THE CLOVEHITCH KILLER. Więzy rodzinne, czyli historia MORDERCY z sąsiedztwa

Uwaga! Tekst zdradza szczegóły fabuły filmu!
Bywają takie filmy, w których najmniejsza wada powoduję, że nie chcę tracić na nie więcej czasu. Bywają też takie, w przypadku których mogę przymknąć oko na pewne niedoskonałości. Nawet jeśli są one dość liczne.
Podstawowym problemem, jaki miałam z ocenieniem filmu The Clovehitch Killer, był fakt, iż jest to film kinowy. No właśnie… jako zwykły telewizyjniak, taki do obejrzenia wieczorem, w salonie na sofie – spełnia większość moich wymagań. Gdybym jednak miała zapłacić za seans kinowy wtedy niestety byłabym zawiedziona. I to bardzo. Bo jak na film kinowy – jest dość marnie. Przymknę jednak na to oko i na potrzeby tej recenzji umówmy się, że film ten potraktuję jako „telewizyjniak”.
Podobne wpisy
The Clovehitch Killer w reżyserii Duncana Skilesa to kolejna już opowieść o seryjnym mordercy z porządnego, rodzinnego, katolickiego, amerykańskiego domu. Historia opowiedziana z perspektywy jego syna Tylera (Charlie Plummer). I choć oczywiście nie wszystko powiedziane jest wprost od samego początku, to myślę, że widz bardzo szybko zorientuje się kto jest wspomnianym w pierwszych minutach filmu seryjnym mordercą, który zakończył swą działalność dekadę temu. Ale może po kolei: mamy przyjemność poznać idealną, kochającą się, wierną zasadom i boskim przykazaniom rodzinę Tylera: jego bogobojną i zdyscyplinowaną matkę Cindy (Samantha Mathis), sparaliżowanego wujka Rudyego (Mark Nash), siostrzyczkę Sussie (Brenna Sherman) oraz będącego jednocześnie jego zastępowym -ojca Dona (Dylan McDermott). Reżyser nie bawi się w zbędne przedłużanie – akcja w jego film rozwija się już na początku – kiedy Tyler podkrada ojcu samochód, by móc spędzić czas z dziewczyną, ta między fotelami znajduję fotografię związanej kobiety.
Jak łatwo przewidzieć, oskarża o to Tylera i jak przystało na typową nastolatkę rozpowiada o tym znajomym. Chłopak od tej pory ma, mówiąc kolokwialnie, przechlapane w szkole. A że Skiles, a może raczej scenarzysta (Christopher Ford) nie kryją się ze swoim zamiłowaniem do spraw stereotypowych, to w otoczeniu Tylera pojawia się rudowłosa outsiderka, również ofiara plotki, odrzucona przez rówieśników Kassi (Madisen Beaty). Wcześniej jednak Tyler postanawia naruszyć prywatność swojego ojca i włamuje się do szopy, do której nikt poza Donem nie miał prawa wstępu. Nikogo chyba nie dziwi, że ojciec skrywa tam swoje tajemnice, którymi są BDSM-owe pisemka pornograficzne dla miłośników wiązań i kneblowania, oraz kolejna fotografia związanej kobiety. Kiedy Don dowiaduje się o występku syna, zaprasza go na męską rozmowę o seksie, złych myślach i dojrzewaniu. Zaczyna przy tym niezbyt udolnie wchodzić w rolę zakłopotanego ową tematyką, a jednocześnie dość wyrozumiałego i wyluzowanego ojca.
Tyler i Kassie zaczynają współpracować, a ich wspólnym celem jest dowiedzenie się kim jest słynny sprzed 10 laty węźlarz i czy faktycznie jest nim idealny i bogobojny dowódca skautów, ojciec Tylera. Na odkryciu tajemniczego pudła w szopie się nie kończy. Okazuje się, że Don ma osobne pomieszczenie, w którym tego typu atrakcji jest jeszcze więcej, a wśród grafik przedstawiających narzędzia „tortur” czy metody wiązania znajdują się też dowody osobiste jego ofiar. Odpowiedź na pytanie, czy Don jest węźlarzem staje się oczywista. Ale czy aby na pewno? Reżyser, który ku mojemu niezadowoleniu, jak ognia unika pokazania nawet najmniejszej brutalności i przemocy (no, może troszkę pod koniec) zamiast tego, przy pomocy postaci Dona bawi się z nami w kotka i myszkę. Bo Don to mistrz manipulacji. A sztuczki, jakie stosuje mącą w umyśle nie tylko Tylera, ale i widzów.
Don po raz kolejny odkrywa, że syn naruszył jego prywatność. Zabiera go na ojcowsko-synowską wycieczkę, której celem jest polowanie. W scenie tej mamy do czynienia ze stosowanym często, a mimo to bardzo ciekawym i adekwatnym ruchem kamery. Don idzie za synem z bronią, a na pierwszym planie na zbliżeniu widzimy strzelbę. Efekt ten sprawia, że napięcie, które odczuwamy staje się jeszcze silniejsze: zastrzeli syna czy nie? W tym momencie większość widzów nie ma już wątpliwości- Don jest tym słynnym mordercą. Lecz i tu niespodzianka. Scena polowania zmienia się nagle w pogawędkę, w której Don wyjawia synowi prawdę. Mordercą jest wujek Rudy. Trudno jednoznacznie osądzić czy w tym momencie Tyler wątpi w to, co przez tyle dni układało się w jego głowie w logiczną całość czy wręcz przeciwnie – doskonale zdaje sobie sprawę z kłamstwa ojca, ale jest zbyt nieśmiały, by coś powiedzieć. A razem z Tylerem wątpi też widz. I znów reżyser stosuję swą zagrywkę – bo oto na twarzy Dona zmuszonego przez syna do spalenia wszystkich dowodów jawi się nutka żalu i zadumy – czyżby czuł, że traci coś, co ma dla niego duża wartość? Notabene to bardzo króciutka, ale niezwykle ważna, chociaż niepozorna scena.