UJRZAŁEM DIABŁA. Obowiązkowa pozycja dla fanów brutalnych thrillerów
Tekst z archiwum Film.org.pl
Kiedy na festiwalu w Cannes w 2003 roku Park Chan-Wook odbierał nagrodę Grand Prix za Oldboya z rąk samego Quentina Tarantino, nikt nie przewidywał jeszcze, że odtąd stolica thrillera przeniesie się z kraju hamburgerów do Korei Południowej. Prawda, niedługo potem powstały w USA dwa doskonałe dzieła tego gatunku, ale zarówno Zodiak Davida Finchera, jak i No Country for Old Men braci Coen to filmy nie do końca reprezentatywne jako thriller, gdyż pełne są elementów nieobecnych zwykle w tego typu obrazach. Następne lata przyniosły ze sobą kolejne doskonałe dreszczowce z demokratycznej Korei. Skonstruowany na modłę greckiej tragedii Pan Zemsta, groteskowa i efektowna Pani Zemsta, zjawiskowe Memories of Murder czy niezwykle oryginalny The Chaser stanowiły doskonałą odskocznię od wypranej formuły znanej zachodnim widzom. Najnowszym filmem z tej samej “matki” jest zrealizowany w 2010 roku I Saw the Devil w reżyserii Kim Ji-Woon’a.
Film to opowieść o dwóch mężczyznach. Kyung-chul jest psychopatycznym mordercą, który zabija dla samej tylko przyjemności. Porywa młode kobiety i dziewczyny, po czym zadaje im niewyobrażalny ból, m.in. pozbawiając je po kolei kończyn. Od dłuższego czasu w poszukiwanie mordercy zaangażowana jest policja, jednak zwyrodnialec pozostaje nieuchwytny. Joo-yeon, córka byłego komendanta policji i narzeczona rządowego agenta, zostaje pewnej nocy porwana i brutalnie zamordowana przez Kyung-chula. Jej narzeczony, Soo-Hyun, natychmiast po pochówku dziewczyny postanawia ustalić jego tożsamość i ukarać sprawcę na własną rękę. Obiecuje sobie i zamordowanej, że zrobi wszystko, co w jego mocy, aby zadać oprawcy ukochanej po tysiąckroć więcej bólu, niż doświadczyła jego narzeczona. Nawet jeśli będzie to oznaczało całkowite zatracenie się w zemście… Kyung-chul zostaje szybko namierzony i od teraz to on będzie ofiarą w grze, którą rozpocznie z nim agent.
Zanim przejdę do meritum, muszę powiedzieć słowo na temat samej otoczki wokół tej kontrowersyjnej produkcji. A ta jest bardzo gęsta. Koreańska komisja przyznająca rating produkcjom z tego kraju zażądała od Kima wycięcia najbrutalniejszych scen i dopiero w takiej formie film miałby trafić na ekrany kin i do dystrybucji wideo. Reżyser postawił jednak na swoim, w związku z czym… zakazano wyświetlania filmu na srebrnym ekranie. Niemniej jednak, jako wielki fan kina azjatyckiego, korzystając z dobrodziejstw techniki doby obecnej (niezły kit), miałem przyjemność zapoznać się z tą „zakazaną” produkcją. I muszę przyznać, że prawie dwie i pół godziny seansu zrobiło na mnie duże, pozytywne wrażenie.
Osią filmu są relacje na linii Kyung-chul – Soo-Hyun, w których to co i raz zmienia się perspektywa ścigający/ścigany oraz oprawca/ofiara. Na poziomie idei film ten mierzy się z zagadnieniem zemsty, traktuje o jej stadiach, drogach, przez które prowadzi, oraz jej konsekwencjach. Będę szczery i powiem bez ogródek, że film Kima nie omawia tych zagadnień w sposób bardzo oryginalny czy odkrywczy. Więcej, dla osób, które już jadły chleb z pieca Park Chan-Wooka (Pan Zemsta, Oldboy, Pani Zemsta), będzie to temat dość wtórny. Jednak to, co ma najlepszego I Saw the Devil do zaoferowania, to konstrukcja jako thriller oraz służąca budowaniu klimatu historii wymyślna przemoc. Zmiana perspektyw, o których wyżej wspominałem, wyszła bardzo sprawnie i oryginalnie. I tak jak The Chaser wyróżniał motyw ze schwytaniem mordercy na samym początku i szukaniu przeciw niemu dowodów, tak tutaj stosunek prześladowca-ofiara również przedstawiony jest w sposób świeży i angażujący widza. Ciekaw jestem, ile amerykańskich produkcji będzie się w przyszłości starało zastosować podobne rozwiązanie.
Przemoc w filmie to nie tylko same sceny zadawania bólu, ale przede wszystkim ogólna panorama podmiejskich realiów. Dodajmy, że realiów mocno hiperbolizowanych. Tutaj w każdym przydrożnym domu mogą gnieździć się sadystyczni psychopaci, którzy na świeże powietrze wychodzą tylko po to, aby pozbyć się ciał i odzieży swoich ofiar. Koreańscy taksiarze to także nieźli popaprańcy, czyhający tylko, aby zadźgać klienta i wrzucić ciało do bagażnika. I tutaj prawdopodobnie leży powód, dla którego obraz został zakazany przez koreańską komisję przyznającą rating filmom. Co nie znaczy, że “przemoc interpersonalna” jest tutaj marginalna. Co to to nie. Odcinanie kończyn, podcinanie ścięgien, przebijanie rąk śrubokrętem, zmuszanie do seksu oralnego, masakrowanie twarzy hantelką czy dźganie ofiary przez dwie minuty to zdecydowanie najwyższa półka ekranowej naturalistycznej przemocy. Jednak osoby, które podobne koreańskie obrazy oglądały, nie będą w aż tak dużym szoku jak ci, dla których będzie to dziewicze spotkanie z azjatycką brutalizacją.
Uwagę zwracają świetne kreacje aktorskie. Choi Min-Sik (tytułowy Oldboy w filmie Park Chan-Wooka) w roli psychopaty bez poczucia humoru sprawdza się doskonale. Aktor gra z pełnym poświęceniem i ekspresją, do której przyzwyczaił we wspomnianym Oldboyu czy Pani Zemście. Jego nowe wcielenie to postać, której za nic nie chcielibyście spotkać samemu na ulicy, zwłaszcza panie. Prześladujący go Soo-Hyun w interpretacji Lee Byung-Hun’a to postać skrajnie zdeterminowana, o żelaznej psychice i sile fizycznej, jak na agenta rządowego przystało. Lee nie kreuje jednak tylko zimnego mściciela, lecz człowieka, którym co chwilę targają emocje. Jego Soo-Hyun z czasem dojrzewa, dochodzi do przykrych dla siebie wniosków. Także bardzo dobra rola. Na drugim i trzecim planie znalazło się miejsce dla kilku ciekawych postaci, jednak w zamyśle scenarzysty nie mają one aż takiego wpływu na wydźwięk przedstawianej historii jak omawiana dwójka. Niemniej aktorski weteran Jeon Kuk-Hwan wyciska ze swojej małej rólki maksimum.
Film cechuje wysoki poziom realizacyjny. Nie uświadczymy tutaj na szczęście “bourne’owego” montażu czy szalejącej w dłoniach operatora kamery. Krótkie, dynamiczne ujęcia, bardzo sprawny montaż i mnóstwo ciekawie zrealizowanych scen (rozmowa mordercy z dziewczyną w furgonetce, pościg w szklarni, walka w korytarzu, taxi) składają się na bardzo wysoką ocenę tego elementu. Muzyka bardzo dobrze ilustruje wydarzenia na ekranie, jednak bez nieczystych zagrań w postaci manipulowania emocjami widza. I za to plus.
I Saw the Devil jest swoistą wypadkową swoich wielkich, aczkolwiek różnych, poprzedników w tym gatunku. Ciekawy scenariusz, kilka oryginalnych patentów, charyzmatyczni i niejednoznaczni bohaterowie oraz bardzo sprawna realizacja. Szkoda tylko, że kulminacja troszeczkę rozczarowuje, pozostawiając nas z goryczą jednego z bohaterów, zamiast z potężnym kopem w twarz. Niemniej jest to pozycja, z którą wszyscy fani thrillerów, brutalnych historii czy po prostu oryginalnego kina powinni się zapoznać. Jeśli jest to Twój pierwszy koreański film o tej tematyce, możesz do oceny końcowej śmiało dodać jedno oczko.