Książka a film #14 – Park Jurajski
Jak sądzicie, ile osób w ogóle wie, że Park Jurajski Stevena Spielberga to adaptacja książki? A jak sądzicie, ile osób wie, jak się nazywał jej autor?
Odpowiedź na oba pytania brzmi – niestety – bardzo mało.
Nikogo nie winię, nie zamierzam się bulwersować. Dla mnie to po prostu osobliwe, ponieważ powieści Michaela Crichtona towarzyszyły mi właściwie od zawsze. Przeczytałam niemal wszystko, co kiedykolwiek wydał, zafascynowana jego inteligencją, przygotowaniem materiałów i umiejętnością dostrzeżenia niebezpieczeństwa w nauce i technologii tam, gdzie nikt inny jeszcze nie widział ryzyka. Jednak próba porozmawiania z kimś na temat jego twórczości kończyła się zawsze klęską. W najlepszym razie ludzie kojarzyli, że „to ten gość od Parku Jurajskiego… ale nic nie czytałem”. Tymczasem Crichton był bardzo popularnym i lubianym pisarzem – jeśli nie w Polsce, to na pewno na świecie. W roku 1995 zdobył swoistego hat tricka – jego książka Zaginiony świat zajmowała pierwsze miejsce na liście bestsellerów, podobnie jak film Kongo i serial Ostry dyżur. Sytuacja powtórzyła się rok później, za sprawą powieści Norton N22, filmu Twister i ponownie Ostrego dyżuru. Nikt nie odniósł podobnego sukcesu – ani Stephen King, ani J. K. Rowling, ani żaden inny pisarz czy reżyser. Jednak to Park Jurajski pozostaje największym osiągnięciem komercyjnym Crichtona, a zarazem rzadkim przypadkiem ekranizacji, która nie trzyma się wprawdzie wiernie literackiego oryginału, ale mimo tych różnic jest równie dobra, co książka.
Steven Spielberg poznał Michaela Crichtona na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Crichton sprzedał właśnie prawa do powieści “Andromeda” znaczy śmierć (ekranizacja nosi tytuł Tajemnica Andromedy) i Spielberg oprowadzał go po studiu Universal. Choć Crichton był nieśmiały i większość czasu milczał, mężczyźni dość szybko się zaprzyjaźnili. Kilka lat później Spielberg w pocie czoła wydzierał z pisarza informacje na temat szykowanej przez niego nowej, tajemniczej książki: Crichton początkowo nie chciał mówić, o czym jest powieść, lecz zaintrygowany Spielberg naciskał i stopniowo wydusił z autora całą historię. Spielberg oświadczył wówczas, że chce ją wyreżyserować, przekonał do pomysłu także studio Universal, które zapłaciło Michaelowi Crichtonowi dwa miliony dolarów za prawa do książki, zanim jeszcze została opublikowana. I choć Spielberg był przekonany, że film odniesie sukces, ani on, ani Crichton nie mógł się spodziewać, że aż tak wielki.
Zasługa w tym niewątpliwie obu mężczyzn. Jeśli chodzi o Crichtona, wszystkie jego książki imponowały wiedzą, erudycją, inteligencją i przenikliwością autora, nawet jeśli niektóre były słabsze warsztatowo. Pisarz interesował się technologią, komputerami, medycyną, zawsze starannie studiował to, o czym zamierzał opowiedzieć (i zawsze zamieszczał obszerną bibliografię), a w powieściach z łatwością przekazywał nabyte informacje tak, by każdy mógł je zrozumieć. W ślepej pogoni za rozwijającą się technologią widział wiele niebezpieczeństw, o których inni w tamtych czasach nie myśleli. Gdy sztuczna inteligencja dopiero się rozwijała, napisał scenariusz do filmu Świat Dzikiego Zachodu, historii o androidach zyskujących świadomość i buntujących się przeciwko człowiekowi (ponad czterdzieści lat później ten pomysł posłużył jako podstawa dla serialu HBO pod tytułem Westworld). Gdy nanotechnologia jeszcze nabierała rozpędu, wydał Rój, książkę przestrzegającą przed nanobotami, które wbrew intencjom naukowców stają się samowystarczalne i wymykają się spod kontroli. I Park Jurajski w podobny sposób przestrzega przed inżynierią genetyczną: wydawałoby się, że to genialny pomysł, by zrekonstruować łańcuch DNA dawno wymarłych zwierząt i odzyskać stracony gatunek. Tymczasem zbytnia wiara w technologię, zbytnia ufność w komputery kontrolujące Park doprowadza do katastrofy, natura ponownie znajduje jakiś sposób, by oszukać człowieka.
Podobne wpisy
Steven Spielberg natomiast zmodyfikował nieco pewne elementy książki, która ma bardziej ponury wydźwięk. John Hammond u Crichtona jest cyniczny, twardy, nieustępliwy i chciwy. Te cechy charakteru Spielberg oddał prawnikowi Donaldowi Gennaro, Hammonda złagodził, dodając mu naiwności i dziecinności. W filmie pojawia się także odrobina romansu; w książce Ellie Sattler z doktorem Alanem Grantem łączyła jedynie sympatia, relacja nauczyciel–student. Poza tym w powieści Henry Wu, którego w filmie widzimy na ekranie tylko przez kilka minut, jest jedną z ważniejszych postaci; doktor Grant uwielbiał dzieci, a Ian Malcolm tchórzliwie uciekł, zamiast odciągnąć uwagę tyranozaura i pomóc Grantowi uratować Tima i Lex. Pominięto niektóre dinozaury (procompy) i epizody, jak na przykład atak pterodaktyli; część z nich wykorzystano przy kolejnych filmach z cyklu. I tak dalej, i tak dalej…
Nie w tym rzecz jednak, by wyliczać drobne jednak różnice między książką a filmem, bo to każdy głupi potrafi zrobić. Dobra ekranizacja to nie taka, która jest bezwzględnie wierna literackiemu oryginałowi – wystarczy wspomnieć chociażby Misery – lecz taka, która zachowuje jego przesłanie i klimat. A w filmie Spielberga jest mnóstwo symboliki; kontrast między czarnym strojem Iana Malcolma i białym Johna Hammonda to akurat myśl Crichtona, lecz Spielbergowi także nie zabrakło pomysłów. Fakt, że pas bezpieczeństwa Alana Granta nie działał, gdy helikopter lądował na Isla Nublar, a naukowiec po prostu się nim przewiązał zamiast go zatrzasnąć, to pierwszy sygnał, że w Parku nic nie działa tak, jak powinno, a po drugie zapowiedź ewolucji dinozaurów, które znajdą sposób, by rozmnażać się poza laboratorium doktora Wu. Podobnie można zinterpretować moment, gdy podczas prezentacji Grant, Sattler i Malcolm uwalniają się od metalowej barierki i po prostu wchodzą do pracowni Wu, a oburzony Gennaro woła „Tak nie wolno!”.
Właśnie dzięki takim momentom – i równie sugestywnym scenom w rodzaju zalanego kodem DNA łba dinozaura bądź majestatycznie opadającej na tyranozaura wstęgi z napisem „When dinosaurs ruled the Earth” – ekranizacja Spielberga pozostaje wierna książce Crichtona.
Pięć lat po wydaniu Parku Jurajskiego ukazał się Zaginiony świat. Początkowo Crichton nie chciał pisać kontynuacji i gdy czytelnicy wysyłali mu listy z pytaniami, czy planuje ciąg dalszy historii, po prostu odpowiadał: “Nie, nie zamierzam do tego wracać”. W miarę upływu czasu zaczął jednak rozważać, jak mógłby wyglądać sequel Parku Jurajskiego. Dla Crichtona, człowieka bardzo ambitnego i lubiącego wyzwania, największą trudnością było to, że kontynuacja musi być taka sama jak pierwsza część i zarazem od niej różna. Mimo to zdecydował się napisać kolejną książkę, a Steven Spielberg ponownie ją zekranizował, tym razem jednak ze zdecydowanie mniejszym powodzeniem, a przyczynę łatwo wskazać – Spielberg bowiem zignorował powieść Crichtona.
Gdy powstawał Park Jurajski, scenariusz pisał Michael Crichton wraz z Davidem Koeppem. Jednak tym razem nikt z autorem powieści się nie konsultował; Spielberg zaczerpnął z Zaginionego świata dwa pomysły – drugą wyspę z dinozaurami oraz scenę z przyczepą wiszącą nad przepaścią – i na tym poprzestał. Większość postaci znikła, część dziwacznie zmieniono lub cechy charakteru scalono w jednego bohatera, natomiast fabuła nijak ma się do tego, co napisał Crichton. A należy zauważyć, że choć druga część jest nieco słabsza od pierwszej i rzeczywiście powtarza pewne motywy, to wciąż bardzo dobra proza. Zresztą Crichton nawet w swoich słabszych książkach nigdy nie napisał niczego tak głupiego, jak dziewczynka nokautująca raptora dzięki gimnastyce sportowej. Nie bez powodu scenariusz Koeppa był nominowany do Złotych Malin…
Od tego momentu produkcje z serii Parku Jurajskiego przestały być ostrzeżeniem przed technologią oraz komputerami, przekształciły się w czystą rozrywkę. Dwa lata temu ukazał się Jurassic World – film, który wyraźnie oddawał hołd pierwszej części serii o dinozaurach, lecz miał niewiele wspólnego z przesłaniem dominującym w twórczości Crichtona. Tymczasem nieco ponad rok temu stacja HBO rozpoczęła emisję serialu Westworld zrealizowanego na podstawie wyreżyserowanego przez pisarza filmu Świat Dzikiego Zachodu z 1973 roku. Twórcy wykorzystali jednak wiele jego pomysłów i z produkcji przebija ostrożność i nieufność Crichtona wobec bezmyślnego podążania za galopującą nauką.
O ile Spielberg był pewny, że Park Jurajski odniesie sukces, o tyle Michael Crichton jeszcze w roku publikacji książki wypowiadał się na jej temat raczej nieśmiało. Cichym, spokojnym głosem tłumaczył, że pomysł na powieść przyszedł mu do głowy, gdy przygotowywał pokój dla swojej wówczas jeszcze nienarodzonej córki Taylor Anne, bo jedyne, co akurat było w sklepach, to zabawki z dinozaurami. Mam nadzieję, mówił, uśmiechając się niepewnie, że książka spodoba się czytelnikom. Był rozbrajający w swojej skromności. Michael Crichton zmarł na raka dokładnie dziewięć lat temu, a Park Jurajski stał się wprawdzie olbrzymim sukcesem jeszcze za jego życia – ale żałuję, że tak rzadko pamięta się dziś o samym Crichtonie, który zapoczątkował przecież całe uniwersum.