BERLINALE 2016 – podsumowanie festiwalu
Fuocoammare było jednym z pierwszych filmów konkursowych wyświetlanych podczas tegorocznego Berlinale, a dla mnie był to pierwszy seans w stolicy Niemiec. I pomyśleć, że wielokrotnie mijałem się na korytarzach biura prasowego z przyszłym zdobywcą głównej nagrody festiwalu! Dzieło Gianfranco Rosiego zrobiło na mnie duże wrażenie, gdyż w niezwykły sposób łączy w sobie lekkość opowiadania charakterystyczną dla kina niezależnego i dokumentalną wierność rzeczywistości. Złoty Niedźwiedź zdobyty przez Fuocoammare w Berlinie świadczy o dwóch rzeczach: dużej wrażliwości tegorocznego jury oraz o tym, iż problem uchodźców to jeden z najbardziej napędzających współczesne kino tematów.
Przeczytaj krótką recenzję Fuocoammare
Jeden, jedyny błąd
O ile zgadzam się z większością werdyktów grona jurorskiego pod przewodnictwem Meryl Streep, o tyle Srebrny Niedźwiedź dla Mii Hansen-Løve za L’avenir uważam za kompletną pomyłkę. Co najmniej kilku innych reżyserów zasługiwało na ten laur bardziej niż młoda Francuzka – świetną robotę wykonał m.in. Alex Gibney w Zero Days czy Thomas Vinterberg w The Commune. L’avenir jest filmem co najwyżej poprawnym, warsztatowo nudnym, a jego największą i w zasadzie jedyną zaletą jest znakomita rola Isabelle Huppert. Ona jednak musiała obejść się smakiem, gdyż jury – jak najbardziej słusznie – wyróżniło rewelacyjną, kipiącą od emocji rolę Trine Dyrholm we wspominanym The Commune. Nagrodę za najlepszą rolę męską zdobył z kolei Majd Mastour za swoją kreację w Inhebbek Hedi. Ta belgijsko-francusko-tunezyjska koprodukcja została wyróżniona także w kategorii Najlepsza pierwsza fabuła, w której nagrodę odebrał Mohamed Ben Attia.
Z naszej, polskiej perspektywy najważniejszy okazał się inny laur – Tomasz Wasilewski otrzymał Srebrnego Niedźwiedzia za scenariusz do Zjednoczonych Stanów Miłości (recenzja). Bardzo dobry odbiór filmu przez widzów znalazł potwierdzenie w decyzji jury, które doceniło niezwykle smutną historię czterech kobiet ukrywających wyniszczające je uczucia. Nagroda dla Wasilewskiego to kolejna dobra wiadomość dla polskiego kina, które w ostatnich latach regularnie nagradzane jest prestiżowymi nagrodami – wystarczy przypomnieć reżyserskiego Srebrnego Niedźwiedzia dla Małgorzaty Szumowskiej (tegorocznej członkini jury w konkursie głównym w Berlinie) za Body/Ciało w ubiegłym roku czy całą serię bardzo ważnych nagród dla Idy Pawła Pawlikowskiego. Trwa znakomita passa polskiej kinematografii, która ma wszelkie zadatki na to, by na arenie europejskiej znaczyć tyle, co w latach 60-tych i 70-tych ubiegłego stulecia. A jeśli już o Polakach w Berlinie mowa, nie można nie wspomnieć o fenomenalnej roli Michaliny Olszańskiej w czesko-słowacko-polskiej koprodukcji Ja, Olga Hepnarová, opowiadającej o życiu tytułowej bohaterki, która w 1973 r., działając z premedytacją, wjechała ciężarówką w grupę stojących na przystanku tramwajowym ludzi. Wschodząca gwiazda polskiego aktorstwa brawurowo wciela się w postać straconej w 1975 r. młodej kobiety, ukazując jej skomplikowaną naturę. Olszańska to z pewnością aktorka, którą należy bacznie obserwować – kto wie, może za rok znajdzie się w gronie Shooting Stars, ogłaszanym właśnie w Berlinie?
Berlin pełen gwiazd
George Clooney, Meryl Streep, Colin Firth, Julianne Moore, Jude Law, Don Cheadle, Tom Hiddleston, Alexander Skarsgård – to nie nazwiska z listy gości zaproszonych na zbliżającą się wielkimi krokami galę rozdania Oscarów, a tylko kilka osobistości, które w tym roku odwiedziły Berlin. Nie myślcie jednak, że każdy z uczestników festiwalu mógł ogrzać się w blasku gwiazd – popularni aktorzy pojawiali się niemal wyłącznie na czerwonych dywanach i oficjalnych konferencjach, a festiwalowe obiekty opuszczali tylnymi wyjściami. Akredytowani dziennikarze, jeśli nie przeprowadzali akurat wywiadu z żadnym z ważnych gości, mieli jedynie okazję przyjrzeć się członkom jury podczas pokazów prasowych. Nawet wtedy nie było jednak miejsca na integrację – Meryl Streep i inni jurorzy nie rozstawali się z dwoma ochroniarzami, którzy pilnowali nawet tego, by nie używano lampy podczas robienia zdjęć gwiazdom. Tak czy inaczej, Berlinale zapewnia tysiącom uczestników festiwalu możliwość spotkania wielkich osobistości ze świata kina, które dotychczas mogli oni oglądać jedynie na różnego formatu ekranach.
Festiwal filmowy w Berlinie uważany jest za jedną z największych takich imprez na świecie pod względem liczby odwiedzających. Na półmetku Berlinale organizatorzy informowali, iż sprzedanych zostało blisko 250 tysięcy biletów, co wydaje się liczbą wręcz niewyobrażalną. Trzeba jednak pamiętać, że seanse odbywały się w ponad 30 (!) obiektach, w tym kilku multipleksach, dlatego stwierdzenie, iż stolica Niemiec została opanowana przez kino nie będzie żadną przesadą. Odwiedzenie wszystkich festiwalowych obiektów należało określić jako misję niewykonalną, tym bardziej, że najważniejsze tytuły wyświetlane były w prestiżowym Berlinale Palast. To właśnie tam obejrzeć można było wszystkie filmy konkursowe, to tutejszymi korytarzami przechadzali się nagrodzony Złotym Niedźwiedziem Gianfranco Rosi, autor awangardowego musicalu Chi-Raq Spike Lee czy bracia Joel i Ethan Coenowie, których Ave, Cezar! otworzyło 66 edycję Berlinale.
Rozczarowujące otwarcie
Po najnowszym dziele twórców Fargo obiecywałem sobie wiele. Satyra na złotą erę Hollywood, ówczesny system gwiazdorski i obsesyjny strach przed komunizmem miała wszelkie elementy udanego przedsięwzięcia: znakomitych reżyserów-scenarzystów i świetną obsadę (co u Coenów jest już regułą). Okazało się jednak, że owej satyrze brakuje zwyczajowego pazura, który miały wcześniejsze dzieła braci, aktorzy zaś – może z wyjątkiem Josha Brolina – zagrali zupełnie bez przekonania. Nie po raz pierwszy film otwarcia czołowego festiwalu wybrany został ze względu na nazwiska, a nie rzeczywisty poziom artystyczny. Na szczęście jednak podczas tegorocznego Berlinale mogliśmy obejrzeć wiele innych, znakomitych produkcji.
Poniżej podsumowuję swój udział w festiwalu, wybierając dziesięć tytułów, które spodobały mi się najbardziej:
- The Commune (reż. Thomas Vinterberg)
- Ja, Olga Hepnarova (reż. Petr Kazda, Tomáš Weinreb)
- Fuocoammare (reż. Gianfranco Rosi)
- Cartas da guerra (reż. Ivo M. Ferreira)
- 24 Wochen (reż. Anne Zohra Berrached)
- Chi-Raq (reż. Spike Lee)
- Where To Invade Next? (reż. Michael Moore)
- Zjednoczone Stany Miłości (reż. Tomasz Wasilewski)
- Zero Days (reż. Alex Gibney)
- Maggie’s Plan (reż. Rebecca Miller)
Nagrody przyznane w Konkursie głównym:
Złoty Niedźwiedź dla najlepszego filmu
Fire at Sea, Gianfranco Rosi
Srebrny Niedźwiedź – nagroda jury za najlepszy film
Denis Tanović, Death in Sarajevo
Srebrny Niedźwiedź dla filmu otwierającego nowe perspektywy
A Lullaby To The Sorrowful Mystery, reż. Lav Diaz
Srebrny Niedźwiedź za najlepszą reżyserię
Mia Hansen-Love, Things To Come
Srebrny Niedźwiedź dla najlepszej aktorki
Trine Dyrholm, The Commune
Srebrny Niedźwiedź dla najlepszego aktora
Majd Mastoura, Inhebbek Hedi
Srebrny Niedźwiedź za najlepszy scenariusz
Tomasz Wasilewski, Zjednoczone Stany Miłości
Srebrny Niedźwiedź za osiągnięcia artystyczne
Mark Lee Ping-Bing, zdjęcia, Crosscurrent
Najlepszy debiut
Inhebbek Hedi, reż. Mohamed Ben Attia
Złoty Niedźwiedź za najlepszy film krótkometrażowy
Balada De Um Batráquio, reż. Leonor Teles
Srebrny Niedźwiedź – Nagroda Jury za film krótkometrażowy
A Man Returned, reż. Mahdi Fleifel