CHAMBERS. Gdzie KULT spotyka CARRIE, a UMA THURMAN to samo dobro
Uma Thurman to aktorka, która nie potrafi mi się przejeść. Raz, że zawsze dobrze patrzy się na jej wersje silnych bohaterek (bo choć jest w nich powtarzalna, to jednak zawsze urzekająco szczera), dwa, że ostatnio na tyle uważnie dobiera sobie role, iż jest na ekranie raczej rzadziej niż częściej. W związku z powyższym zaintrygowała mnie wiadomość, że aktorka będzie sygnować swoim nazwiskiem nowy serial platformy Netflix. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że jej rola okaże się głównym, trudnym do podważenia atutem serialu Chambers.
Z początku jednak było ich znacznie więcej. Chambers przyciągnął moją uwagę wyjątkowo ciekawym pomysłem wyjściowym, lokującym produkcję nadzorowaną przez Leah Rachel w kategorii młodzieżowego horroru. Dzięki transplantacji serca młoda dziewczyna dostaje nowe życie. Wkrótce jednak zaczyna dostrzegać, że to, co czuje, to, co widzi, i to, o czym myśli, nie należy do jej sfery emocjonalnej. Mówiąc w skrócie – serce, które ma w sobie, zagnieździło się w niej wraz z osobowością jego poprzedniej właścicielki. Bohaterka za wszelką cenę chce wyjaśnić okoliczności jej śmierci. Na drodze staje jej jednak rodzinna tajemnica.
Na rozkaz serca – ten właśnie film z 1992, z Valem Kilmerem w roli głównej, przyszedł mi na myśl podczas seansu Chambers. Dlaczego? Nie chodzi bynajmniej o rodzaj zagadki, którą trzeba rozwiązać, a raczej o tło, na jakim została ona nakreślona. Oba te filmy w sposób dość wyraźny i ciekawy wykorzystują kulturę Indian do nadania historii odpowiedniej barwy. Przywoływanie dawnych rytuałów czerwonoskórych to jednak niejedyne aspekty fabuły Chambers, które sprawiają, że zaprezentowana w serialu groza ma charakter spirytualny. Niebagatelną rolę w historii odgrywa bowiem New Age, wykorzystany zarówno jako forma radzenia sobie z traumą z przeszłości, jak i narzędzie do wywierania społecznej presji.
Mając w pamięci rolę Tony’ego Goldwyna w Uwierz w ducha, czułem w kościach, że jego rola w Chambers zwiastuje wyjście na jaw wielu rodzinnych brudów. W istocie finał niezależnego śledztwa prowadzonego przez bohaterkę przeraża nie tyle sposobem przedstawienia, ile samym założeniem. Chambers w tym aspekcie lokuje się blisko znamienitego Kultu, gdyż sekciarstwo jest tutaj czymś bardzo trudno dostrzegalnym, niestanowiącym zagrożenia aż do momentu, w którym zdjęte zostaną maski. Tym jednak, którym cała ta metafizyczna otoczka może nie do końca pasować, polecam psychoanalityczną interpretację tej historii; zgodnie z nią wszystko, co dzieje się w głowie bohaterki, jest metaforą silnej nerwicy, wywołanej rozłąką z matką i niedopasowaniem społecznym. W tym (i w innym) aspekcie Chambers przypomina pamiętną Carrie.
W czym tkwi zatem problem Chambers i dlaczego akurat grę Umy Thurman uznałem za niepodważalny atut serialu? Podczas seansu kolejnych odcinków da się odczuć, że scenarzyści ewidentnie pogubili się w połowie swojej pracy. Pierwsze cztery odcinki wciągają i intrygują, zarówno klimatem (podkreślanym spokojną muzyką), jak i otaczającą historię tajemnicą. W miarę postępu działań bohaterki da się zauważyć, że nie bardzo wiedziano, w jaki sposób atrakcyjnie zająć jej czas aż do kulminacyjnych dwóch ostatnich odcinków. Był pomysł, jak tę historię zacząć i jak ją skończyć, ale nie było pomysłu, jak ją rozwinąć. Przez to właśnie końcowy cliffhanger, miast zachęcać do pozostania z tytułem do drugiego sezonu, jawi się jako rozpaczliwa wolta, rzucona na koniec w ramach rekompensaty za monotematyczne, nużące epizody.
Są w Chambers także pomniejsze perełki, które na chwilę pozbawiają całość aury przeciętności. Wcielający się w Big Franka, wujka głównej bohaterki, Marcus LaVoi to swoisty mistrz drugiego planu. Niby zawodowo zajmuje się sprzedażą akwariowych rybek, ale ma przy tym wielkie ciało i jeszcze większego ducha – budowanego niełatwą przeszłością. To twardziel, który nie wstydzi się uronić łzy wówczas, gdy los wrzuca mu na plecy zbyt duży ciężar. Podobnie ma się sprawa z Umą Thurman – dawno nie widziałem tak przejmująco nakreślonego oblicza przeżywanej traumy po stracie dziecka. Dla tych właśnie postaci warto przyjrzeć się problemom serialowych nastolatków, z trudem radzących sobie z demonami przeszłości.