INCEPCJA. ANALIZA POLEMICZNA
Autorem tekstu jest Kamil Lipa.
Na początku zaznaczę dwie kwestie: bodźcem, dzięki któremu powstał ten tekst jest analiza Michała Puczyńskiego – Military’ego (Incepcja koncepcji Incepcji) i w opozycji do niej jest pisany. Siłą rzeczy druga kwestia wynika z pierwszej i…
(UWAGA! TEKST PRZEPEŁNIONY PO SAME BRZEGI SPOJLERAMI!)
Od razu też muszę powiedzieć, że Incepcja mnie urzekła. Co prawda po drugim obejrzeniu nie wydawała mi się już dziełem objawionym, jednak wciąż, pomimo kilku wad, jest to, moim zdaniem, obraz jednego z najbardziej utalentowanych amerykańskich reżyserów w najwyższej formie i tym samym obejrzałem film angażujący i błyskotliwy. Wiem, już w tym momencie przeciwnicy filmu – w tym autor analizy, do której się mam zamiar ustosunkować – pomyślą “meh, fanboy Nolana – nie ma z kim i o czym gadać”, więc jeszcze tytułem wstępu powiem, że poprzednie dokonanie tego reżysera, czyli nieszczęsny Mroczny Rycerz był… No, zdradziłem już moją opinię, ale nie czas i miejsce to, by się rozwlekać, dlaczego najnowszy film o facecie w czarnej pelerynie (nie Zorro) tak mnie kłuje w boku i uwiera w dorobku świetnego twórcy. Patrząc z mojej perspektywy, jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – dzięki poprzedniemu filmowi w dużej mierze udało się Nolanowi nakreślić swoją rozmachniętą wizję w Incepcji, także przez zaciśnięte zęby dziękuję Mrocznemu Rycerzowi i przechodzę do właściwej części tekstu.
Ach tak – jeszcze moment. Chciałem odnieść się po kolei do każdego punktu analizy Military’ego, jednak po chwili zastanowienia widzę, że mój zamiar nie wypali – jak na człowieka, który zarzuca konstrukcyjną indolencję Nolanowi – autor tekstu sam nie popisał się specjalnie i konstrukcja jego dzieła jest wybitnie niewygodna, kiedy przychodzi do spierania się. Toteż na początek musimy zacząć od końca.
6. “Nolan może załatwić krytykę najtańszą wymówką świata”
– czyli o sztuce hipokryzji.
Mamy tutaj zarzut do zwolenników Incepcji, że każdą krytykę tak beznadziejnego filmu można przecież prymitywnie zbyć frazesem w rodzaju “nie ogarnąłeś tego filmu, dlatego Ci się nie podoba” i wsadzić opornych do szufladki z idiotami. Chamskie, nie? No jasne – ale ten sam oręż zwraca tutaj autor przeciwko swoim stronnikom, co daje nam słabą podstawę dla dyskusji, które mogłyby wyglądać tak:
Fan Incepcji (FI): Film jest świetny!
Przeciwnik Incepcji (PI): Film jest do kitu!
FI: Nie ogarniasz wizji Nolana – jesteś idiotą!
PI: Jesteś fanboyem Nolana, który zbywa mnie najtańszą wymówką świata – sam jesteś idiotą!
Mamy więc sytuację, w której można na temat Incepcji napisać największe głupoty i zjechać ją zupełnie (lub częściowo) bezpodstawnie, a spierać się nie będzie wypadało, nie będzie wypadało wytykać błędów w krytykanckim myśleniu, gdyż wejdę do szufladki zaślepionej masy owieczek, które zapatrzone w błyszczące obiekty na ekranie nie dostrzegają mielizn scenariusza. Któż chciałby znaleźć się w takiej szufladce? No dobra, ja spróbuję do niej wskoczyć, a więc, drogi kolego – uważam, że wizji Nolana nie ogarnąłeś. A na przyszłość proponuję obu stronom odstawić takie założenia a priori i pozostać przy argumentach merytorycznych.
Jako że polemikę z punktem 1. i 2. (które potraktuję wspólnie) uważam za kluczową, to tymczasem przenosimy się do punktu 3.
3. “Gra, której nie da się wygrać”
– czyli o problemach z identyfikacją.
Zarzut prosty: bohaterowie drugoplanowi są nijacy, ergo nie wczuwasz się, ergo wszystko Ci zwisa. Autor proponuje tutaj grę na poparcie swojej teorii, więc myślę, że będzie całkowicie na miejscu, jeśli się pobawimy razem. Toteż kilka przymiotników o postaciach Incepcji (o tak – zapamiętałem nawet imiona większości z nich!):
Arthur – systematyczny egocentryk, konkretny, opanowany, zarzuca się mu brak wyobraźni ciut na wyrost, odrobinę ekstrawagancki.
Eames – cyniczny, arogancki, ciężkie poczucie humoru, lekkoduch.
Saito – honorowy, błyskotliwy, odważny, silna osobowość.
Ariadne – postać bardzo ciekawa, dopiero gdy odczytuje się ją symbolicznie i zestawia z Mal, dużo zresztą mówi jej imię, jest przewodniczką Cobba oraz widza, sama w sobie jest ciekawska, troskliwa, empatyczna, altruistka.
Yusuf – ok, o nim można naprawdę niewiele powiedzieć.
Fischer – na babraniu się w jego psychice opiera się cała misja, więc czy naprawdę trudno go scharakteryzować? Zdefiniowany przez relację z ojcem, zagubiony, przytłoczony ciężarem odpowiedzialności, zmęczony niezaspokojoną ambicją własną oraz ojca, etc…
Mal – też może być śmiało odczytywana symbolicznie (i tu imię znaczące), nie poznajemy jej zresztą, więc jej obraz świadczy tutaj o Cobbie (demoniczna, charyzmatyczna, targana emocjami i wątpliwościami).
Więc? Naprawdę nie musiałem się napocić, by wymienić kilka cech dla (prawie) każdej postaci. I jeśli ktokolwiek miałby wątpliwości co do adekwatności tych krótkich charakterystyk, mogę na życzenie dać wykaz scen, z których wnioskuję o danych rysach (bo – któż wie – może zmyślam sobie i nadinterpretuję, by tylko ośmieszyć retoryczny chwyt autora analizy).
Oczywiście, Arthur, Eames czy Saito w żadnym wypadku nie są postaciami pogłębionymi, ale hej – przecież to drugoplanowi bohaterowie, którzy partnerują Cobbowi, tworzą tło. Jak na pełniących funkcję “członków drużyny Cobba”, są wystarczająco dobrze zarysowani, na tyle specyficzni i indywidualni, by można było im kibicować. Niezwykle trudno mi pojąć, jak Military mógł mieć jakiekolwiek problemy ze skromnym wykazem ich cech.
Oprócz Cobba zresztą mamy jeszcze jedną postać ze szczegółowiej zarysowaną psychologią – młodego Fischera. To też nie studnia mentalnych zawiłości, ale jest to bohater spójny, bardzo dobrze odegrany i na tyle wiarygodny, że cała operacja i manipulacje, jakim zostaje poddany, nie rażą schematycznością i uproszczeniami. Przemianę Fishera odebrałem jako szczerą i bez kłopotu udało mi się odczuć wagę jego katharsis.
Podobne wpisy
Jak dla mnie jest to jeden z najbardziej wiarygodnych rodzajów antagonisty zaoferowanych nam przez kino. Choć może ktoś wolałby pojawienie się Megatrona, zła strona wtedy byłaby o wiele klarowniejsza przecież…