Celine i Jesse powracają
Są takie filmy, które potrafią wiele zmienić w życiu. Czasem chodzi o priorytety, czasem o definicje wolności, miłości, rozczarowania, bez względu na to, z jak dużych liter jest to pisane. Jednym z takich filmów jest na pewno „Przed wschodem słońca” Richarda Linklatera i wie to każdy, kto obejrzał przypadkowe spotkanie Jessego i Celine i ich wędrówkę po Wiedniu – mając lat kilkanaście (w 1995 roku) robiło to kolosalne wrażenie, serio. Bo Celine była zjawiskowa, perfekcyjna, a Jesse miał zajebistą kurtkę i odpowiednią nonszalancję. I każdy chciałby przeżyć to, co oni: w takim miejscu, w podobnym klimacie, przegadując dzień i noc. Innymi słowy Linklater stworzył idealną definicję romantyzmu, który raz że jest naturalny, nieprzesadzony, a dwa – zwyczajnie inspirujący.
Po 10 latach, w 2005 roku, Ethan Hawke i Julie Delpy powrócili do swych postaci i po raz kolejny wyszło niesamowicie: spotkanie po latach dojrzalszych, bardziej doświadczonych ludzi. I znowu: wędrówka tym razem po Paryżu, znów ten przegadany klimat. Nastoletni romantyzm zastąpiono, co jasne, erotycznym napięciem, a ostatnia scena z kręceniem obrączki na palcu pozostawiła całość w intrygującym zawieszeniu. „Before Sunset” był idealnym sequelem.
Podobno tego lata ma dojść do trzeciego spotkania. Nikt nic nie wie, nie ma żadnych przecieków co do fabuły. Jesse raczej nie został – nie wierzę w takie rozwiązanie, bo to by pozbawiło tę część odpowiedniej dawki romantyzmu. Po 10 latach ze sobą mogłaby to być historia pewnych rozczarowań, ale chyba zabawa w psychodramę nie miałaby sensu, byłaby bowiem nazbyt podobna do kina allenowskiego pełnego podobnego typu dywagacji i gadulstwa. Jeśli Jesse wyszedł, to spotkanie po latach – w innym etapie życia, czyli rodzina, kariera i ogólna stabilizacja – lepiej wpisywałoby się w dotychczasowy schemat przypadkowych spotkań dwojga ludzi. To byłaby niezwykle ciekawa konfrontacja wartości tych sprzed dwudziestu lat i tych teraz, tutaj.
Ciekawe co z tego będzie. Cokolwiek powstanie na pewno będzie jednym z najważniejszych filmów roku.
Na deser: jedna z najlepszych scen z “Przed wschodem słońca”.