CZARNE CHMURY. „Ekscelencjo, twój honor na ostrzu twej szpady”
Losy bohaterów nie wzbudzałyby emocji, gdyby nie miały przeciwwagi w postaci wiarygodnych złoczyńców. I tu też udało się wprowadzić ciekawe zróżnicowanie charakterów. Namiestnik Erick von Hollstein (Janusz Zakrzeński, zginął w katastrofie smoleńskiej) to osobowość despotyczna, upajająca się władzą i dążąca za wszelką cenę, by tę władzę utrzymać. Margrabia Karol von Ansbach (Edmund Fetting) to arystokrata próbujący zawsze zachować dobre maniery i trzymać nerwy na wodzy, co wprowadza sporą dawkę niepokoju, bo nie jest łatwo odczytać jego prawdziwe intencje. Kapitan rajtarów Knothe (Maciej Rayzacher) to przykład oficera, który pod pretekstem wykonywania rozkazów potrafi dopuszczać się największych niegodziwości, np. palenia wiosek. Rotmistrz dragonów Zaremba (Stanisław Niwiński) to natomiast człowiek rozdarty między honorem a ambicją, między współczuciem a zawiścią. Jest to postać tak zagrana, że gdy przechodzi przemianę wewnętrzną, jest ona wiarygodna. Do grona wyrazistych czarnych charakterów można jeszcze zaliczyć oberżystę Schulza (Jerzy Nowak), który od pozostałych różni się tym, że nie ma eleganckiego munduru, ale nawet gdyby go miał, wyglądałby jak łajdak zdolny do tego, by sprzedać własną rodzinę.
Cały zespół aktorski to zgrana ekipa i trudno znaleźć jej słabe punkty. Na wyróżnienie zasługuje hetman Jan Sobieski, przyszły król i wybitny wódz, którego rzecz jasna przedstawiono bardzo korzystnie. Mariusz Dmochowski wypadł w tej roli genialnie, ale pomysł na wsadzenie go w kostium tej historycznej postaci nie był nowy. Grał już Sobieskiego w Panu Wołodyjowskim i Przygodach pana Michała, więc gdyby w latach 70. realizowano film o bitwie pod Wiedniem, to Dmochowski zagrałby go jeszcze raz.
Wcześniejsze polskie seriale były na ogół czarno-białe, może z wyjątkiem Chłopów (1972) Jana Rybkowskiego. Andrzej Konic, współreżyser Stawki większej niż życie (1968), otrzymał przy okazji Czarnych chmur możliwość nakręcenia serialu w kolorze. Operator Antoni Wójtowicz filmował akcję między innymi w pokamedulskim klasztorze w Rytwianach, w Puszczy Augustowskiej, gdzie Dowgird ukrywał się przed rajtarami (schował się pod mostkiem, który dziś nazywa się Mostem Dowgirda), w ruinach zamku Tenczyn, gdzie znajdują się filmowe Wilcze Doły, będące kryjówką bandytów i miejscem akcji odbicia zakładników. Natomiast Warszawę udawało stare miasto w Lublinie, bo w przeciwieństwie do warszawskiej starówki nie zostało zniszczone w czasie II wojny światowej.
Ciągła akcja, nawet mimo świetnie napisanych i zagranych postaci, mogłaby zanudzić odbiorcę, gdyby nie przerywano jej spokojniejszymi fragmentami, pozwalającymi odetchnąć od tych wrażeń. Dlatego aby zachować tę równowagę i nie zmęczyć widza, wprowadzono wątki romansowe. Zatrudniono dwie charyzmatyczne aktorki, Annę Seniuk i Elżbietę Starostecką, które są nie tylko obiektami westchnień głównych bohaterów, ale mają silny charakter, niepozwalający im siedzieć z założonymi rękoma, gdy ich partnerzy uczestniczą w niebezpiecznej misji. Motyw zaręczyn dobrze się zgrał z głównym wątkiem – podczas przygotowań do przyjęcia zaręczynowego pułkownik Dowgird zostaje uprowadzony.
Do najciekawszych pomysłów moim zdaniem należy zaliczyć piosenkę komedianta (Włodzimierz Press), której poszczególne frazy trafiają w samo sedno. Stanowią manifest przeciwko niesprawiedliwości i bezzasadnej nienawiści, wyraz żalu i rozgoryczenia wynikających z podstępnych gier politycznych i bezwzględnych porządków uderzających w uczciwych obywateli. Oryginalnym motywem, doskonale osadzonym w fabule, jest również zdemaskowanie intrygi za pomocą sztuki pantomimy. Czasem nie potrzeba słów, by wiele wyrazić, i autorzy tej produkcji doskonale to rozumieli – nie brakuje tu scen, w których liczą się spojrzenia i drobne gesty, a i tak można z nich wiele wyczytać. Bo aktorzy potrafią wyrazić to, co w scenariuszu jest zawarte między słowami.
Czarne chmury świetnie spełniają swoje zadanie – dostarczają rozrywki na wysokim poziomie, bo oprócz licznych przygód pokazują ciekawy wycinek z polskiej historii. Na pewno okiem współczesnego widza trudno oglądać serial całkowicie bezkrytycznie, bo i pojedynki nie zawsze wyglądają przekonująco, a niektóre zbiegi okoliczności mogą razić naiwnością. Bywają też problemy z udźwiękowieniem, szczególnie Fetting mówiący spokojnie i cicho (bo taki jest charakter postaci) nie zawsze jest słyszalny. Natomiast odcinek, w którym bohaterom pomaga nie tylko szlachta, ale nawet mnisi i nawrócony zdrajca, ma w sobie więcej z baśni niż czasów hetmana Sobieskiego. Jednakże w fabule nastawionej na akcję i nieprzerwany ciąg intryg nie są to elementy wpływające negatywnie na odbiór całości. Od premiery minęło już przeszło 46 lat, ale polska telewizja wciąż nie wyprodukowała lepszego serialu przygodowego.