Rękopis znaleziony w Saragossie
Za udostępnienie filmu dziękujemy DMMS media distribution, dystrybutorowi klasyki polskiego kina po rekonstrukcji cyfrowej.
Has nigdy nie krył, że wśród jego ulubionych reżyserów szczególne miejsce zajmował Luis Buñuel, czyli jeden z największych prześmiewców w dziejach kina. Hiszpan niechętnie oglądał filmy więcej niż raz. Jego stosunek do kinematografii był w ogóle mocno ambiwalentny. Jedna z jego najczulej pielęgnowanych fantazji dotyczyła stosu, na którym płoną wszelkie kopie jego własnych filmów, ale nie o tym. Kiedy Buñuel, z niemałą pomocą Jean-Claude’a Carrièra, napisał autobiograficzne Moje ostatnie tchnienie, na jednej z końcowych stron znalazła się wzmianka o Rękopisie znalezionym w Saragossie Wojciecha Jerzego Hasa. Reżyser przyznał, że obejrzał film Polaka aż trzy razy i stwierdził, że to zdecydowana czołówka jego kinowego rankingu.
Buñuel przyznał się nawet do tego, że przed rokiem 1965 sam zabierał się do stworzenia adaptacji powieści hrabiego Jana Potockiego, która stała się fundamentem wizji Hasa. Po obejrzeniu polskiej interpretacji stwierdził jednak, że jego film nie ma już sensu – nie dziwię się, Has rzeczywiście stworzył film prawdziwie Buñuelowski, i to w najlepszym tego słowa znaczeniu. Ironia miesza się w nim z wręcz matczyną czułością do swoich bohaterów, dostaje się zarówno racjonalistom, jak i mistykom oraz prostaczkom wierzącym w dziwne zabobony. Wśród pozornie błahych historyjek o miłości oraz nieroztropności hiszpańskich młodzieńców zawarta jest refleksja na temat konstrukcji dzieła filmowego, ludzkiej percepcji, historii oraz sposobu odczuwania czasu. Nic nie jest tu jednak nachalne, wszystko rozgrywa się gdzieś za kulisami – w niedopowiedzeniach, pauzach następujących pomiędzy słowami soczyście akcentowanymi przez kolejnych twórców opowieści. Rękopis znaleziony w Saragossie momentami widza bawi, a momentami przeraża i wprawia w osłupienie poznawcze. Rozczula i rozleniwia zbytnią ckliwością, aby za chwilę zadać niezwykle ważne pytanie. To polski Anioł zagłady, Dyskretny urok burżuazji, Mroczny przedmiot pożądania.
Polska
Lata sześćdziesiąte były w polskiej kinematografii dość specyficznym okresem. Szkoła polska zaczęła powoli wyhamowywać, narodziło się tzw. „trzecie kino polskie” tworzone przez autorów, którzy nie mieli osobistych doświadczeń wojennych, a burzliwy, intelektualny sprzeciw antykomunistyczny lat siedemdziesiątych miał dopiero nadejść. Odrodził się również nieco zapomniany gatunek wielkiego widowiska historycznego. W roku 1960 Aleksander Ford zadebiutował na ekranach ze swoimi Krzyżakami, w roku 1965 pojawiły się Popioły Wajdy, Faraona stworzył Kawalerowicz, a Pana Wołodyjowskiego i Potop Hoffman. Wszystkie widowiska cieszyły się entuzjazmem ze strony polskiej publiczności.
Rękopis znaleziony w Saragossie wpisuje się w nurt wielkiego fresku historycznego opartego na literaturze (wprawdzie nie typowo polskiej, ale napisanej przez Polaka). Niemniej, jak pisze chociażby Stanisław Janicki, cieszył się on „mniejszym uznaniem publiczności”. W swojej Historii kina zaskakująco mało miejsca poświęca mu również Jeży Płażewski, który przypisuje mu jedynie funkcję „zabawnego pastiszu romansu płaszcza i szpady, zalecającego się pomysłową plastyką i przeglądem różnobarwnych kreacji aktorskich”. Zresztą, gdy przejrzymy prasę z lat sześćdziesiątych zauważymy, że filmowi na ogół poświęcano kilka linijek potrzebnych na napisanie klasycznej recenzji. Jedynie Filmowy Serwis Prasowy poświęcił mu nieco więcej miejsca. Warto wspomnieć również o późniejszym badaczu kina Hasa, Konradzie Eberhardtcie, który z miejsca zauważył, że Rękopis jest „superprodukcją dywersyjną”.
Krytycy dość asekuracyjnie chwalili Hasa, przyklaskiwali scenografii Skarżyńskiego i Myszorka, zdjęciom Jahody, kostiumom Skarżyńskich oraz muzyce Pendereckiego. Publiczność również kin nie paliła. Nie zmienia to jednak faktu, że Rękopis na długie lata został zapomniany. Stał się jednym z wielu.
Świat
Kopie filmu Hasa powędrowały jednak za granicę. Do Francji wersja 152-minutowa, do Stanów Zjednoczonych 125-minutowa (dystrybutorzy mieli kłopot z trzygodzinnym oryginałem). Francuscy krytycy odnieśli się do filmu pozytywnie. Na dalekim zachodzie trafił on do sieci kin artystycznych, skupiających intelektualną bohemę oraz poszukiwaczy artystycznych uniesień (nie zawsze wolnych od chemicznych wspomagaczy). Odzew publiczności był więcej niż pozytywny. Rękopis stał się w wielu kręgach dziełem kultowym, należącym do tej samej grupy filmowych odkryć, co Kret Jodorowskiego czy Głowa do wycierania Lyncha.
Prawdziwy renesans przeżył on jednak w latach dziewięćdziesiątych, kiedy to w Centro Cedar Theatre w San Francisco obejrzał go Jerry Garcia – gitarzysta legendarnego Grateful Dead. Muzyk z miejsca stwierdził, że film Hasa to najlepszy kawałek kina, jaki było mu dane oglądać i postanowił, że musi wejść w posiadanie nieokrojonej, polskiej wersji filmu. W 1993 Garcia skontaktował się z Edith Kramer, dyrektorką Berkeley’s Pacific Film Archive, i zaproponował, że zasponsoruje kupno pełnej wersji Rękopisu znalezionego w Saragossie. Jedynym warunkiem gitarzysty była możliwość oglądania go z przyjaciółmi zawsze, gdy naszłaby go na to ochota. Kramer zaczęła poszukiwania filmu, ale okazało się, że jego odnalezienie wcale nie należy do najprostszych. Po pierwszych niepowodzeniach w Polsce Kramer na moment odłożyła projekt. Ostatecznie udało jej się jednak dotrzeć do Jadwigi Kukułczanki, znanej za granicami kraju jako Koukou Chanska. Polka krzewiąca we Francji kulturę polską (i na odwrót) w roku 1984 założyła agencję zajmującą się produkcją i dystrbucją filmów polskich (Jeck Film). Okazało się, że posiadają oni w swoich zbiorach rolkę z filmem Hasa. Rękopis został odkupiony za 6000 dolarów wyłożonych przez Garcię.
Gitarzysta niestety nie doczekał się seansu. Dzień po odbiorze taśm przez Kramer Garcia zmarł na atak serca. Był 9 sierpnia 1995 roku. Na domiar złego, rolka odkupiona od Jeck Film okazała się być francuską wersją z lat sześćdziesiątych, okrojoną o niemal pół godziny względem oryginału. Kramer postanowiła jednak nie rezygnować. Z pomocą przyszli inni dystrybutorzy, Kukułczanka oraz Martin Scorsese i Francis Ford Coppola, którzy również uważali, że film Hasa to arcydzieło światowej kinematografii. Wspólnymi siłami dotarli oni do jedynej pełnej kopii, która znajdowała się w prywatnej kolekcji twórcy. Po wydaniu 36 tysięcy dolarów na cyfrową rekonstrukcję, w roku 1997, Rękopis znaleziony w Saragossie pojawił się na ekranach nowojorskich kin w pełnej wersji. Na cześć Garcii amerykański plakat do filmu utrzymano w stylistyce okładek Grateful Dead.
Produkcję Hasa do dziś uznaje się w USA za dzieło kultowe, stawiane na równi z sennymi wizjami Lyncha, który sam przyznaje się do tego, że jest wielkim fanem zarówno filmu, jak i polskiego reżysera. Rękopis publicznie chwalili tacy intelektualiści jak Susan Sontag czy Salman Rushide. W Hiszpanii przyrównywano go do prozy Borgesa, we Francji chwalono za wizjonerstwo godne surrealistów. Po latach „zabawny pastisz romansu płaszcza i szpady” stał się zatem jednym z najbardziej docenionych polskich filmów. Has, mimo kurtuazji i żartów, że pewnie pomogło LSD, musiał być z tego zadowolony.