ALEX DELARGE JAKO JEZUS CHRYSTUS? Analiza MECHANICZNEJ POMARAŃCZY Stanleya Kubricka
Analiza zainspirowana została wykładem profesora Krzysztofa Kozłowskiego z Instytutu Filmu, Mediów i Sztuk Audiowizualnych UAM.
Na pierwszy rzut oka Alex DeLarge, główny (anty)bohater Mechanicznej pomarańczy, wydaje się wcieleniem czystego zła. Kradnie, znęca się nad bezdomnymi, wdaje się wraz z kolegami w bójkę z innymi zdeprawowanymi młodzieńcami, a ostatecznie dopuszcza się nawet, nieumyślnego wprawdzie, ale jednak morderstwa. Jakby tego było mało, Alex z powodu swoich karygodnych czynów nie odczuwa najmniejszych nawet wyrzutów sumienia. Ba, niegodziwe, odrażające wręcz postępki ewidentnie sprawiają protagoniście niebywałą przyjemność. Wydawać by się więc mogło, że niewielu jest bohaterów filmowych bądź literackich, którym dalej do Jezusa Chrystusa niż Alexowi DeLarge’owi. Nic bardziej mylnego. Uważny seans Mechanicznej pomarańczy pozwala wychwycić co najmniej kilka elementów, które jasno wskazują na podobieństwo losu DeLarge’a do ostatnich dni Mesjasza na ziemi.
Zdrada i pojmanie
Alex jest urodzonym przywódcą, posiada duże predyspozycje do bycia liderem. Z tego też powodu to właśnie on, a nie Pete, Georgie lub Dim, zarządza działaniami gangu. Planuje napady, wydaje rozkazy, a także siada za sterami skradzionego wspólnymi siłami Durango 95 – „wozu z piekła”. Jednym słowem: Alex cieszy się wśród pozostałych członków grupy bardzo dużym autorytetem. To on ustala zasady, jest alfą i omegą gangu. Trudno nie zauważyć, że relacja pomiędzy Alexem a jego kolegami przypomina tę, która zachodziła w Nowym Testamencie na linii Chrystus–apostołowie. Na dodatek Alex również zostaje zdradzony i wydany w ręce służb porządkowych. W przypadku Mechanicznej pomarańczy funkcję biblijnego Judasza spełniają aż trzy osoby – najbliżsi przyjaciele DeLarge’a, członkowie jego gangu.
Zanim jednak Alex zostanie zdradzony przez swoich „apostołów” i znajdzie się w rękach policji, warto jeszcze zwrócić uwagę na jedną istotną kwestię. DeLarge’a, podobnie jak Jezusa, nie interesują dobra materialne. W momencie, w którym bohater po udanej akcji relaksuje się w swoim pokoju, przez dosłownie kilka sekund kamera prezentuje widzom wnętrze jego szuflady. Znajdują się w niej różnorodne kosztowności: zegarki, biżuteria, aparaty fotograficzne czy wreszcie banknoty o wysokich nominałach. Alex nie spienięża tych przedmiotów. Traktuje je jako trofea, zdobycze – nie mają one dla niego żadnej wartości materialnej. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że Alex kolekcjonuje je ze względu na zwyczajny ludzki sentyment. Wszak stanowią one namacalną pamiątkę po niezwykle satysfakcjonujących aktach „ultraprzemocy”. Brak zainteresowania DeLarge’a dobrami doczesnymi przejawia się również w scenie, w której Pete, Georgie i Dim składają Alexowi niezapowiedzianą wizytę. Jeden z nich wychodzi wówczas z propozycją napadu na dom Lady Cat. Powodzenie skoku miałoby przynieść całej grupie bardzo pokaźne zyski finansowe. Zaskoczony Alex pyta: „I co byś zrobił z taką wielką kupą forsy? Czy nie masz już wszystkiego?”. Równie dobrze te słowa, oczywiście w nieco innej formie stylistycznej, mogłyby paść z ust Jezusa Chrystusa i znaleźć się na kartach Nowego Testamentu.
Wróćmy jednak do meritum, czyli dalszej części fabuły Mechanicznej pomarańczy. Oszołomionego Alexa przed domem dogorywającej Lady Cat odnajdują funkcjonariusze policji. Następna scena ma już miejsce na komisariacie, gdzie DeLarge jest brutalnie przesłuchiwany przez stróżów prawa. W pewnym momencie do pokoju wchodzi pan P.R. Deltoid – pracownik opieki społecznej przydzielony z urzędu do sprawy Alexa. Mężczyzna informuje bohatera o śmierci Lady Cat, a następnie, zachęcony przez jednego z policjantów, pluje protagoniście prosto w twarz. To bardzo ważny, niezwykle mocny gest – absolutne poniżenie. Warto zaznaczyć, że kamera zatrzymuje się na oplutej twarzy Alexa wyjątkowo długo, bo aż na około 20 sekund! W ten sposób Kubrick podkreśla rangę tego, na pierwszy rzut oka nie aż tak istotnego, wydarzenia. Ma ono jednak bardzo ważny, symboliczny wymiar. W nieomalże identyczny sposób poniżony został bowiem przez rzymskich żołnierzy Jezus Chrystus. Na kartach Ewangelii według św. Mateusza odnajdziemy taki oto fragment:
Wtedy żołnierze namiestnika zabrali Jezusa z sobą do pretorium i zgromadzili koło Niego całą kohortę. Rozebrali Go z szat i narzucili na Niego płaszcz szkarłatny. Uplótłszy wieniec z ciernia, włożyli Mu na głowę, a do prawej ręki dali Mu trzcinę. Potem przyklękali przed Nim i szydzili z Niego, mówiąc: „Witaj, Królu Żydowski!”. Przy tym pluli na Niego, brali trzcinę i bili Go po głowie. A gdy Go wyszydzili, zdjęli z Niego płaszcz, włożyli na Niego własne Jego szaty i odprowadzili Go na ukrzyżowanie1.
Prawdziwa męka, zarówno Alexa, jak i Chrystusa, miała się jednak dopiero rozpocząć.