search
REKLAMA
Seriale TV

CHAMBERS. Gdzie KULT spotyka CARRIE, a UMA THURMAN to samo dobro

Jakub Piwoński

26 czerwca 2019

REKLAMA

Uma Thurman to aktorka, która nie potrafi mi się przejeść. Raz, że zawsze dobrze patrzy się na jej wersje silnych bohaterek (bo choć jest w nich powtarzalna, to jednak zawsze urzekająco szczera), dwa, że ostatnio na tyle uważnie dobiera sobie role, iż jest na ekranie raczej rzadziej niż częściej. W związku z powyższym zaintrygowała mnie wiadomość, że aktorka będzie sygnować swoim nazwiskiem nowy serial platformy Netflix. Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że jej rola okaże się głównym, trudnym do podważenia atutem serialu Chambers.

Z początku jednak było ich znacznie więcej. Chambers przyciągnął moją uwagę wyjątkowo ciekawym pomysłem wyjściowym, lokującym produkcję nadzorowaną przez Leah Rachel w kategorii młodzieżowego horroru. Dzięki transplantacji serca młoda dziewczyna dostaje nowe życie. Wkrótce jednak zaczyna dostrzegać, że to, co czuje, to, co widzi, i to, o czym myśli, nie należy do jej sfery emocjonalnej. Mówiąc w skrócie – serce, które ma w sobie, zagnieździło się w niej wraz z osobowością jego poprzedniej właścicielki. Bohaterka za wszelką cenę chce wyjaśnić okoliczności jej śmierci. Na drodze staje jej jednak rodzinna tajemnica.

Na rozkaz serca – ten właśnie film z 1992, z Valem Kilmerem w roli głównej, przyszedł mi na myśl podczas seansu Chambers. Dlaczego? Nie chodzi bynajmniej o rodzaj zagadki, którą trzeba rozwiązać, a raczej o tło, na jakim została ona nakreślona. Oba te filmy w sposób dość wyraźny i ciekawy wykorzystują kulturę Indian do nadania historii odpowiedniej barwy. Przywoływanie dawnych rytuałów czerwonoskórych to jednak niejedyne aspekty fabuły Chambers, które sprawiają, że zaprezentowana w serialu groza ma charakter spirytualny. Niebagatelną rolę w historii odgrywa bowiem New Age, wykorzystany zarówno jako forma radzenia sobie z traumą z przeszłości, jak i narzędzie do wywierania społecznej presji.

Mając w pamięci rolę Tony’ego Goldwyna w Uwierz w ducha, czułem w kościach, że jego rola w Chambers zwiastuje wyjście na jaw wielu rodzinnych brudów. W istocie finał niezależnego śledztwa prowadzonego przez bohaterkę przeraża nie tyle sposobem przedstawienia, ile samym założeniem. Chambers w tym aspekcie lokuje się blisko znamienitego Kultu, gdyż sekciarstwo jest tutaj czymś bardzo trudno dostrzegalnym, niestanowiącym zagrożenia aż do momentu, w którym zdjęte zostaną maski. Tym jednak, którym cała ta metafizyczna otoczka może nie do końca pasować, polecam psychoanalityczną interpretację tej historii; zgodnie z nią wszystko, co dzieje się w głowie bohaterki, jest metaforą silnej nerwicy, wywołanej rozłąką z matką i niedopasowaniem społecznym. W tym (i w innym) aspekcie Chambers przypomina pamiętną Carrie.

W czym tkwi zatem problem Chambers i dlaczego akurat grę Umy Thurman uznałem za niepodważalny atut serialu? Podczas seansu kolejnych odcinków da się odczuć, że scenarzyści ewidentnie pogubili się w połowie swojej pracy. Pierwsze cztery odcinki wciągają i intrygują, zarówno klimatem (podkreślanym spokojną muzyką), jak i otaczającą historię tajemnicą. W miarę postępu działań bohaterki da się zauważyć, że nie bardzo wiedziano, w jaki sposób atrakcyjnie zająć jej czas aż do kulminacyjnych dwóch ostatnich odcinków. Był pomysł, jak tę historię zacząć i jak ją skończyć, ale nie było pomysłu, jak ją rozwinąć. Przez to właśnie końcowy cliffhanger, miast zachęcać do pozostania z tytułem do drugiego sezonu, jawi się jako rozpaczliwa wolta, rzucona na koniec w ramach rekompensaty za monotematyczne, nużące epizody. 

Są w Chambers także pomniejsze perełki, które na chwilę pozbawiają całość aury przeciętności. Wcielający się w Big Franka, wujka głównej bohaterki, Marcus LaVoi to swoisty mistrz drugiego planu. Niby zawodowo zajmuje się sprzedażą akwariowych rybek, ale ma przy tym wielkie ciało i jeszcze większego ducha – budowanego niełatwą przeszłością. To twardziel, który nie wstydzi się uronić łzy wówczas, gdy los wrzuca mu na plecy zbyt duży ciężar. Podobnie ma się sprawa z Umą Thurman – dawno nie widziałem tak przejmująco nakreślonego oblicza przeżywanej traumy po stracie dziecka. Dla tych właśnie postaci warto przyjrzeć się problemom serialowych nastolatków, z trudem radzących sobie z demonami przeszłości.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA