Co za dużo, to niezdrowo. Sequele, które ZEPSUŁY wcześniejsze filmy
Spectre
Filmy o Bondzie (Jamesie Bondzie) początkowo tworzyły względne kontynuacje, aby z czasem zwrócić się do dopracowanej przez lata formuły, gdzie każda część stanowi zamkniętą całość. Zmieniło się to wraz z Quantum of Solace, które stanowiło bezpośrednie nawiązanie do poprzednika (film zaczyna się dokładnie wtedy, kiedy kończy Casino Royale), po to tylko, żeby kolejny film – Skyfall – powrócił do formy zamkniętej całości. Dlaczego zatem Sam Mendes podjął decyzję, aby czwarty film z Craigiem spajał fabularnie wszystkie poprzednie? Trudno powiedzieć, ale efekt okazał się wręcz żenujący. Jeśli chcecie sobie koncertowo zepsuć seans jednego z najlepszych filmów akcji XXI wieku (Casino Royale oczywiście), pomyślcie, że za wszystkim tym stał Hans Landa Blofeld, który stworzył wielką, złą organizację, bo był zazdrosny.
X-Men: Apocalypse
Seria filmów o X-Men rządzi się swoimi prawami i nieścisłości fabularne pomiędzy nimi oraz dublujące się postaci trwale wpisały się w jej stylistykę. Są rzeczy, na które oko można przymknąć, ale czasami czara goryczy zostaje przepełniona przez pozornie nieważne niedopatrzenia. X-Men: Apocalypse to przede wszystkim film źle napisany, pokracznie kopiujący motywy i elementy z poprzednich części, w absurdalny sposób wykorzystujący znane z poprzednich odsłon postaci i próbujący nam wmówić, że bez Apocalypse’a Charles Xavier nigdy by nie wyłysiał. Wszystko to jednak nic wobec rozpalającego wyobraźnie zakończenia Przeszłości, która nadejdzie. Film kończy się bowiem sceną, w której zmienione kontinuum sprawia, że Logan nie trafia do generała Strykera, ale prosto w ręce Mystique. Apocalypse nie tylko nie stara się nawet poruszyć tego wątku, ale spuszcza go w… na drzewo, pokazując Rosomaka ponownie uwięzionego w bazie Strykera.
Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara
Podobne wpisy
Trylogia Piratów z Karaibów Gore’a Verbinskiego to wielkie, zapierające dech w piersiach widowisko pełne humoru, przygody, niecodziennych scen akcji i urzekających pomysłów. Niestety, Disney postanowił doić tę krowę dalej i w konsekwencji powstała czwarta, nudna i nieciekawa część, która jednak przypominała bardziej spin-off o przygodach Jacka Sparrowa i jako taka nie była dla trylogii groźna. Problem pojawia się dopiero w części piątej, bezpośrednio nawiązującej do wątków oryginału. W ten sposób wracamy do jakże pięknego wątku Elizabeth i Willa, aby w Zemście Salazara pozbawić go pierwotnego romantyzmu.
Toy Story 4
Pozytywne niespodzianki w postaci Creeda: Narodziny legendy czy Blade Runner 2049 nie zmieniły mojego nastawienia. Pewnych historii już się nie rusza. Pewne postaci dostały swoje zakończenie. Za każdym razem, kiedy wracam do Toy Story 3, wiem, że nie piszę się tylko (aż!) na kolejną znakomitą przygodę z bohaterami, których kocham, ale też na niezwykle mądre, pełne sentymentu i szczerego wzruszenia pożegnanie. Zawsze doprowadzająca mnie do łez scena na wysypisku, a następnie przekazanie zabawek kolejnemu pokoleniu, to finał drogi. Dalszej części nie chce widzieć i na ten moment nie mogę sobie wyobrazić. Pixar już teraz igra z moimi uczuciami i nie będę czekał do premiery Toy Story 4, żeby im to wypomnieć!
——
Nie, nie będzie tutaj Gwiezdnych wojen Disneya. To cudowne filmy!