search
REKLAMA
Kino klasy Z

CLOWNTERGEIST i CIRCUS KANE. Pierwsi naśladowcy „Tego”

Jarosław Kowal

19 września 2017

Filmorg - grafika zastępcza - logo portalu.
REKLAMA

Christopher Ray, autor drugiego premierowego koszmaru coraz gorzej zarabiających cyrkowców, ma bez porównania większe doświadczenie, które zbierał, przede wszystkim współpracując z niesławnym studiem The Asylum. Dla nich stworzył między innymi mockbuster Thor wszechmogący, Dwugłowy oraz Trójgłowy rekin atakuje czy Mercenaries – żeńską wersję Niezniszczalnych z Brigitte Nielsen oraz Cynthią Rothrock w obsadzie. Jego najnowsze przedsięwzięcie zrealizowano poza znienawidzonym przez Hollywood studiem i wyraźnie da się to odczuć.

Nie znam powodów rozstania Raya z The Asylum, ale można podejrzewać, że poszło o ambicje, bo chociaż Circus Kane jest niewątpliwie „złym filmem”, to ogląda się go zdecydowanie lepiej niż nastawione na szybki zarobek mockbustery. Mamy tu trochę przemocy rodem z Czarownika z Gore albo 31, trochę horrorowej samoświadomości w stylu Krzyku i sporo brutalnego reality show przypominającego Kolobos, Scare Campaign czy nawet Halloween: Powrót (ten, gdzie Busta Rhymes pokonuje Michaela Myersa ciosem „karate”). Scenariusz jest co najwyżej średni, po raz kolejny mamy do czynienia ze zlepkiem doskonale znanych klisz i ponownie jest to połączenie, na które można przymknąć oko, tym bardziej że rekompensują je bardzo przyzwoite, sprawiające dużą satysfakcję sceny uśmiercania kolejnych postaci. Bezdyskusyjnie właśnie w tym tkwi największa siła Circus Kane.

Syn Freda Olena Raya – żywej legendy kina klasy Z, twórcy między innymi Hollywoodzkich dziwek uzbrojonych w piły łańcuchowe czy Śmierci z kosmosu – zadbał o przekonującą charakteryzację, przyzwoite efekty specjalne i dialogi, które nie przeszkadzają akcji. Podejrzewam nawet, że niedzielny odbiorca horrorów momentami może odczuć strach lub przynajmniej niepokój, ale do pełni szczęścia brakuje właściwego tempa. Tytułowy Balthazar Kane to wystarczająco charyzmatyczna postać, aby oczekiwać jego powrotu, tylko dlaczego musi oddawać się aż tak długim monologom, zanim przystąpi do dzieła? Odpowiedź jest oczywista – jakoś trzeba dociągnąć do pełnego metrażu, a pomysły zmieściły się na kilku stronach scenariusza.

Obydwa nowe horrory celujące w słabość koulrofobów są ciekawsze, niż można było się spodziewać po marketingu żerującym na popularności To. W obydwu wyraźnie czuć pasję i szczerą miłość do kina grozy, ale braki budżetowe nie pozwoliły ich twórcom wydobyć pełnego potencjału. Stąd ujednolicona, średnia ocena i stanowcze zalecenie, aby zarówno po Clowntergeist, jak i Circus Kane sięgali wyłącznie pasjonaci „złego” filmu, świadomi immanentnych dla tej konwencji wad. Nie będą to może najlepiej zagospodarowane trzy godziny życia, ale jako terapia relaksacyjna po ciężkim dniu pracy sprawdzą się idealnie.

korekta: Kornelia Farynowska

https://youtu.be/pPEZ6YbqbxQ

REKLAMA