search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

AVICII: TRUE STORIES. Geniusz skazany na sławę i samobójstwo?

Karolina Dzieniszewska

8 maja 2018

REKLAMA

True Stories to niewątpliwie film o kimś wybitnym, wręcz skazanym na sukces. Jednak ciężar dokumentu przesunięty zostaje ku prowizoryczności życia muzyka będącego wiecznie w trasie, otoczonego zwykle przez niewielką grupkę tych samych ludzi. Można mieć pretensje, iż tak mało miejsca zostaje na samą muzykę i jej pełne brzmienie. Zarazem reżyser chyba nie czuje potrzeby udowadniania czegokolwiek, stawiając bardziej na wytrwałość widza. Nawet jeśli sadza Tima przed kamerą i pozwala mu mówić, to nigdy nie nadaje tej rozmowie konkretnego kierunku. Wśród jego monologów, podsłuchanych rozmów z przyjaciółmi czy managerem, bądź krótkich wywiadów z innymi twórcami, można wyłapać owe niepokojące sygnały, które najpierw doprowadziły Aviciiego do przerwania trasy i kariery, a ostatecznie także do samobójstwa.

Szkoda, że Tsikurishviliemu bezustannie wymyka się ta atmosfera napięcia oraz oczekiwań, w której żył DJ. Można to ledwie dojrzeć w stopniowo zmieniającej się fizjonomii muzyka, kiedy chudnie, ścina włosy, niedosypia i niedojada. Wreszcie, kiedy próbuje zmienić swój styl życia, kamera odrobinę się wycofuje, pozostając na tym przyjaznym dystansie, który wcześniej odbierał grozę na przykład decyzji o zawieszeniu kariery.

Niczym refren powracają słowa o stanach lękowych i duchowym niepokoju, które dręczyły Tima. Z kreatywnego bałaganiarza wyrósł na szanowanego artystę – uprzejmego i nieśmiałego, acz zdecydowanego. W muzyce wiele poszukiwał i eksperymentował, w prawdziwym życiu żył spełnionym marzeniem, z którym nie do końca sobie radził. Tłumy fanów, błysk fleszy i ponad 800 wystąpień okupione zostały stresem oraz wszechobecną i wszechogarniającą presją. W pewnym momencie Avicii mówi, że nie wierzy, iż może zwolnić… i że powinien być szczęśliwy. W finale Tsikurishvili kręci go w czasie pobytu na Madagaskarze, kiedy DJ kończy kolejną płytę i zmienia managera. Wówczas Tim wyznaje, że muzyka wciąż jest dla niego najważniejsza, ale musi w tym wszystkim z powrotem odnaleźć siebie. Pół roku później wiadomo, że nie wszystko poszło po jego myśli.

Nie należy upatrywać w True Stories wybitnego dokumentu muzycznego czy biograficznego. Powstawał on raczej z potrzeby serca i sympatii, a także chęci odczarowania wielkiej kariery. Oczywiście śmierć muzyka wiele zmienia, na niektóre wątki patrzy się uważniej niż zapewne patrzyłoby się wcześniej, jednak Avicii wciąż jest/był jednym z nielicznych DJ-ów, którzy zaszli tak daleko i których pokochały miliony fanów. O tym właśnie opowiada True Stories.

Avatar

Karolina Dzieniszewska

REKLAMA