Ciasto brzoskwiniowe o smaku OLDBOYA. 5 najlepszych ról JOSHA BROLINA
3. Llewelyn Moss, To nie jest kraj dla starych ludzi (2007), reż Joel i Ethan Coenowie
Bracia Coen zwykle mają talent do dobierania aktorów. Zwykle, bo np. rola Josha Brolina w Ave, Cezar!, podobnie jak sam film, została rozdęta pseudoartystyczną formą aż do granic zdrowego rozsądku. W przypadku postaci Llewelyna Mossa jest bez porównania lepiej. Generalnie Brolin jest „u siebie”, a więc nie gra postaci kryształowo czystej, a wręcz przeciwnie. Dla znalezionych brudnych pieniędzy zrobi wszystko, poświęci nawet bliskich. Tylko że jak to u Coenów bywa, to, co w postaci odgrywanej przez Brolina złe, na tle wcielonego mroku spersonifikowanego jako Anton Chigurh (Javier Bardem) wydaje się etyczną mrzonką. Zły Moss musi więc przemienić się w zagubionego, a może stać go również na ludzkie odruchy, tyle że sytuacja i pokusa stania się kimś innym chwilowo wymusiły na nim tzw. złe zachowanie. Josh Brolin jako Llewelyn nie jest jednowymiarowy. Ma jako charakter mnóstwo wartych zrozumienia aspektów. Czasem jest sukinsynem, czasem bohaterem, niekiedy tchórzem, ale zawsze kimś wiarygodnie przedstawionym w fikcyjnej przecież opowieści.
2. Frank, Długi, wrześniowy weekend (2013), reż. Jason Reitman
Nie podejrzewałem Brolina o umiejętność bycia czułym amantem, dopóki nie obejrzałem tego filmu. Z początku odniosłem się do całości z wyraźną rezerwą. Mimo że sprawdziły się moje domysły i niczego nowego, jeśli chodzi o motywy, tematy i ideę, w produkcji Reitmana nie zobaczyłem, to jednak w nieco odmiennym świetle widzę od tamtego czasu Josha Brolina. Umieszczając tę jego rolę aż na drugim miejscu wśród wszystkich, wziąłem pod uwagę właśnie ową emocjonalność tego aktora wtłoczonego w role niedostępnych, często złych twardzieli. Wraz z Kate Winslet wyśmienicie potrafi zająć się brzoskwiniowym ciastem, a jako przestępca i uciekinier w jednym staje się domatorem pilnującym domowego ogniska jak wierny pies. Tyle twarzy ma Josh, że w sumie się nie dziwię, iż jego skomplikowana natura człowieka, a nie aktora, zaprowadziła go aż na odwyk. Stało się to właśnie niedługo po zagraniu roli Franka w Długim, wrześniowym weekendzie. Nie dopatruję się tu oczywiście żadnego związku. Tak się tylko jakoś złożyło, że Josh okazał uczucia jako Frank i udało mu się przy okazji zlitować nad sobą.
1. Joe Doucett, Oldboy. Zemsta jest cierpliwa (2013), reż. Spike Lee
Film miał być kontrowersyjny, bo wyszedł spod ręki takiegoż reżysera. Tak się jednak nie stało. Gdyby nie aktorska postawa Brolina, można by mówić o nieco sztampowej i na pewno gorszej wersji historii niż ta zrealizowana w 2003 roku przez Chan-wook Parka. A tak przynajmniej nie powinno się mówić o zupełnej klapie. Nowa wersja Oldboya trzyma w napięciu i jest wartościowa ze względu na charakter roli Brolina. Aktor należycie w ramach standardów amerykańskich, nieco upraszczających widzenie rzeczywistości etycznej, ukazał, jak mocno na ludzkim życiu zaważa poczucie winy oraz jak ciężką do zniesienia karę można sobie samemu wymierzyć. Za co? Tego momentu historii akurat nie zaspoileruję ze względu na tych wszystkich, którzy jeszcze nie widzieli Oldboya. Napiszę tylko, że pokrętność ślepej zemsty poszła tak daleko, iż stała się nie tylko bezsensowna, ale też po prostu nielogiczna. Tak abstrakcyjna historia może być tylko fikcyjna, na szczęście, bo gdyby wydarzyła się naprawdę, nie sądzę, by jej główny bohater z własnej woli zdecydował się na powrót do swojego unikatowego więzienia za brylanty. Josh Brolin wyszedł na specjalistę od wstrząsających alegorii i kropka.