search
REKLAMA
Analizy filmowe

Bez twarzy. Wieloaspektowa analiza ekstrawaganckiego filmu akcji

Rafał Donica

22 grudnia 2016

REKLAMA

Genialne pomysły

No tak… głębi psychologicznej na próżno szukać w kinie Johna Woo, ale nowatorstwa i smykałki do kręcenia przedziwnych i niecodziennych, widowiskowych sekwencji mu nie brakuje. Kto jak kto, ale John Woo potrafi kręcić niesamowite sceny akcji, a pomysłów można mu tylko pozazdrościć. Warto przypomnieć tu rozmach inscenizacyjny i świetny montaż podczas strzelanin w “The Killer” czy “Better tomorrow 2”, unik przed lecącą strzałą w “Hard target” czy wreszcie podziemny wybuch atomowy w “Broken arrow”, prolog “M:I 2” na skałach czy niesamowitą akcję z tegoż filmu, w której Cruise obracając motocykl strzela jednocześnie do samochodu ‘złych ludzi’. Woo, jako jeden z nielicznych reżyserów, w każdym swoim filmie składa też swoisty rodzaj podpisu, a nawet… kilka podpisów. Przede wszystkim gołębie, które obecne są w jego produkcjach z udziałem Chow Yun Fata, ale i w filmach hollywoodzkich: “Hard target”, “M:I 2” (gołębie pojawiają się nawet na plakacie tego filmu, sprytnie ukryte w płomieniach), “Zapłata” i oczywiście w opisywanym tu “Face/Off”. Kolejnym znakiem rozpoznawczym w filmach Woo jest umiejscowienie jednej ze strzelanin w… kaplicy lub małym kościele. I choć nie tak często jak gołębie, można strzelaniny w kapliczce znaleźć w “The killer”, “Better tomorrow 2” i właśnie w “Face/Off”. Znak firmowy numer 3 i stosowany chyba najczęściej, to dwójka bohaterów mierząca do siebie (z broni) z bliskiej odległości, i strzelająca do siebie przez ścianę lub twarzą w twarz. Nie będę tu wymieniał tytułów, w których Woo wykorzystał ten motyw, bo musiałbym wymienić praktycznie wszystkie jego bardziej znane filmy. Stwierdzić mogę jednak, że “Face/Off” jest kwintesencją choreografii ‘strzelaniny’ a’la Woo, a motyw zamiany twarzy pozwolił stworzyć jedną z najbardziej niezwykłych scen w historii kina akcji.

Oto po dwóch stronach ściany, plecami do siebie, stoi dwóch śmiertelnych wrogów: Sean Archer i Castor Troy – obaj z ‘nie swoimi twarzami’. Troy stwierdza: “Pozabijajmy się nawzajem” i następuje scena, w której John Woo daje upust swojej tradycji, dodatkowo nadając jej nowe, symboliczne, niemal metafizyczne znaczenie. Okazuje się bowiem, że ściana to… lustro, dzięki któremu bohaterowie (co oczywiste) patrzą na swoje odbicia, ale paradoksalnie widzą przed sobą… swojego przeciwnika. Genialne w swej prostocie – prawda? Kolejnym super pomysłem było ‘stalowe więzienie’, w którym więźniowie zakuwani byli w potężne, żelazne buty, w razie potrzeby przyciągane i blokowane przez elektromagnesy wbudowane w podłogę. Tak niezwykła, wizualnie bardzo atrakcyjna wizja więzienia była jednym ze szczegółów, który po obejrzeniu “Face/Off” najdłużej pozostał w mojej pamięci.

Jest jednak jeden taki moment w “Face/Off” który wręcz ubóstwiam! Nie jest to scena akcji ani żaden poruszający dialog. Nie jest to też żadna scena z gołębiami ani pościg. Chodzi mi o sekwencję ‘kolacji’ w domu Dietricha Hasslera (to ten łysy) z udziałem Seana Archera (już Cage!) i bandy Troya; wszyscy ugrzani na maxa zaburzaczami umysłu, atmosfera nieco psychodeliczna (szczególnie dla Seana Archera z twarzą Troya, który siedzi przecież w środku gniazda os) i Archer niespodziewanie dostaje ‘prezent’: pudełko z dragami i złotymi pistoletami Castora (!). Bierze obydwa pistolety do rąk i przez chwilę celuje do swoich nowych ‘znajomych’ – policyjna tożsamość daje o sobie znać.

Nie na długo jednak, bo już po chwili Archer/Troy mówiąc o Seanie Archerze (czyli o sobie) rzuca z rozbrajającą szczerością i satysfakcją tekst: “Sypiam z jego żoną”. Wiemy już, że w głowie Seana zrobił się totalny bajzel. Wiedząc, że Castor być może w tej właśnie chwili kocha się z jego żoną (matką dziecka które przecież – choć przypadkiem – zabił!), Sean próbuje ująć wszystko w nawias żartu, kpiny, autoironii; szuka dla siebie wyjścia z psychicznej pułapki. Kim jest? Jak się władował w taką sytuację? Czy określa go twarz, czy wnętrze? Co stanowi o jego ‘ja’? Czy ten w lustrze to jeszcze Sean Archer czy już Castor Troy?

Wtedy właśnie z ust Seana padają słowa biorące w nawias cały film: “I’d like to take his… face… off”, w którym to momencie Nicolas Cage wykonuje banalny zdawałoby się gest, jakby dłonią zbierał coś z własnej twarzy. Po chwili Dietrich Hassler (ten łysy) dopytuje się – jakby nie dosłyszał – “Jak to… zdjąć twarz?”. Sean pokazuje dokładnie, że chodzi o oczy, nos, skórę… wszystko zdjęte: “FACE/OFF!” – Dietrich (ten łysy) dumnie i ze zrozumieniem powtarza na sobie gest ‘zdjęcia twarzy’. Ta pozornie błaha sekwencja stanowi według mnie najciekawszy pod względem wyczucia dramaturgii i kunsztu realizacyjnego moment filmu.

Action!

Nie byłoby jednak filmu Johna Woo bez wybuchów, pościgów i przede wszystkim strzelanin, które w każdym filmie tego reżysera są niekwestionowanymi perełkami, niepowtarzalnymi i jedynymi w swoim rodzaju. “Face/Off” zresztą to chyba najlepszy przykład wyczucia reżysera w sprawach eksponowania i podkreślania obecności broni na ekranie. Dla uwypuklenia gracji i lekkości, z jaką bohaterowie posługują się zabójczymi kawałkami metalu (pistolety, karabiny, shotguny, uzi, itd. itp.), Woo często stosuje zwolnione tempo.

Tak właśnie zaczynają się wszystkie strzelaniny w “Face/Off” – tak zaczyna się śmiertelny taniec bohaterów; widzimy, jak pociski i strumienie ognia wydostają się z luf, jak iskry od rykoszetów zaczynają wypełniać pomieszczenie, jak siła postrzału rzuca przeciwnikami po ścianach. Zmontowane jest to wszystko dynamicznie i żywiołowo, ale też z dbałością o każde ujęcie, każdy szczegół, wszak na montażowym stołku siedzieli prawdziwi specjaliści od ‘klejenia’ filmów akcji; Steven Kemper (“Showdown in Little Tokyo”,”Timecop”, “End of Days”, “M:I 2”, “Punisher”) i Christian Wagner (“True romance”, “Bad Boys”, “Fan”, “Negotiator”, “M:I 2”, “Man on fire”), a za kamerą stał Oliver Wood, który popełnił zdjęcia do takich filmów jak “Die hard 2”, “Terminal velocity”, “U-571” i “Tożsamości…” oraz “Krucjaty Bourne’a”. Tu każde ujęcie i każde cięcie montażowe ma znaczenie. Tu każdy wystrzelony pocisk zna swoje miejsce, zadanie i cel. “Face/Off” dzięki takiemu właśnie podejściu do tematyki strzelanin stoi na najwyższym realizacyjnym poziomie.

Niezaprzeczalnie ważną rolę w tym wszystkim odgrywa muzyka Johna Powella – jest dynamiczna, pulsacyjna, głośna, ekspresyjna i znakomicie ilustruje sceny akcji. Warto w tym miejscu przypomnieć, że John Powell jest autorem muzyki do “Tożsamości…” i “Krucjaty Bourne’a” – które to ścieżki dźwiękowe należą zdecydowanie do moich ulubionych! Nie brakuje jednak w tym całym zgiełku wystrzałów, kurzu, chaosie, pocie i ogniu nutki liryzmu – wszak bohaterowie skacząc i biegając w ‘slow motion’ robią to z niemal baletową lekkością, w tym wszystkim znaleźć można też wspomniane wyżej ‘zwiastuny pokoju’ – gołębie, a ‘rozpierducha’ w mieszkaniu Dietricha stonowana jest przez słuchawki nałożone na uszy małego Adama: malec, oglądając strzelaninę, krew i trupy, słyszy w tym samym czasie spokojną, niemal relaksacyjną muzykę – niezwykłe zestawienie! Drugim przykładem na niezwykły kontrast między tym, co widzimy, a jak to jest pokazane, znajdziemy w scenie na lotnisku, gdy morderca, terrorysta i zamachowiec w jednym – Castor Troy – wysiada z samochodu i idzie w kierunku samolotu; hmmm… nie idzie, on płynie, wygląda niczym anioł śmierci, płaszcz jego rozwiewany jest przez wiatr, a dostojeństwo wręcz z niego emanuje; jest Castor w tym ujęciu przykładem spokoju i opanowania; jakby wracał od komunii świętej, a nie od wielkiej bomby, którą właśnie zainstalował w centrum miasta – Hallelujah!

Skoro o niesamowitych pomysłach Johna Woo powyżej wspominałem, grzechem byłoby nie napisać choćby kilku słów o finałowym pościgu na motorówkach (pierwotnie pościg motorówkowy miał się znaleźć w finale pierwszego hollywoodzkiego filmu Woo: “Hard Target” z Van Dammem). Już sam pomysł osadzenia pościgu na wodzie w dwóch wielkich motorówkach – wydaje się zwariowany, a dodając do tego szybkość i widowiskowość całej akcji bez wahania przyznać należy, że ów pościg wrażenie robi duże. Szczególnie zaś trzy jego fragmenty: zderzenie boczne motorówek, uderzenie (z przelotem) motorówki Archera w policyjną łódź patrolową (ah! ta wielka kula ognia!) i końcowe BUM! motorówki o nabrzeże. Tak, kilka słów o pościgu napisane, zatem przechodzimy dalej, do ważniejszych rzeczy…

Rafał Donica

Rafał Donica

Od chwili obejrzenia "Łowcy androidów” pasjonat kina (uwielbia "Akirę”, "Drive”, "Ucieczkę z Nowego Jorku", "Północ, północny zachód", i niedocenioną "Nienawistną ósemkę”). Wielbiciel Szekspira, Lema i literatury rosyjskiej (Bułhakow, Tołstoj i Dostojewski ponad wszystko). Ukończył studia w Wyższej Szkole Dziennikarstwa im. Melchiora Wańkowicza w Warszawie na kierunku realizacji filmowo-telewizyjnej. Autor książki "Frankenstein 100 lat w kinie". Założyciel, i w latach 1999 – 2012 redaktor naczelny portalu FILM.ORG.PL. Współpracownik miesięczników CINEMA oraz FILM, publikował w Newsweek Polska, CKM i kwartalniku LŚNIENIE. Od 2016 roku zawodowo zajmuje się fotografią reportażową.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA