Od piątku na ekranach kin oglądać możemy film To my Jordana Peele’a. To wywołujący ogromny niepokój obraz, który poza pełnieniem swojej podstawowej funkcji stanowi też znakomity komentarz społeczny i niezwykle udaną grę na spostrzegawczość. Jeśli po seansie macie w głowie lekki i zrozumiały mętlik, to zapraszam do zapoznania się z moją krótką analizą najważniejszych elementów filmu.
Uwaga! Tekst zdradza najważniejsze wątki filmu i przeznaczony jest dla osób, które go widziały!
Reżyser Jordan Peele bardzo wyraźnie zaznacza w swoim najnowszym filmie symbolikę liczby jedenaście. Od numeru nagrody, którą młoda Adelaide wybiera w wesołym miasteczku, przez „Jeremiasz 11:11” napisane na kawałku kartonu trzymanego w ręku przez niezwykle niepokojącego mężczyznę, po wynik meczu (jedenaście do jedenastu), godzinę zauważoną przez Jasona (11:11) czy adres domku kończący się na 2311 (23:11, czyli znów 11:11).
Przez cały film zastanawiałem się, co znajdę w tym wybranym przez reżysera fragmencie Biblii i od razu po seansie zacząłem szukać w sieci wskazanego cytatu z Księgi Jeremiasza. Wynik był następujący i idealnie wpisywał się w fabułę dzieła:
Dlatego tak mówi Pan: Oto sprowadzę na nich nieszczęście, z którego nie będą mogli się wydostać, a gdy będą wołać do mnie, nie wysłucham ich.
Nieprzypadkowo też, mam wrażenie, jedenastka jest kulturowo symbolem nadmiaru, przekroczenia prawa, nieumiarkowania, przesady.
Peele celowo wybrał liczbę symbolizującą nieumiarkowanie i nadmiar, bo cały film moim zdaniem stanowi krytykę konsumpcjonizmu, konformizmu i niezdrowej rywalizacji społecznej. Tropów jest aż nadto – Gabe zazdrosny o dom i inne dobra kolegi, dzieci w obliczu zagłady ekscytujące się możliwością jeżdżenia autem zamożnych sąsiadów, rodzina Wilsonów rywalizująca, kto ilu sobowtórów zabił. Znakomity jest też motyw nowoczesnej sztucznej inteligencji, która steruje domem Tylerów, a która zawodzi w jedynym momencie, w którym de facto rodzinie mogłaby rzeczywiście pomóc – zamiast wezwać policję, omyłkowo puszcza utwór Fuck the Police.
W kontekście finałowego twistu (o którym za chwilę) warto też zauważyć, że wszystko, co robi żyjąca pod ziemią Adelaide, napędzane jest przez przekaz masowych mediów (pierwsza scena filmu – oglądanie telewizji i ruch Hands Across America), a żyjąca na powierzchni sobowtórka z kolei żyje w strachu, że uwięziony pod ziemią odpowiednik ją odnajdzie. Słowem, że wyda się to, skąd pochodzi, i wszyscy zauważą, że nie pasuje do obrazka szczęśliwej, dobrze prosperującej rodziny.
Grana przez Lupitę Nyong’o postać okazuje się w finale filmu sobowtórem, który w dzieciństwie porwał żyjącą w naszym świecie dziewczynkę, uwięził ją pod ziemią i zajął jej miejsce. Jordan Peele doskonale potrafi bawić się z widzem i podrzuca mu po drodze przynajmniej kilka tropów, które mogłyby zdradzić prawdziwą tożsamość Adelaide. W jednej z pierwszych scen filmu podczas rodzinnego posiłku, gdy reszta rodziny Wilsonów je fastfoodowe jedzenie, kobieta zajada się truskawkami, co wskazuje po pierwsze na jej odmienność, a po drugie sugeruje, że nie je mięsa – co wiązać się może z urazem z okresu życia pod ziemią i koniecznością żywienia się surowymi królikami. Na plaży z kolei przyznaje, że często ma trudności z rozmawianiem z innymi ludźmi, a z retrospekcji dowiadujemy się, że po zdarzeniu w wesołym miasteczku Adelaide w ogóle przestała mówić. Oczywiście pierwotnie widz przekonany jest, że wszystkie te dziwne zachowania są wynikiem traumy z dzieciństwa, ale prawda jest, jak się okazuje, zupełnie inna – nasza bohaterka po prostu mówić nie potrafiła.