search
REKLAMA
Archiwum

BLUEBERRY (2004)

Michał Klimaszewski

23 sierpnia 2018

REKLAMA

Jean Giraud, lepiej znany jako Moebius, to jeden z najsłynniejszych francuskich rysowników. Ma na swoim koncie wiele znanych i cenionych komiksów. Debiutował na przełomie lat 50. i 60., a jego pierwszym wielkim sukcesem był utrzymany w stylistyce westernu komiks Blueberry (ze scenariuszem Jean-Michela Charliera), którego pierwszy tom pojawił się w 1963 roku. Moebius ma na swoim koncie współpracę z wieloma słynnymi artystami. Do najbardziej cenionych dzieł zaliczają się komiksy, które stworzył wraz z Alejandro Jodorowskim. Ten urodzony w Chile reżyser, pisarz, scenarzysta, mim, filozof, a nawet szaman, jest również autorem niezwykłych, kultowych już filmów, jak El Topo czy Święta góra. Wróćmy jednak do Moebiusa. Artysta współpracował przy realizacji wielu filmów (m.in. Obcy, Tron, Otchłań, Blade Runner czy Piąty element), jednak dopiero w 2004 roku doczekaliśmy się ekranizacji jego komiksu.

Niestety nie znam komiksowego pierwowzoru, więc nie wiem, na ile film pozostał wierny tej westernowej serii. Mike Blueberry jako młody chłopak jest świadkiem zabójstwa pięknej dziewczyny, w której był szaleńczo zakochany. Po tym wydarzeniu bohater zaszywa się na jakiś czas wśród Indian, dzieląc z nimi codzienne życie. Uczy się ich języka, obyczajów, poznaje magię szamańską. Mijają lata, Mike został szeryfem w małym miasteczku gdzieś przy granicy z Meksykiem. Stara się żyć w zgodzie z “czerwonoskórymi”, pilnując, by “biały człowiek” nie zbliżał się do ich terytoriów. Są jednak ludzie zainteresowani zdobyciem legendarnego skarbu, który znajduje się gdzieś w niedostępnych Świętych Górach. Jednym z nich jest przybyły z Prus Prosit, który z pomocą tajemniczego manuskryptu wie, jak się do nich dostać. Jest także wredny Wallace Sebastian Blount, którego Mike aż za dobrze zna z przeszłości… Więcej nie zdradzę, jednak zapewniam, że czeka was niejedna niespodzianka.

Ten oniryczny western wyreżyserował Jan Kounen. To dopiero jego drugi pełnometrażowy film – debiutował w 1997 roku świetnym, acz kontrowersyjnym Dobermannem. Kosztujący blisko 50 milionów dolarów Blueberry technicznie stoi na najwyższym poziomie. Wizualnie jest to prawdziwe arcydzieło! Przepiękne zdjęcia to zasługa Tetsuo Nagaty, który był operatorem m.in. w sensacyjnym Riders, znanym również z polskich wypożyczalni. Film kręcono w cudownych plenerach Meksyku i Andaluzji, gdzie Sergio Leone realizował niegdyś swoje spaghetti westerny. Efekty specjalne są fenomenalne, niezwykle widowiskowe. A halucynogenne obrazy, które zaprezentowano pod koniec filmu, można spokojnie nazwać dziełem sztuki! Ich twórcy, Chia-Chi Hu i Olivier Poujaud (pracując pod kierunkiem Rodolphe Chabriera) pokazali już próbkę swoich umiejętności w takich filmach jak Vidocq, Dziewiąte wrota czy wchodzącym wkrótce na ekrany wysokobudżetowym s-f Ja, robot będącym ekranizacją powieści Isaaca Asimova. Warstwa wizualna zapiera po prostu dech w piersiach! Tak pięknego, klimatycznego filmu już dawno nie widziałem. I nie sądzę, bym szybko spotkał się z czymś podobnym, bo jest to dzieło wielce oryginalne.

Akcja toczy się powoli, jeśli ktoś liczy na liczne strzelaniny, może się ciut rozczarować. Jest za to sporo scen niczym z filmu grozy, głównie w narkotycznych wizjach bohaterów. Obraz niełatwy w odbiorze. Można się przyczepić do niezbyt klarownego i trochę zagmatwanego scenariusza, ale dzięki temu twórcy pozostawili widzom niektóre wątki do własnej interpretacji. Także ortodoksyjni miłośnicy westernu mogą dziwić się licznym animacjom 3D podczas szamańskich “podróży” bohatera, których, im bliżej końca, tym więcej. W połączeniu z ambientową muzyką te psychodeliczne obrazy wprowadzają widza w hipnotyczny trans. Niestety jest też trochę dłużyzn (np. Juliette Lewis śpiewająca w barze), ale nie wpływają one znacznie na odbiór filmu.

Warto podkreślić, że mimo iż jest to produkcja francuska, to mamy międzynarodową obsadę. Oprócz wspomnianej już amerykańskiej gwiazdki z filmu Urodzeni mordercy występuje także urodzony w Turcji, ale od wielu lat mieszkający we Francji Tcheky Karyo, a w tytułowej roli Vincent Cassel (co ciekawe, obaj pojawili się też w pierwszym filmie Jana Kounena). Głównego zbira zagrał Michael Madsen, który po znakomitej roli w Kill Bill vol.2 Tarantino powoli wraca do formy. W mniejszych rólkach można dostrzec Djimona Hounsou, sędziwego, blisko 90-letniego Ernesta Borgnine oraz samego reżysera, a w epizodzie pojawia się nawet Moebius.

Ze względu na walory wizualne warto przynajmniej raz obejrzeć Blueberry w kinie. Niestety nie wiadomo, kiedy dotrze na polskie ekrany [ostatecznie ukazał się od razu na DVD – przyp. redakcja]. Na razie żaden dystrybutor nie jest zainteresowany tą pozycją. A reżyser zafascynowany szamanizmem rozpoczął już zdjęcia do dokumentu na ten temat.

Tekst z archiwum film.org.pl.

REKLAMA