CAMEO. Wielkie nazwiska w niewielkich rolach
Cameo – krótka, epizodyczna rola znanej postaci, ograniczająca się najczęściej do jednej, niezwiązanej z fabułą sceny; występ gościnny. (nazwa zaczerpnięta od techniki rzeźbienia biżuterii na sposób wypukły; powstałe w ten sposób płaskorzeźby [reliefy] prezentowały najczęściej popiersia bądź same głowy bogatych lub wpływowych ludzi).
Idea gościnnych występów w filmach i serialach jest, wydawałoby się, dość młoda. Niewiele osób jednak wie, iż wzięła swój początek w literaturze XIX wieku i dopiero X Muza spopularyzowała ją na tyle mocno, że obecnie cameo jest kojarzone tylko i wyłącznie z „ruchomymi obrazkami”. Prekursorem umieszczania w swoich książkach znanych postaci był niewątpliwie Honoriusz Balzak, autor „Komedii Ludzkiej”, cyklu 95 utworów literackich (m.in. opowiadań, powieści, esejów), które niejako powiązał ze sobą, umieszczając w przeróżnych epizodach bohaterów znanych z innych części dzieła swojego życia. W ślad za Balzakiem podążyło wielu innych twórców, którzy mniej lub bardziej wyraźnie zaczęli wprowadzać do swoich powieści ciekawe, dobrze znane, ale epizodyczne postaci.
Nie jest pewne jednak, że to właśnie Balzak jako pierwszy zaczął odwoływać się do literackiego cameo. Tak samo nie jest pewne, która osoba związana ze światem filmu postanowiła zastosować bądź co bądź literacką formę na ekranie. Pewne jest natomiast to, że głównym propagatorem filmowego cameo, w nieco zmienionej od literackiej formie, był Alfred Hitchcock. To właśnie on, występując w kilkusekundowych rólkach w swoich 37 filmach, uczynił z reżyserskiego cameo swój znak firmowy. Widzom jego filmów pomysł ów spodobał się tak bardzo, że niejednokrotnie chodzili na seanse po to tylko, by dostrzec swojego ulubionego reżysera gdzieś na dalszym planie, mniejszą wagę przywiązując w ten sposób do intrygi samego filmu. Nieco zaniepokojony tym faktem reżyser, nie chcąc rezygnować z epizodycznych rólek, zaczął umieszczać swoje camea w pierwszych minutach filmu, tak aby widzowie mogli skupić się na fabule.
Pomysł Hitchcocka z czasem podchwycili inni twórcy – odgrywając bardziej lub mniej ważne role w swoich własnych filmach, niejako składali na nich swój podpis. Niektórzy z reżyserów poszli jeszcze dalej, robiąc kilka kroków w tył – wracając do korzeni pojęcia postaci epizodycznej znanej Balzakowi. W epizodach zaczęli pojawiać się nie tylko reżyserzy, ale również aktorzy wielkiego formatu, poczytni pisarze, uwielbiani sportowcy i inne znane osoby niekoniecznie związane z przemysłem rozrywkowym. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że obecnie niemal w każdym filmie można trafić na jakąś odmianę cameo. Wśród nich trafiają się zarówno prawdziwe perełki*, powodujące uśmiech od ucha do ucha, jak i tragiczne nieporozumienia, wprawiające widza w niemałe zażenowanie. Te przedstawione poniżej to dość subiektywne zestawienie tych pierwszych – dla tych krótkich fragmentów warto nieraz poświęcić chwilkę. Nawet jeśli trafiają się w filmach niskiego lotu.
*A jeśli już o perełkach mowa, to jedno z tłumaczeń słowa „cameo” na język polski to właśnie „perełka”.
REŻYSER WE WŁASNYM FILMIE
Chyba najczęściej praktykowana odmiana cameo – spopularyzowana przez mistrza suspense’u. Można się pokusić o stwierdzenie, że obecnie w niemal każdym filmie gdzieś w tle reżyser puści do nas oko, ale niestety liczba krótkich reżyserskich epizodów nie idzie w parze z ich jakością. Nie wystarczy tylko wyszczerzyć zęby do kamery, żeby cameo się spodobało. Poniżej zaprezentowana siódemka reżyserów na tyle jednak umiejętnie zaistniała we własnych produkcjach, że stale umieszcza się ich w różnorakich rankingach sporządzanych głównie przez ludzi uzależnionych od kinematografii.
7. M. Night Shyamalan – Niemal wszystkie swoje filmy
Do tej pory wyreżyserował 8 filmów, w których siedmiokrotnie widzimy (bądź słyszymy) go na ekranie. Część z tych występów to nie tyle cameo, co małe rólki, w których reżyser pokazuje bardziej swój aktorski analfabetyzm, niż jakiekolwiek umiejętności. Niemniej jednak, najciekawsze cameo przydarza się Shyamalanowi w Szóstym Zmyśle (gra tam lekarza), Znakach (sąsiad głównego bohatera – kierowca ciężarówki, która zabiła jego żonę), Niezniszczalnym (jeden z widzów na stadionie, którego główny bohater podejrzewa o handel narkotykami) oraz w Osadzie (gdzie słyszymy jego głos i widzimy odbicie w jednej z ostatnich scen filmu. W rankingu znalazł się głównie ze względu na liczbę ról.
6. Wes Craven – Trylogia Krzyk
Reżyser puszcza do widza oko pojawiając się na ekranie w każdym ze swoich trzech Krzyków. W pierwszej części Craven odgrywa rolę woźnego odzianego w sweterek i kapelusz Freddy Kruegera, bohatera chyba najbardziej znanego i lubianego horroru jego autorstwa, Koszmaru z Ulicy Wiązów. W części drugiej reżysera z wielkim trudem dostrzec można w szpitalu, natomiast w trzeciej – na planie filmowym, w krótkiej scence, gdy na ekranie pojawiają się w swoim cameo Jay i Cichy Bob. Trzeba przyznać, że cameo ukryte w cameo to już wyższa szkoła jazdy.
5. Francis Ford Coppola – Czas Apokalipsy (Apocalypse Now)
Rzadko pojawiający się po przeciwnej stronie kamery reżyser rzuca nam się w oczy w najsłynniejszym filmie o wojnie w Wietnamie – Czasie Apokalipsy. Umiejętności aktorskich pokazywać nie musiał, gdyż grał tu reżysera, członka ekipy telewizyjnej, filmującej żołnierzy w akcji w ramach realizacji filmu dokumentalnego. „Nie patrzcie się w kamerę, nie patrzcie się w kamerę!”, krzyczy do amerykańskich wojaków biorących udział w największej wojennej kompromitacji USA w XX wieku.
4. Martin Scorsese – Taksówkarz (Taxi Driver)
„Czy wiesz, co Magnum .44 potrafi zrobić z twarzą kobiety?”, pyta się taksówkarza jeden z pasażerów, po czym sam daje wysoce nieparlamentarną odpowiedź. Robert De Niro milczy. Najlepsza scena filmu należy do Martina Scorsese – psychopaty jeżdżącego za niewierną żoną nowojorskimi taksówkami. Ale Scorsese pojawia się w tym filmie raz jeszcze – w scenie, gdy po raz pierwszy widzimy postać graną przez Cybil Shepherd. Tu także ma ze sobą niosącą śmierć broń – papierosa bez filtra.
3. Peter Jackson – Wiele filmów, w tym trylogia Władca Pierścieni
Śladami innych reżyserów Peter Jackson także postanowił podpisywać swoje filmy, zajmując w nich czas ekranowy. W Martwicy Mózgu pracował w kostnicy, w Niebiańskich istotach był menelem, w Przerażaczach obkolczykowany minął się na ulicy z Michaelem J. Foxem. Najciekawsze jednak jego filmowe wcielenia to trzy cameo w trzech częściach Władcy Pierścieni. W Drużynie Pierścienia jadł marchewkę w Bree, w Dwóch Wieżach rzucał włócznią w atakujących Helmowy Jar orków, a w Powrocie Króla grał niezdarnego pirata, uśmierconego strzałą przez Legolasa. Zastanawiające jest jednak to, dlaczego reżyser o posturze hobbita sam nie chciał rzucić pierścienia w otchłań Góry Przeznaczenia.
2. Roman Polański – Chinatown
Trudno podskoczyć takiemu gigantowi światowego kina, jak Jack Nicholson, nawet jeśli ten dopiero zaczyna swoją, usłaną potem Oscarami, przygodę ze srebrnym ekranem. Dlatego tym bardziej cieszy fakt, że to nasz Romek Polański w białym garniaku pokazał nożem przyszłemu Jokerowi gdzie jego miejsce. Najlepsza scena w Chinatown? Być może. Najbardziej zapadająca w pamięć? Na pewno. Dziękujemy Ci, Roman.
1. Alfred Hitchcock – 37 własnych filmów
Trudno byłoby obsadzić pierwsze miejsce tego zestawienia kimś innym. Reżyser legenda. Aktor, którego nazwisko nigdy nie zostało wspomniane na liście płac. Człowiek, dzięki któremu powstał ten artykuł. Alfred Hitchcock. Można by mu poświęcić osobny artykuł (tak też zrobiła internetowa strona magazynu EMPIRE), można też samemu odszukać Sir Alfreda w jego niesamowitych filmach. Można też przytoczyć chyba najbardziej pomysłowe jego cameo: w Łodzi Ratunkowej reklamuje „zabójcę otyłości”, w M jak Morderstwo statystuje na zdjęciu, a w Topazie cudownie odzyskuje władzę w nogach. W przeciwieństwie do Shyamalana w zestawieniu znalazł się nie tyle ze względu na ilość, co na jakość. A teraz wszyscy chylą czoła.
https://youtu.be/OW6Rdiqlg2E