search
REKLAMA
Archiwum

CZOŁÓWKI wszystkich FILMÓW o JAMESIE BONDZIE

Adrian Szczypiński

8 lipca 2019

REKLAMA

A na bondach wciąż to samo. Daleko idące zmiany w konstrukcji dzieła filmowego, skłonności do kondensacji i integracji, jakoś omijają czołówki bondowskie szerokim łukiem. Tutaj wciąż, obok najważniejszych nazwisk, można przeczytać funkcje financial controller, sound mixer, main title designer, itp., które w rękach kogokolwiek innego już dawno zginęłyby w tłumie funkcji wyświetlanych na napisach końcowych. No bo w końcu “kogo obchodzi nazwisko szwenkiera, dźwiękowca, pirotechnika czy księgowego na planie bonda?”. A twórców kolejnych odsłon przygód agenta 007 jakoś obchodzi. Złośliwy mógłby z przekąsem stwierdzić, że ta chmara ludzi jest potrzebna tylko do ilustracji piosenki w czołówce, ale byłoby to nadużycie. Tradycja przede wszystkim, broniona przez dwa pokolenia producentów, co samo w sobie jest ewenementem w dobie przechodzenia wytwórni filmowych z jednej korporacji do drugiej i kupczenia prawami autorskimi na lewo i prawo.

Pierwszymi producentami bondów byli Harry Saltzman i Albert R. “Cubby” Broccoli, czyli słynne EON Productions. Kiedy Saltzman sprzedał swe udziały dystrybutorowi serii, wytwórni United Artists, Broccoli w połowie lat 70. wziął na pokład swego przybranego syna, Michaela Wilsona, który dodatkowo regularnie grywał epizodyczne rólki w kolejnych filmach. Po śmierci Broccoliego w 1996 roku interesy EON przejęli wspólnie Michael Wilson i Barbara Broccoli, córka Alberta. Zmarły senior rodu jest honorowany przedłużoną nazwą firmy “Albert R. Broccoli’s EON Productions” na początku każdego kolejnego bonda. Co ciekawe, EON, oprócz filmu Call me Bwana z 1963 roku, ma na swoim producenckim koncie wyłącznie filmy z Bondem. Cóż, wobec takiego monolitu w prawdziwym życiu nie ma co się dziwić, że przez pięć dekad seria o agencie 007 wciąż trzyma się wielu ustalonych ścieżek. A w obliczu wyraźnego przerabiania Bonda na modłę ostatnich ekranizacji wyczynów Jasona Bourne’a trzeba przyznać, że czołówki bondowskie trzymają się naprawdę nieźle.

Harry Saltzman                     Albert R. Broccoli                   Barbara Broccoli                     Michael G. Wilson

Najważniejszym człowiekiem czołówek bondowskich był Brytyjczyk Maurice Binder. Jako 37-letni projektant stworzył do Dr No słynny wizerunek Bonda widocznego u wylotu lufy (gun barrel sequence). Binder był również autorem wszystkich fantazyjnych czołówek, aż do ostatniego filmu z Timothym Daltonem. Wyjątkami były czołówki Pozdrowień z Rosji i Goldfingera, wymyślone przez Roberta Brownjohna (z wmontowanymi Binderowskimi lufami zresztą). Schedę po zmarłym w 1991 roku projektancie przejął Anglik Daniel Kleinman, twórca reklamówek i wideoklipów dla Madonny, ZZ Top, Fleetwood Mac, Prince’a i Pauli Abdul. Jego przepustką do prestiżowego zajęcia był teledysk do bondowskiej piosenki Gladys Knight “Licence to kill”. Kleinman odświeżył formułę, odsyłając do lamusa staroświeckie, tworzone analogowo kolaże Bindera. Korzystając ze zdobyczy techniki cyfrowej, z szacunkiem dla poprzedników, artysta stworzył dzieła imponujące plastyką i dynamiką, na miarę ultranowoczesnego kina akcji z Pierce’em Brosnanem.

Ostatnim – zdawałoby się – dziełem Kleinmana była wspaniała, choć nietypowa czołówka do Casino Royale, w której zrezygnował z tradycyjnych kobiecych kształtów wijących się po ekranie na rzecz stylizowanej męskiej walki wśród karcianej ikonografii. Po raz pierwszy zabrakło też tradycyjnych białych kropek rozpoczynających seans, a widok z lufy po mistrzowsku powiązano z akcją. I choć ta czołówka doskonale korespondowała z konsekwentnym restartem serii, producenci woleli coś bardziej tradycyjnego (przynajmniej na chwilę). Dlatego do Quantum of Solace czołówkę stworzyła firma MK12, posługując się kanoniczną ikonografią bondowską. Kleinman wrócił do tworzenia czołówek przy okazji Skyfall.

Maurice Binder                                         Daniel Kleinman                                       Ben Radatz i Tim Fisher z MK12

Poniżej szybki przegląd wszystkich odtwórców roli Bonda przez lufę ich czołówkowych przeciwników (brak pierwszego “lufowego” Bonda, granego przez kaskadera Boba Simmonsa, którego widzieliśmy w prologach pierwszych trzech filmów). Jak widać, producenci serii dbali, by każdy aktor strzelał w swojej charakterystycznej pozie. Najgorzej wypadł nieszczęsny George Lazenby, który, nie dość, że nosił na głowie fikuśny kapelutek, to jeszcze musiał uklęknąć na prawe kolano by załatwić wroga. Na szczęście zrobił to tylko raz. Dwa razy swoje wejścia nagrywali Roger Moore (zmiana formatu rejestracji z 1,85:1 na 2,35:1) i Daniel Craig (za pierwszym razem widok w lufie był częścią akcji).

A teraz przejdźmy już do szczegółowego, filmowego przedstawienia czołówek do wszystkich oficjalnych filmów o Jamesie Bondzie. Nie uwzględniono tutaj filmów, których producentem nie było EON Productions, czyli telewizyjnej ekranizacji Casino Royale z 1954 roku, parodii Casino Royale z 1967 roku oraz Nigdy nie mów nigdy więcej, remake’u Ognistego pioruna z 1983 roku z Seanem Connerym.

REKLAMA