anne Rice, pozostawiając po sobie status muzycznej legendy i obietnicę aktorskiej kariery.
Podejrzewam, że popularność Romea związana jest poniekąd właśnie z obecnością piosenkarki na ekranie w swojej pierwszej i przedostatniej roli, ale z drugiej strony film był przebojem kinowym, zarabiając prawie 100 milionów dolarów na czterokrotnie mniejszym budżecie. Nic dziwnego, że polski operator/reżyser nakręcił dla Silvera jeszcze dwa sensacyjne filmy kopane skierowane w dużej mierze do czarnoskórej publiczności, z praktycznie tą samą obsadą.
W Mrocznej dzielnicy z 2001 roku, dla niżej podpisanego najlepszym dziele Bartkowiaka, Steven Seagal łączy siły z raperem DMX-em (który w Romeo musi umrzeć wyskakuje w zaledwie dwóch scenach), aby pokonać oddział skorumpowanych policjantów. Historia okazuje się przewidywalna i pełna uproszczeń, ale film jest dużo lepiej opowiedziany od poprzednika, więcej się w nim dzieje, a Seagalowi, chyba po raz ostatni w karierze, zwyczajnie się chce. Gorzej wypadło nakręcone dwa lata później Od kołyski aż po grób, gdzie Jet Li i DMX starają się powstrzymać Marka Dacascosa przez sprzedażą czarnych diamentów, które w rzeczywistości zawierają… syntetyczny pluton. Takie rzeczy to tylko w Szybkich i wściekłych 17. Oglądany dziś film rzeczywiście sprawia wrażenie, jakby scenariusz pisano pod Vina Diesela i ekipę (jest nawet czołg w akcji!), ale jakimś cudem cofnął się w czasie i trafił w ręce Bartkowiaka. Dużo się tu dzieje, choć głupota tekstu szybko zaczyna nużyć. Nawet finałowy pojedynek między Li a Dacascosem nie generuje żadnych emocji. Na osłodę łez pozostała przebojowa piosenka DMX-a – X Gon’ Give It to Ya – którą nie tak dawno przypomniano w Deadpoolu.